Sarah J. Maas to amerykańska pisarka fantasy, która swoje powieści tworzy w oparciu o klasyczne baśni, takie jak Piękna i Bestia czy Kopciuszek. Na swoim koncie ma serię A Court of Thorns and Roses. Tower of Dawn to historia należąca do serii Szklany tron. Wydarzenia opisywane w książce dzieją się równolegle z wydarzeniami z piątego tomu serii, czyli Empire of Storms. Chaol i Nesryn wyruszają w podróż do starego i pięknego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej ma nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme przywróci mu władzę w nogach. Uleczenie to jednak tylko część planu. Oto na tronie zasiada wszechpotężny kagan, którego Chaol ma za zadanie nakłonić do wzięcia udziału w wojnie. W Wieży świtu nie ma głównej bohaterki serii, nie ma wielu innych bohaterów. Uwaga skupia się natomiast na Chaolu. Chaol Westfall to bohater, którego do tej pory Sarah J. Maas traktowała jedynie jako tło dla innych bohaterów. Poczynając od pierwszego tomu Szklanego tronu, był to raczej bohater bez wyrazu, któremu brakowało osobowości. Jego lojalność i ślepe podążanie za Dorianem nie przysporzyło mu wielu fanów wśród czytelników. W Wieży świtu nareszcie dostał szansę pokazać się od innej strony. Chaol nie stoi już w cieniu pozostałych bohaterów. Tutaj możemy poznać motywacje, które kierowały nim do tej pory. Dzięki leczniczym kuracjom, którym się poddaje mamy również okazję lepiej poznać jego przeszłość, emocje, które nim targają. Wieża świtu to nie tylko opowieść o Chaolu, ale również o Nesryn Faliq, którą znamy już z poprzednich odsłon serii oraz o uzdrowicielce Yrene Towers. Niestety w ich wypadku nie da się nie zauważyć, że Maas wypaliła się, tworząc kobiece postacie. Każda jej kolejna bohaterka to twarda, nieustraszona buntowniczka. Dodatkowo narracja prowadzona z perspektywy Nesryn miejscami powoduje nudne przestoje i momentami nie wprowadza niczego istotnego do fabuły. Zmienia się to dopiero w drugiej połowie powieści.
Źródło: Uroboros
Wieża świtu to miła odmiana po poprzednich tomach. Maas wykreowała kolejny świat, zupełnie inny od tego, który znamy z poprzednich historii. Wspaniale opisała Anitcę z całą rządzącą nią polityką. Stworzony przez nią kaganat to władza, która działa inaczej niż ta w Adarlanie, co jest przyjemną odmianą. Na nowo musimy poznać zasady rządzące powieściowym światem. Brak Aelin i całej jej świty daje tej serii powiew świeżości. Wieża świtu to tom, który wraca do korzeni. Znów zostajemy wplątani w pałacowe intrygi, bohaterowie nie wiedzą komu ufać. Anticę nękają niewyjaśnione zbrodnie, a zło, które Chaol i reszta pozostawili na innym kontynencie, już czai się na horyzoncie. To, co wpływa pozytywnie na odbiór tej powieści, to również brak nachalnego wątku romansowego. Oczywiście Maas nie byłaby sobą, gdyby nie uwikłała swoich bohaterów w miłosne trójkąty. Na szczęście tym razem jest tego stosunkowo niewiele, a pozostałe wydarzenia i wciągająca fabuła wynagradzają te krótkie wstawki.
Sarah J. Maas bardzo sprawnie splata ze sobą wątki, o których była wzmianka w poprzednich tomach. Te na pozór mało znaczące elementy, zaczynają nabierać znaczenia i wyłania się z nich zupełnie nowy obraz całości. Bohaterowie dowiadują się również kilku nowych rzeczy, które wpływają na odbiór tej historii. Poznajemy genezę zła, które panoszy się już na pozostałych kontynentach. Sprawia to, że Wieżę świtu trzeba przeczytać przed premierą ostatniego tomu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj