twoje imię. można obejrzeć, przeczytać w wersji literackiej, a także komiksowej – wybór, jak widać, jest ogromny. Czas zatem dowiedzieć się, czy ma sens zabieranie się za mangową adaptację hitu Makoto Shinkaia.
Równolegle powstająca książka na podstawie scenariusza Makoto Shinkaia filmu Kimi no na wa.. (czyli po prostu Your Name. #01) jest swego rodzaju ewenementem. Rzadko zdarza się, że literacka wersja kinowej produkcji trafia do sprzedaży jeszcze przed premierą filmu. Wydawanie z kolei mangowych adaptacji hitów z ekranu czy powieści light novel to już praktyka wręcz nagminna. To zjawisko nie ominęło oczywiście także i hitu Shinkaia – Studio JG prócz wydania powieści reżysera Kimi no na wa. zdecydowało się także na wydanie mangi właśnie. Pierwszy tom ujrzał światło dzienne jakiś czas temu, drugi z kolei ukaże się pod koniec lutego.
Dla przypomnienia – Mitsuha, licealistka z wioski Itomori marzy o jak najszybszym wyjeździe do Tokio. Taki szczególnie o zmianie miejsca zamieszkania nie myśli, jest szczęśliwym mieszkańcem stolicy. Poukładane życia tych dwojga młodych ludzi zmienia się drastycznie, kiedy co kilka dni w trakcie snu zamieniają się ciałami. Fenomen powoduje mnóstwo kłopotów i komplikacji, ale sprawia też, że paradoksalnie Mitsuha i Taki poznają się coraz lepiej, jednak pewnego dnia zjawisko ustaje. Zdezorientowany Taki postanawia odnaleźć Mitsuhę, lecz prawda okaże się porażająca – przynajmniej w tomie drugim, ponieważ pierwszy kończy się w momencie, który nie sugeruje jeszcze dramatu, mającego się wkrótce rozegrać.
O ile zakup i przeczytanie wersji książkowej dzieła Shinkaia uważam za całkiem sensowne, o tyle mangę można już potraktować jako ciekawostkę. Niezaprzeczalnie brakuje tutaj większego wejścia w świadomość bohaterów, głębszego poznania ich myśli, których Shinkai w powieści nie szczędził. Komiks rządzi się jednak swoimi prawami, mając mniej lub bardziej ograniczoną przestrzeń, za to dysponując niezaprzeczalnym atutem – warstwą graficzną. Autor rysunków, Ranmaru Kotone zachował styl znany z filmu, aczkolwiek lekko zmieniając wygląd Takiego – nie jakoś szczególnie drastycznie, jednak małe różnice są po prostu zauważalne. Jego rysunki są chwilami bardzo proste, zwłaszcza jeśli chodzi o postacie znajdujące się na drugim planie. Niektóre kadry wyglądają wręcz jak pochodzące ze szkicownika. Zawsze jednak rysunki są staranne pod względem anatomicznym czy perspektywy, więc niechlujstwa zarzucić autorowi nie można. W tle zawsze coś się dzieje, co tylko się chwali. Bardzo dobrze wypada też mimika bohaterów oraz ich gestykulacja, co jest naprawdę ważne w historii o dwójce nastolatków zamieniających się ciałami.
Wydawca zdecydował się na odrobinę większy format wydania (z obwolutą), idealnie pasujący na półce do wersji książkowej tej samej opowieści. Za to tłumaczenie odpowiedzialna jest zresztą ta sama osoba, co widać – trudno zresztą wymyślić dialogi na nowo, co nie miałoby żadnego sensu. A czy warto wydać 25 zł na pierwszy tomik, a i pewnie drugie tyle na kontynuację? Miłośnicy filmu i twórczości Shinkaia pewnie i tak to zrobią. Ci, którzy z kolei nie widzieli filmu niech sięgną jednak najpierw właśnie po Kimi no na wa., które choćby swoją przepiękną animacją robi ogromne wrażenie. Ewentualnie najpierw po książkę, jednak to już kwestia absolutnie indywidualna. W dzisiejszych czasach jedną historię można przeżywać wielokrotnie na mnóstwo sposobów.