Slice, Dice & Rice – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 27 kwietnia 2017Studio Dojo Games przygotowało nietypową bijatykę, której charakterystycznym elementem jest brak pasków życia. Sprawdzamy, jak takie rozwiązanie wypada w praktyce.
Studio Dojo Games przygotowało nietypową bijatykę, której charakterystycznym elementem jest brak pasków życia. Sprawdzamy, jak takie rozwiązanie wypada w praktyce.
Jeden cios, jedna śmierć
Na pierwszy rzut oka Slice, Dice & Rice wydaje się być zwyczajną bijatyką – mamy tutaj kilku wojowników do wyboru, kamerę, która przedstawia akcję z boku, a także dość standardową mechanikę starć i poruszania się po polu walki. Tym, co odróżnia produkcję Dojo Games od konkurencji, jest jednak zupełnie inne podejście do wyłaniania zwycięzcy. W tej grze nie ma pasków u góry ekranu, które wskazywałyby liczbę punktów życia posiadanych przez nas i oponentów. Zamiast tego o zwycięstwie (lub porażce) często decyduje zaledwie jeden cios. Warto tu przypomnieć, że nie jest to zupełnie nowy pomysł, bowiem już w wydanym w 1997 roku Bushido Blade było to zrealizowane w podobny sposób. Również tamta gra nie informowała nas o pozostałym „życiu”, zamiast tego wprowadzono tam coś, co nazwano Body Damage System – ataki raniły przeciwników i sprawiały, że zmniejszała się ich szybkość ataku lub ruchu itd.
W Slice, Dice & Rice postanowiono zrealizować walkę w bardzo podobny sposób, chociaż tutaj do okaleczania wrogów dochodzi rzadko, zamiast tego walki najczęściej kończą się po jednym skutecznym ataku, co z kolei przypomina niezależną produkcję o nazwie Divekick. Oczywiście, wyprowadzenie tego jednego ciosu nie jest tak proste, dzięki czemu gra, pomimo pozornej prostoty, zyskuje głębię, a starcia są nie tylko dynamiczne i emocjonujące, ale wymagają również ostrożnego, strategicznego myślenia i prób przewidywania kolejnego ruchu naszego przeciwnika.
Szybkie pięści, ostre cięcia
Sterowanie bohaterami jest bardzo proste – każdy dysponuje zaledwie trzema atakami i możliwością parowania oraz blokowania ciosów. Nie brakuje tutaj też zróżnicowanych wojowników, wśród których znalazło się miejsce dla najbardziej charakterystycznych archetypów z wszelkiego rodzaju dzieł inspirowanych kulturą azjatycką. Mamy więc m.in. zwinnego samuraja wyposażonego w katanę, mnicha, który jest w stanie zasypać przeciwnika gradem ciosów, i wojowniczkę dzierżącą w dłoniach ogromny miecz, ba – pojawia się tutaj także Małpi Król, czyli postać znana z chińskiej mitologii. Każdy z grywalnych bohaterów posiada mniej więcej te same ataki (cięcie w pionie i poziomie i specjalny, mocniejszy cios) – różnice są subtelne (np. w sposobie parowania ciosów), ale sprawiają, że postaciami gra się jednak nieco inaczej. Niestety, zróżnicowanie to pociąga za sobą pewne problemy z balansem rozgrywki – w Slice, Dice & Rice jest zaledwie 8 wojowników, a mimo to niektórzy sprawiają wrażenie bezużytecznych w starciu z innymi. Wygląda to trochę tak, jakby deweloperzy oparli pojedynki o system „papier-kamień-nożyce”, co całkiem nieźle sprawdza się w drużynowym Overwatch, gdzie w trakcie starć możemy zmieniać bohaterów, ale gorzej w bijatyce z walkami 1vs1.
Prawdziwym problemem dzieła Dojo Games nie jest jednak nie do końca zbalansowana walka, bowiem jest to coś, co można naprawić w aktualizacjach. Dużo bardziej przeszkadza rozczarowująca zawartość. Mamy tutaj standardowy tryb dla jednego gracza z kampanią, w której mierzymy się z kolejnymi przeciwnikami, a fabuła przedstawiana jest w formie czarnych ekranów z krótkim tekstem, możliwość treningu, a także tryb swobodnych starć – z komputerem lub drugim graczem. Niestety, taka opcja dostępna jest jedynie przed jednym PC, nie ma tutaj jakiegokolwiek trybu sieciowego, przez co rozgrywka szybko się nudzi. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że twórcy udostępnili także rozgrywki… sztucznej inteligencji. Jeśli tylko zechcemy, to możemy zestawić ze sobą dwóch wojowników sterowanych przez komputer. Po co? Nie mam pojęcia. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że skorzystanie wtedy z menu graniczy z cudem, bo nasze komendy są nadpisywane właśnie przez SI uczestniczącą w walce.
Bijatyka po azjatycku
Na plus w grze wypada jednak oprawa graficzna. Efektowne tła, w połączeniu z cel-shadingowymi modelami postaci, wyglądającymi na żywcem wyjęte z kart komiksów robią bardzo dobre wrażenie. Ciekawym zabiegiem było również zastosowanie ciemnych, wyblakłych kolorów – poza czerwienią. Dzięki temu na pierwszy plan wysuwa się tryskająca z oponentów krew, co jeszcze bardziej podkreśla brutalny charakter tej produkcji, jak również przypomina o tym, że otrzymanie zaledwie jednego ciosu może oznaczać porażkę w toczonej przez nas walce. Nieco gorzej wypada udźwiękowienie, bo chociaż muzyka jest całkiem klimatyczna, to już odgłosy wydawane podczas pojedynków, takie jak ranienie przeciwników czy zderzanie się broni brzmią już nieco płasko, a same dźwięki często się powtarzają.
Gra studia Dojo Games to ciekawy pomysł i przeciętne wykonanie – szkoda, bo widać tu spory potencjał. Gdyby tylko deweloperzy zdecydowali się rozwinąć dostępną zawartość, np. o ciekawszy tryb dla jednego gracza i pojedynki online, a także odpowiednio zbalansowali system walki, to ich produkcja mogłaby zawojować Steama. Ostatecznie jednak otrzymaliśmy grę po prostu średnią, która bez dalszego wsparcia i rozbudowy najprawdopodobniej zostanie szybko przez graczy zapomniana.
PLUSY:
+ ciekawy pomysł,
+ oprawa graficzna,
+ satysfakcjonująca rozgrywka.
MINUSY:
- mało zawartości,
- brak trybu online,
- nie do końca zbalansowani bohaterzy.
Źródło: fot. Dojo Games
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat