Tales of the Walking Dead - sezon 1, odcinki 1-3 - recenzja
Nowy spin-off The Walking Dead na pewno podzieli fanów uniwersum. Antologiczny format serialu pozwala na przedstawienie oddzielnych historii bohaterów. Pojawiają się elementy horroru, komedii, a nawet… science fiction. Oceniam bezspoilerowo pierwsze trzy odcinki.
Nowy spin-off The Walking Dead na pewno podzieli fanów uniwersum. Antologiczny format serialu pozwala na przedstawienie oddzielnych historii bohaterów. Pojawiają się elementy horroru, komedii, a nawet… science fiction. Oceniam bezspoilerowo pierwsze trzy odcinki.
Tales of the Walking Dead to nowy serial w świecie zombie. Każdy odcinek opowiada oddzielną historię z nowymi bohaterami. Z założenia brzmi to całkiem intrygująco, ponieważ obiecuje powiew świeżości w tym rozbudowanym uniwersum. Z drugiej strony to projekt ryzykowny ze względu na przełamanie konwencji serialu. A to może zniechęcić widzów. I niestety spełnia się ten mniej optymistyczny scenariusz.
Pierwszy odcinek Tales of the Walking Dead opowiada o Joe, który po ponad 400 dniach od początku apokalipsy zombie wiedzie spokojne życie w swoim przydomowym bunkrze. Niestety dochodzi do tragedii, która motywuje go do wyruszenia w podróż. Chce spotkać się ze swoją internetową miłością. Po drodze natyka się na Evie, którą podwozi do miejsca, gdzie powinien być jej mąż. Wyprawa jest pełna niebezpieczeństw. Do tego współpraca przychodzi im z trudnością z powodu braku zaufania i różnic światopoglądowych.
Duet głównych bohaterów to najjaśniejsza strona tego odcinka. Terry Crews i Olivia Munn grają z lekkością, dzięki czemu epizod ma komediową formę z małą domieszką dramatu. Mimo dobrze dobranej obsady, która wzbudza dużo sympatii, trudno jest się przyzwyczaić do zmiany atmosfery. Nawet jeśli od czasu do czasu pojawią się zombie, to zawsze coś widzom przypomni, że to nie jest The Walking Dead. Jak choćby ekwilibrystyczny sposób zabijania żywych trupów przez Evie. Ich wspólna wyprawa interesuje w umiarkowany sposób. Obfituje w dziwne i wymyślne zwroty akcji – szczególnie końcówka jest zaskakująca, bo ma znamiona slashera. Trudno ten odcinek brać na poważnie, choć pewnie takie było założenie twórców, aby zabawić się konwencją i urozmaicić wydarzenia. Mimo wszystko mam mieszane uczucia. Chciałoby się polubić opowieść ze względu na aktorów, ale historia po prostu nie porywa. Poza tym nie znajdziemy tu bezpośrednich odniesień do flagowego serialu, ale fani na pewno wychwycą kilka znajomych motywów. Koniec końców jest to niezły odcinek.
W drugim epizodzie również na pierwszy plan wychodzi duet postaci – Blair i Gina. Nie ma mowy o przyjaźni między nimi, ponieważ pierwsza z nich jest szefową drugiej w firmie ubezpieczeniowej. Ich relacja ze względu na pewien niefortunny splot wydarzeń jest bardzo burzliwa. Twórcy postawili na komedię i choć zarówno Parker Posey, jak i Jillian Bell grają bardzo dobrze, to wywołują co najwyżej uśmiech, ale nie śmiech. To odcinek, który najbardziej podzieli widzów. Wykorzystuje pewien kontrowersyjny motyw science fiction. Twórców poniosła fantazja. Może ten pomysł by się udał, gdyby napisali lepszy scenariusz i dialogi. Skoro już podjęli się takiego szalonego wyzwania, powinni zapewnić sobie odpowiedni budżet. A niestety CGI jest tutaj na tragicznym poziomie, co nie przystoi w obecnych czasach. Cały efekt został popsuty przez kiepskie efekty komputerowe. Zastanawiamy się tylko, jak to się zakończy i gdzie nastąpi przełomowy moment. Niestety, to, że przebrnęło się przez ten odcinek, daje większą satysfakcję niż jego średnie zakończenie.
Trzeci epizod jest najlepszym odcinkiem Tales of The Walking Dead. Skupia się na Dee, czyli przyszłej Alphie, oraz jej córce. Wydarzenia rozgrywają się jakiś czas po śmierci Franka, ale przed spotkaniem z Betą. Bohaterki znajdują się na statku wycieczkowym pełnym ludzi, gdzie mogą żyć bezpiecznie, z dala od szwendaczy. O ile Dee nie czuje się komfortowo w otoczeniu luksusów, to Lydia, w którą wcieliła się ponownie utalentowana Scarlett Blum, w końcu ma okazję sprawdzić, jak powinno wyglądać normalne dzieciństwo w towarzystwie liderki grupy – Brooke. Sielanka nie trwa długo, ponieważ prom zostaje zaatakowany, mimo ostrzeżeń spostrzegawczej Dee. Bohaterki znowu muszą walczyć o przetrwanie, a jak pamiętamy – Alpha nie przebiera w środkach, aby chronić swoje dziecko.
Odcinek zaczyna się zaskakująco, ponieważ oglądamy Dee w miejscu i okolicznościach, w których trudno było sobie ją wyobrazić. Zresztą namiastka normalności i wystawnego życia na statku też jest czymś zaskakującym w uniwersum. Ten kontrast dobrze zadziałał, a obecność szwendaczy za burtą dawała upiorne wrażenie. Akcja szybko się rozkręca, a brutalne wydarzenia mrożą krew w żyłach. Szybko też do głosu dochodzi instynkt przetrwania Dee, która dla ratowania Lydii zrobi wszystko, w tym usmaruje się wnętrznościami zombie.
W końcu w Tales of The Walking Dead pojawiają się prawdziwe emocje. I nie chodzi tylko o dramatyczne wydarzenia, które spotykają bohaterki, ale też o ich skomplikowaną relację. Obserwujemy, jak bardzo straumatyzowanym dzieckiem jest Lydia, a także to, jak bezwzględną matką jest Dee. Wszystko to dzięki doskonałej Samantcie Morton, która jako Dee/Aplha jest naprawdę przerażająca, i wspaniałej Scarlett Blum w roli przestraszonej dziewczynki.
Trzeci odcinek ma mroczny charakter i ciężki klimat, ale czuć, że oglądamy historię zakotwiczoną w uniwersum The Walking Dead, a nie jakiś wymysł twórców. Pod względem realizacji i przebiegu wydarzeń można mieć pewne zastrzeżenia, ale najważniejsze, że fabuła wybrzmiewa w najważniejszych momentach, dzięki występowi aktorek. Nie brakuje makabrycznych scen, a końcówka trzyma w napięciu. Warto też dodać, że ten odcinek niespodziewanie zmienia genezę Szeptaczy, co mocno zaskakuje.
Nie jest łatwo oceniać całościowo Tales of The Walking Dead, ponieważ każdy odcinek opowiada inną historię, a do tego są one nierówne pod względem jakościowym. Wyraźnie widać, że elementy komediowe nie za bardzo pasują do tego uniwersum, choć wciąż jest to ciekawa odmiana. Twórcy dostali tak dużo swobody, że nawet postacie mogą bezproblemowo przeklinać, co w The Walking Dead jest zakazane. Mimo wszystko pozostaje niedosyt, że dwa pierwsze odcinki nie zostały lepiej zrealizowane, ponieważ miały potencjał na dobrą rozrywkę. Twarz serialu ratuje historia Dee, ponieważ daje nadzieję, że w kolejnych epizodach Tales of The Walking Dead ma jeszcze do zaoferowania interesujące historie na przyzwoitym poziomie. Oby już w bardziej poważnej formie.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat