Iiyama G-Master GCB4580DQSN - test 44,5-calowego kolosa, który może zastąpić dwa monitory
Przez ostatnie dwa tygodnie miałem okazję pracować i grać na monitorze G-Master GCB4580DQSN od firmy Iiyama, który... zajął niemal całe moje biurko.
Przez ostatnie dwa tygodnie miałem okazję pracować i grać na monitorze G-Master GCB4580DQSN od firmy Iiyama, który... zajął niemal całe moje biurko.
O tym, że monitor iiyama G-Master GCB4580DQSN to prawdziwy kolos, dowiedziałem się jeszcze przed wyjęciem go z kartonu. Ten był bowiem naprawdę sporych rozmiarów i wywołał u mnie pewną obawę. Gdy tylko odebrałem go od kuriera, zacząłem zastanawiać się, czy w ogóle... znajdę na niego miejsce na swoim biurku z blatem o raczej dość standardowych wymiarach 120 cm na 60 cm. Na szczęście, po kilkunastominutowych porządkach, udało mi się przygotować przestrzeń na giganta, który ma około metr długości i waży ponad 11 kilogramów.
Iiyama postawiła w tym przypadku na montaż w stu procentach beznarzędziowy. Nie trzeba martwić się szukaniem kluczy czy śrubokrętów. Na dodatek cały proces jest szybki i bardzo prosty, więc można uporać się z nim samemu, co nie jest regułą w przypadku sporych monitorów czy telewizorów. Wystarczy jedynie przykręcić uchwyt do solidnej podstawki, a następnie umieścić ekran na właściwym miejscu.
Pozytywne wrażenie robi nie tylko montaż, ale i możliwość regulacji. Wysokość ekranu możemy regulować w zakresie 130 mm, a do tego możemy go także pochylić o 20 stopni w górę lub 3 stopnie w dół. Warto przy tym dodać, że mechanizm działa bardzo dobrze. Nie stawia ani przesadnego oporu, ani też nie ma wyczuwalnego luzu, a w przypadku tak dużego sprzętu nie było to wcale niczym pewnym. Nie zapomniano też o mocowaniu VESA 100 x 100, dlatego nic nie stoi na przeszkodzie, by wykorzystać inny uchwyt. Trzeba jednak pamiętać o sporych wymiarach i wadze.
Do gustu przypadł mi także design tego modelu. Producent nie poszedł w kierunku przesadnie gamingowej estetyki i postawił na klasyczny, stonowany wygląd, dzięki czemu wpasujemy go zarówno do "gamingowej jaskini", jak i domowego biura. Na dobrą sprawę nie znajdziemy tutaj żadnych elementów, które wykrzykiwałyby, że mamy do czynienia z urządzeniem stworzonym (między innymi) do gier. Jest gustownie i minimalistycznie. Z tyłu znajdziemy sporo portów, w tym dwa razy HDMI w wersji 2.1, DP oraz 3 USB. Niestety dostęp do nich nie jest zbyt łatwy i trzeba się trochę nagimnastykować, by umieścić kable we właściwych miejscach. Na szczęście nie jest to coś, co będziemy regularnie powtarzać. Pośrodku dolnej ramki znajdziemy zaś czterokierunkowy joystick do nawigowania po OSD oraz przycisk zasilania.
Kolosalny, zakrzywiony wyświetlacz o przekątnej 44,5 cala i rozdzielczości 5120 x 1440 sprawia, że na dobrą sprawę możemy tu mówić o zamienniku dwóch "typowych" monitorów. I w zasadzie właśnie tak możemy z niego korzystać. Bez najmniejszego problemu podzielimy ekran na dwie części, na których wyświetlimy różne treści. Możemy zestawić obok siebie dwa okna przeglądarki internetowej, Photoshopa, program do obróbki wideo, grę czy w zasadzie cokolwiek innego. Ułatwia to wielozadaniowość, a brak fizycznych przerw pomiędzy dwoma oknami to coś, do czego naprawdę szybko można się przyzwyczaić.
G-Master to jednak przede wszystkim sprzęt do gier. Zastosowany panel VA o matowym wykończeniu zapewnia dobrze odwzorowane kolory i całkiem głęboką czerń, choć oczywiście daleko temu do ekranów OLED. Graczy ucieszy również bardzo wysoka częstotliwość odświeżania obrazu (165 Hz) oraz deklarowany przez producenta czas reakcji wynoszący 0,8 ms – choć to prawdopodobnie absolutnie najniższy wynik, jaki można osiągnąć, idąc na pewne kompromisy i korzystając z różnych "ulepszaczy" dostępnych z poziomu menu. Mamy też maksymalną jasność na poziomie 450 cd/m² i wsparcie dla HDR, przynajmniej w teorii. W praktyce efekt ten jest na tyle delikatny, że dość szybko postanowiłem z niego zrezygnować.
Rozgrywka na monitorze ultrawide i w proporcjach 32:9 to czysta radość. Pod warunkiem że uruchamiamy grę, która takie rozdzielczości obsługuje. Sprawdziłem kilka tytułów z ostatnich lat – Cyberpunk 2077, zgodnie z oczekiwaniami, robił kolosalne wrażenie na 44,5-calowym ekranie, podobnie jak porty gier z PlayStation. Niedawne Ghost of Tsushima wyglądało kapitalnie, a powrót do Days Gone po kilku latach, tym razem na pececie, okazał się przemiłym doświadczeniem. W moim odczuciu na przejściu na taki monitor najwięcej zyskują jednak wszelkiego rodzaju symulatory i gry wyścigowe. Odpalenie Forzy Horizon 5 i przejście na widok z kokpitu to zupełnie inny poziom immersji!
Wbrew pozorom, do komfortowej zabawy w natywnej dla tego monitora rozdzielczości 5120 x 1440 nie potrzeba sprzętu z absolutnie najwyższej półki. Na moim domowym pececie z procesorem Ryzen 5 5600 i kartą graficzną NVIDIA GeForce 4060 we wszystkich wymienionych powyżej tytułach mogłem bez najmniejszych problemów grać w 60 klatkach lub nawet więcej, bo w Days Gone, na domyślnych detalach, licznik regularnie wskazywał okolice 90-100 klatek.
Sytuacja wygląda zupełnie inaczej w przypadku uruchamiania treści – gier lub wideo – które wsparcia dla takich proporcji nie mają. Wtedy musimy liczyć się z czarnymi pasami, a odbiór tego to już kwestia gustu.
Monitor iiyama G-Master GCB4580DQSN przez około dwa tygodnie, które u mnie spędził, z powodzeniem zastąpił mi dwa inne sprzęty, a de facto trzy inne ekrany: 28-calowego LG Ultragear i JSAUX FlipGo. Mimo tego nie czułem, bym cokolwiek na takiej "wymianie" stracił, a wręcz przeciwnie. Ogromna przestrzeń robocza na urządzeniu Iiyamy sprawiła, że zarówno praca, jak i rozrywka stały się zdecydowanie przyjemniejsze. Choć cena wynosząca około 3200 zł może wydawać się spora, to wypada ona zdecydowanie bardziej atrakcyjnie, gdy zestawimy to urządzenie z innymi produktami z segmentu ultrawide lub przyrównamy ją do kwoty, którą trzeba byłoby zapłacić za dwa mniejsze monitory o rozdzielczości 1440p.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat