Pamiętam, jak w recenzji pilotowego odcinka Raya Donovana Dawid Rydzek wspominał, że trudno zdefiniować, o czym konkretnie opowiadał będzie główny wątek nowego serialu dramatycznego stacji Showtime. Przedstawianie głównych bohaterów, ich życia i historii zajęło scenarzystom sporo czasu, ale było to wymagane, by widz zrozumiał, jak skomplikowane relacje dzielą i łączą Donovanów. Zbliżamy się do końca sezonu i od kilku odcinków czuć już, że fabuła staje się coraz bardziej klarowna, a otwarte wątki zostają ostatecznie zakończone i wyjaśnione. Epizod z poprzedniego tygodnia bez problemu mógł funkcjonować jako finał sezonu, ale wypada się cieszyć, że tak się nie stało. "Bucky Fuckin' Dent" niemal w całości skupia się na odkrywaniu brutalnej prawdy związanej z dzieciństwem Donovanów.
Bracia zawsze trzymają się razem. Tak było, gdy Donovanowie byli dziećmi, podobnie jest też teraz. Jednak takiego bałaganu na siłowni (zupełnie niezwiązanego z galą bokserską zorganizowaną w poprzednim epizodzie) chyba nikt się nie spodziewał. Postać Bunchy’ego w Rayu Donovanie momentami bywała irytująca, ale chylę czoła przed aktorem (Dash Mihok), bo zagranie takiego bohatera nigdy nie przychodzi łatwo. Cieszy, że scenarzyści ostatecznie postanowili rozprawić się z wątkiem związanym z molestowaniem seksualnym już teraz. Subtelnie zasugerowali w poprzednim odcinku, że Bunchy może zakończyć swój żywot z własnej woli, tymczasem Donovan postanowił wziąć sprawy (czy też księdza) w swoje ręce. Ostateczne odkrycie prawdy związane nie tylko z Bunchym i Terrym, ale przede wszystkim z Rayem, mogło wprawić w osłupienie każdego widza.
[video-browser playlist="635171" suggest=""]
W pierwszej części sezonu liczba wolno rozwijanych wątków mogła być drażniąca, ale zbliżając się do końca serii wszystko, co wymyślili scenarzyści, zaczyna się łączyć w jedną całość. Są momenty, w których Rayowi i jego braciom najzwyczajniej w świecie wypada współczuć. Nawet główny bohater, spec od naprawiania problemów, z trudem jest w stanie ogarnąć całą sytuację związaną również z jego ojcem i własną rodziną. W momencie, gdy udało mu się zażegnać jeden kryzys, pojawia się kolejny, tym razem znacznie bardziej poważny, bo ze strony agenta FBI. Oczywiście niebagatelny wpływ na całą sytuację ma Mickey, ale bohater grany przez Jona Voighta po wydarzeniach z poprzedniego odcinka postanowił nieco spuścić z tonu, co w sumie nie dziwi.
Gdzieś w tle tej całej historii rodziny Donovanów wciąż obecna jest Abby, kobieta starająca się być twardą nie tylko na zewnątrz, ale też w środku. Jej przybycie na siłownię i zrozumienie całej sytuacji bez słów udowodniło, że Ray wciąż może liczyć na wsparcie bez względu na jej ukrywaną znajomość z Mickeyem. Zupełnie przeciwnie do sprawy podeszła jednak Frances okłamywana przez Terry’ego, ale jednocześnie nieznająca kulisów całej sytuacji.
Ray Donovan to serial, w którym nie ma podziału na dobrych i złych bohaterów, można mieć wrażenie, że każdy z nich ma na swoim koncie większe bądź mniejsze grzechy. Z niecierpliwością czekam, jak bardzo mroczna strona głównego bohatera objawi się w finale pierwszego sezonu. Czy zostanie niesłusznie oskarżony o morderstwo agenta FBI? A może dopadnie go Sully? Jedno jest pewne - Ray przez jedenaście odcinków dorobił się wielu wrogów, a konfrontacja z nimi jest nieunikniona.