Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz na samym początku. Ten film to nie komedia, choć dystrybutor stara się go tak sprzedać na plakatach. Swingersi to raczej film obyczajowy. Widz dostaje dwie kompletnie niełączące się ze sobą opowieści. Jedną o dwóch parach, które postanawiają urozmaicić swoje życie seksualne, próbując na jedną noc wymienić się partnerami, oraz drugą, w której Bartek (Antoni Królikowski) nieoczekiwanie ratuje z balkonu sąsiada roznegliżowaną niewiastę Sylwię (Barbara Kurdej-Szatan). I o ile pierwsza historia jak ulał pasuje do tytułu filmu, tak druga, mam wrażenie, została dopisana trochę na siłę, by produkcja miała wystarczającą długość i mogła trafić do kin. Ale po kolei. Reżyser Andrejs Ekis postanowił odrzeć ze złudzeń wszystkich widzów,  których seksualne ego jest wielkości Pałacu Kultury. Na przykładzie Fabiana, bogatej gwiazdy telewizji (Michał Koterski), uzależnionej od uwagi swoich obserwatorów na social media, pokazuje, że wyobrażenie o możliwościach seksualnych może być mocno przesadzone. Otóż nasz bohater uważa się za prawdziwego macho, któremu żadna kobieta się nie oprze i z którym każda chciałaby iść do łóżka. Jest to facet obdarzony bardzo jarmarcznym poczuciem humoru. To prostak, który jakimś cudem dorobił się milionów. Wiernie u jego boku stoi Iwonka (Joanna Liszowska), która godzi się na wszystkie idiotyczne pomysły swojego lubego, licząc na to, że uczyni ją kiedyś gwiazdą telewizji. W sumie to jest jej główny cel. Stać się rozpoznawalną celebrytką. Między innymi dlatego po wielu namowach zgadza się na pomysł Fabiana, by spróbować swingerstwa i to na oczach milionów fanów gwiazdora, bo oczywiście jeśli nie pokaże tego na swoim Instagramie, to całe przedsięwzięcie będzie bez sensu. Z drugiej strony mamy na pozór zwyczajne małżeństwo. Ona księgowa (Ilona Ostrowska), on nauczyciel (Krzysztof Czeczot). Mają mieszkanie, w którym czas się zatrzymał gdzieś na początku lat 90. Żar w ich związku już dawno się wypalił. By go ponownie rozpalić, Dorota namawia Andrzeja, by spróbowali czegoś szalonego. Tak dochodzi do spotkania obu par. I tu także spadają maski. I to bardzo szybko. Okazuje się bowiem, że seksualne przechwałki niektórych nijak się mają do rzeczywistości. I w sumie o tym jest ten film. Pomiędzy rubasznymi żartami Koterskiego skrywa się brutalna prawda, że seks nie wygląda jak na filmach porno, a miłości nie da się oszukać. Szkoda tylko, że pokazanie tego wychodzi reżyserowi tak topornie. Postać Fabiana, choć miejscami wywoła uśmiech na twarzy, bardzo szybko zaczyna człowieka przytłaczać swoim humorem. Jak pijany wujek na weselu. W małych dawkach jest ok, ale na dłuższą metę irytuje. W bonusie obok głównego wątku dostajemy także historię trójkąta miłosnego pomiędzy Bartkiem, Sylwią, Cezarym (Tomasz Oswiecinski). Związku, który opiera się na życiu w kłamstwie. Jak wiadomo, nie można na czymś takim budować fundamentu. Zwłaszcza jeśli jedna osoba w związku ma bardzo porywczy temperament. Swingersi są formatem, z którym reżyser Andrejs Ekis jeździ po świecie i robi lokalne wersje. Trochę jak z Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie, tyle że jego film jest dużo płytszy. Traktuje o ciekawym temacie i problemach ludzkich, ale nie potrafi ich dobrze zaprezentować. Wydźwięk filmu jest mocno przytłumiony przez tani dowcip. Brakuje w nim głębszego przemyślenia sprawy. Pokazania, na czym polega problem. Twórca sygnalizuje, że może być nim brak komunikacji pomiędzy partnerami, dzielenia się swoimi problemami i wspólnego szukania rozwiązania.
fot. Mówi Serwis
+1 więcej
Czystym zbiegiem okoliczności mamy w kinach dwa filmy z Antonim Królikowskim, w których aktor gra dwie zupełnie inne postaci, udowadniając tym samym, że ma szeroki wachlarz aktorski. Podobnie jest z Krzysztofem Czeczotem, który bardziej do mnie przemawia jako Andrzej niż Zenek. Michał Koterski gra na autopilocie wyluzowanego pozytywnego wariata z prostym poczuciem humoru. Jedynie Barbara Kurdej-Szatan otrzymała rolę, w której nie za bardzo ma się czym wykazać. Postać Sylwii jest tutaj zbędna. Niczego nie wnosi do historii. Pod względem aktorskim Swingersi są filmem na przyzwoitym poziomie. Niestety, scenariusz nie pozwala im na nic więcej, niż zaprezentowali. Wydaje mi się, że wycisnęli z niego, ile się dało albo nawet odrobinę więcej. Jest tutaj kilka bardzo fajnych momentów, ale to za mało, by uczynić go czymś więcej niż przeciętną produkcją.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj