Dziewiąty odcinek Zadzwoń do Saula tym razem rozpoczął się od nieco teledyskowej sekwencji ujęć, w których główni bohaterowie powrócili do normalności po dramatycznych wydarzeniach z Howardem. Kim i Jimmy wrócili do sądu, a Mike z ekipą zacierali ślady zbrodni w ich mieszkaniu, a wszystko to przy spokojnej piosence Perfect Day od Dresage i Slow Shiver. Wprowadziło to atmosferę melancholii, a także poczucia niepokoju, że coś dobiega końca, gdy patrzyło się na zamyśloną twarz Kim. Przy okazji ta sekwencja w pewien sposób zapowiadała, jakie nastroje będą panować w tym odcinku oraz w jakim tempie będzie prowadzona akcja. W nowym epizodzie dużo czasu poświęcono Fringowi, który musiał stawić się na spotkaniu z Donem Eladio, aby wyjaśnić wszystkie nieporozumienia, jakie zaistniały w kartelu. Ostatecznie boss narkotykowy wziął stronę Gusa, nie wierząc w wersję wydarzeń z Lalo, którą przedstawił Hector za pośrednictwem listu. Naigrywanie się z dzwonka Salamanki było dość zabawne, ale sama scena przy basenie emanowała napięciem. Fring nie dawał się zbić z pantałyku, a Hector nie mógł odpowiednio zareagować przez swoją niepełnosprawność. Do tego wyczuwało się ogromną wzajemną nienawiść. Cieszy też, że cała rozmowa była prowadzona w języku hiszpańskim, co nadawało jej większej autentyczności. Czasem potrafi on dodać klimatu grozy, tak jak to było w tym przypadku. Ponadto nie zabrakło podwodnego ujęcia z dna basenu, które tak bardzo upodobali sobie twórcy serialu. Dbałość o detale jak zwykle imponuje. Następnie widzowie zobaczyli, jak Gus z wyraźną ulgą wrócił do swojego domu, zaganiając Mike’a do pracy. Nawet pozwolił sobie na chwilę rozluźnienia w restauracji. Ujrzeliśmy zupełnie inne oblicze tego bohatera, co trochę zaskakiwało. Do tej pory przyjmował maskę mściwego i zimnego szefa kartelu lub fałszywie przemiłego kierownika fast foodu. Tym razem zobaczyliśmy człowieka z prawdziwymi uczuciami i emocjami. Był miły dla Davida, z którym uprzejmie rozmawiał o winie, jakby delikatnie z nim flirtując. Scena na pierwszy rzut oka wydaje się niepotrzebnym zapychaczem, ale gdy przyjrzymy się nieco bliżej, ma ona duże znaczenie w kontekście rozwoju tej postaci. Na ziemię sprowadziła Gusa opinia o krwistym posmaku wyjątkowego trunku, która przypomniała mu o horrorze ostatnich dni i śmierci Lalo, a także pewnie o losie Maxa. Niezdolny do zapomnienia o zemście, postanowił wrócić do swoich spraw, co później doprowadziło nas do historii z Breaking Bad. O ile Fring nie był w stanie delektować się winem i chwilą spokoju, tak widzowie mogli podziwiać piękne, symetryczne kadry w tej wyrafinowanej pod względem kolorystycznym scenie. Była ona niezwykle stylowa. Twórcy postanowili również wykorzystać ten dość ponury odcinek do ostatecznego zamknięcia wątku Nacho. Mike poszedł do jego ojca, aby poinformować go o śmierci syna. Scena nie była zbyt emocjonalna, ale mimo wszystko Juan Carlos Cantu w roli Manuela dobrze wyraził ból swojego bohatera oraz pogardę dla „sprawiedliwości” gangsterów. Ta scena w zupełności wystarczyła do zakończenia smutnej historii Nacho, która wywołała mnóstwo emocji nie tylko w tym sezonie, ale też w całym serialu.
fot. AMC
+7 więcej
Z kolei Jimmy i Kim poszli na stypę po Howardzie, która odbywała się w budynku HHM. Tam skonfrontowali się z Cheryl, która chciała poznać prawdę na temat uzależnienia męża. Zgodnie z zaleceniem Mike’a, bohaterowie kontynuowali opowiadanie kłamstw o Hamlinie. Zaskoczyła postawa Kim, która potwierdziła problemy prawnika, kłamiąc Cheryl w żywe oczy. Pod względem moralnym postąpiła bardzo źle, niszcząc pozytywny wizerunek męża w jej oczach. Jimmy nie był w stanie tego zrobić i widać było po nim zżerające go poczucie winy. Cała czwórka aktorów, łącznie z Edem Begleym Jr. jako Cliffem, pokazała się z bardzo dobrej strony. Natomiast najwięcej emocji wywoływały ostatnie sceny z Kim. Najpierw postać zszokowała sędziego i widzów informacją, że przestała być prawniczką. A następnie oznajmiła Jimmy’emu, że od niego odchodzi. Z jednej strony obserwowaliśmy przerażonego McGilla, który nie mógł nic zrobić w obliczu walącego się mu życia. Nie pomogły prośby i błagania, co znakomicie oddał Bob Odenkirk. To był bardzo przykry widok. Z drugiej strony oglądaliśmy doskonały występ Rhei Seehorn, która wspaniale zagrała ten moment rozstania i przyznania się, że wiedziała o Lalo. Jej wyznanie, że nie chciała niszczyć sobie świetnej zabawy z przekrętem z Howardem, gdyby Jimmy dowiedział się prawdy, było niezwykle przejmujące. Trzeba pochwalić scenarzystów za cały dialog w tej scenie, który jest niesamowity, ponieważ idealnie podkreślał indywidualny dramat każdej z tych postaci. Wszystko zostało w nim wyjaśnione, a aktorom pozostało tylko pokazać, na co ich stać. Jedynie wątpliwości można mieć co do tego, czy to rozstanie nie nastąpiło tak niespodziewanie szybko w tym sezonie, a miłosna historia tej dwójki bohaterów nie skończyła się zbyt pospiesznie. To można uznać za pewien mankament. Ale trzeba zaufać twórcom, że wybrali odpowiedni moment na to, co będzie można ocenić dopiero w kolejnych tygodniach. Odcinek zakończył się sceną z niedalekiej przyszłości, gdy Jimmy jest stuprocentowym Saulem Goodmanem. Dokładnie tym, którego znamy z Breaking Bad z wielkim ego, kwiecistą gadką i barwnymi koszulami, żyjącym jak król w swojej rezydencji. I nawet zobaczyliśmy jego charakterystyczną kancelarię z dmuchaną Statuą Wolności na dachu i oryginalnym wystrojem wnętrza. A do tego kilkakrotnie padło hasło reklamowe „Better Call Saul”. I gdyby nie postarzała twarz Boba Odenkirka to można by uznać, że oglądamy Breaking Bad. Bo nawet perfekcyjnie odwzorowano fryzurę Saula z tego serialu. Na razie trudno powiedzieć, czy mamy do czynienia z przeskokiem czasowym. Może po prostu twórcy zestawili obie sceny, aby uwidocznić moment, w którym nastąpił przełom i ta właściwa przemiana Jimmy’ego w Saula i jej skutki w wyniku złamanego serca. Trudno się nawet domyślić, co szykują nam w ostatnich czterech finałowych epizodach, ponieważ ten odcinek zakończył wszystkie istotne wątki w Zadzwoń do Saula. I to intryguje, ponieważ daje to wiele możliwości w poprowadzeniu fabuły, która jest na ostatniej prostej do połączenia się z historią z Breaking Bad. Najnowszy odcinek Zadzwoń do Saula nie szokował i nie trzymał tak w napięciu jak dwa poprzednie. Nastąpiło wyraźne spowolnienie akcji, która do tej pory wręcz pędziła, jak na ten serial. Ta powolność mogła drażnić po tym, jak zostaliśmy przyzwyczajeni do szybszego tempa wydarzeń. Mimo wszystko nie brakowało w tym epizodzie emocjonalnych i przełomowych fabularnych momentów, chwytających za serce. Tradycyjnie praca kamery i estetyka ujęć robiła ogromne wrażenie, podobnie jak dbałość o szczegóły, jak choćby zwrócenie uwagi na nowy kosz w korytarzu. Cieszy powrót do serialu Stevena Bauera jako Don Eladio – bez niego finałowy sezon byłby niesatysfakcjonujący. To był kolejny świetny odcinek w tej serii, która zaczyna zbliżać się wielkimi krokami do końca. Czas pokaże, co twórcy przygotowali widzom na pożegnanie serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj