Wszyscy aktorzy, którzy grali Jamesa Bonda: najdokładniejszy przewodnik. Connery nie był pewnikiem, a model wygryzł Moore'a
James Bond to jedna z najbardziej ikonicznych postaci w historii kina. Zapraszam w podróż przez jej wzloty i upadki tej filmowej franczyzy.
Jeśli poprosilibyśmy grupkę ludzi o wskazanie najbardziej ikonicznego agenta specjalnego w historii kina, to jestem przekonany, że większość postawiłaby właśnie na Jamesa Bonda. O początkach tej postaci, jeszcze sprzed wielkiego hollywoodzkiego boomu, pisałem już w tym artykule.
Tym razem skupię się na historii całej serii. Na jej początkach, wzlotach i upadkach, które pełne były kontrowersji, zakulisowych przepychanek i sporów prawnych. Dlaczego Ian Fleming miał problem z angażem Connery'ego i ile razy ten drugi powrócił do roli? W jaki sposób australijski model zdobył prawo do noszenia garnituru agenta 007? Co się stało, że Bond niemal otrzymał kategorię dla dorosłych, a Daniel Craig zrewolucjonizował postać?
Nie zabraknie też rankingu najlepszych produkcji z Jamesem Bondem według serwisu Rotten Tomatoes i TEJ piosenki Madonny.
Era Seana Connery'ego
Jak Bond niemal został kobietą?
Obsadzenie pierwszego agenta 007 nie było proste. Fleming miał bardzo jasną wizję bohatera. Widział w tej roli Richarda Burtona, który jednak mu odmówił. W nowej biografii o Ianie Flemingu Nicholasa Shakespeare'a pojawia się cytat: "Wydaje mi się, że Richard Burton byłby najlepszym Bondem"; o Jamesie Stewarcie: "Nie miałbym nic przeciwko jemu, ale musi zangielszczyć swój akcent" czy Jamesie Masonie: "Może będziemy musieli zdać się na niego". Co ciekawe, późniejszy Bond, czyli Roger Moore, mógł dostać rolę już przy pierwszych adaptacjach powieści Fleminga, lecz jego zobowiązania kontraktowe to uniemożliwiły. W grze było jeszcze wielu kandydatów – Peter Finch, Cary Grant, Dirk Bogarde, Trevor Howard, Rex Harrison, Richard Todd, Michael Redgrave, Patrick McGoohan oraz Richard Johnson. Były również rozmowy o tym, aby z Bonda uczynić kobietę i nazwać ją Jane Bond. Nie wynikały one jednak z progresywności twórców czy nawet szacunku do dokonań pięciokrotnie nominowanej do Oscara Susan Hayward. Po prostu postać 007 uznano za absurdalną, przegiętą i głupią. Niektórzy uważali, że kobieta wypadłaby w takiej roli wiarygodniej od mężczyzny. Kiedy studio zaproponowało Seana Connery'ego, wówczas mało znanego szkockiego aktora, pisarz nie był do niego przekonany. Uważał, że Connery był bardziej kaskaderem i przypominał zwykłego trepa niż charyzmatycznego dżentelmena. Na dodatek nie znał dworskiego angielskiego! Do zmiany decyzji przekonała go rzesza przyjaciółek, które chętnie podkreślały, jak bardzo atrakcyjnym mężczyzną jest Connery.
Jak John F. Kennedy sfinansował pośrednio kolejne filmy z Bondem
Pierwszy film został nakręcony przez Terence'a Younga, a swoją premierę miał w 1962 roku. Doktor No od razu stał się klasykiem i punktem wyjścia dla każdej kolejnej produkcji z agentem 007. To tam padło po raz pierwszy ikoniczne: "Bond. James Bond". Wprowadzono wiele elementów charakterystycznych dla serii w późniejszym okresie: specyficznego złoczyńcę, ikoniczny motyw muzyczny, pierwszą dziewczynę Bonda czy scenę z wnętrzem lufy od pistoletu, w której – co ciekawe! – przez pierwsze trzy filmy nie grał Sean Connery, a jego dubler, Bob Simmons. Budżet był zaskakująco niski, ponieważ wynosił ledwie milion dolarów. Produkcja nie byłby natomiast możliwa bez prezydenta Stanów Zjednoczonych, Johna F. Kennedy'ego, który w 1961 roku na łamach tygodnika Time stwierdził, że From Russia With Love to jedna z jego ulubionych książek. Dzięki temu stwierdzeniu stała się bestsellerem, co pomogło w sfinansowaniu adaptacji. Na przestrzeni lat film zarobił niemal 60 milionów dolarów. Nie trzeba było długo czekać na kontynuację.
Kolejny film z serii, czyli Pozdrowienia z Rosji, miał większy budżet o milion dolarów. Wprowadził kolejne elementy, które miały zostać w serii na zawsze, na przykład postać Q, a zatem zbrojmistrza, gadżeciarza i współpracownika głównego bohatera o nazwisku Boothroyd – co jest nawiązaniem do człowieka, który przekonał Iana Fleminga do tego, że 0.25 kalibrowa Beretta jest pistoletem dla dam, a nie specjalnych agentów. To jemu zawdzięcza się to, że Bond w kolejnych produkcjach używa Walthera PPK.
Multiwersum, którego nie powstydziłby się Marvel
Pozdrowienia z Rosji i Goldfinger były kolejnymi hitami z małymi budżetami, które zarobiły ogromne pieniądze – druga z wymienionych produkcji przekroczyła barierę 100 milionów dolarów Kolejne produkcje budowały mitologię Jamesa Bonda na wielkim ekranie. Czasy jednak się zmieniały, więc na niektóre zachowania agenta patrzyło się z niesmakiem. Z tego powodu złagodzono jego podejście do kobiet w Goldfinger. Operacja Piorun przyniosła kilka problemów, a działania Fleminga sprzed lat postawiły producentów przed niełatwym zadaniem. McClory'emu udało się odzyskać część ekranowych praw do niektórych elementów historii, wątków i postaci. Żyje się tylko dwa razy z 1967 roku było tymczasowym zwieńczeniem roli Seana Connery'ego jako agenta 007. Produkcja zarobiła nieco mniej od Operacji Piorun (która zainkasowała 141 milionów dolarów), bo jej wynik w ogólnoświatowym box offisie stanął na 111 milionach. Rok 1967 był interesujący, ponieważ zadebiutowała wówczas druga adaptacja powieści Iana Fleminga, czyli... Casino Royale. Kiedy Broccoli i Saltzman nabyli prawa do serii Fleminga, nie obejmowały one pierwszej części z serii, która została wcześniej zaadaptowana na małym ekranie. Po śmierci Gregory'ego Ratoffa, który te prawa posiadał, przeszły one w ręce Charlesa K. Feldmana. Casino Royale z 1967 roku było satyrą, która uderzała w odcinek telewizyjny z zeszłej dekady. David Niven wcielał się w Sir Jamesa Bonda, a Woody Allen w Jimmy'ego Bonda. Można żartobliwie porównać to do multiwersum Marvela, ponieważ w produkcji pojawił się też trzeci Bond grany przez Petera Sellersa. Wziął w niej udział nawet Orson Welles, który wcielił się w złowieszczego Le Chiffre'a. Wówczas Casino Royale, choć nie z głównej serii o Bondzie, miało największy budżet, bo przekraczający po raz pierwszy granicę 10 milionów. Produkcja jednak nie była wielkim sukcesem, bo zarobiła ledwie 41 milionów.
Era George'a Lazenby'ego
Jak australijski model został najsłynniejszym agentem?
Sean Connery przy okazji Żyje się tylko dwa razy zapowiedział, że chce odejść. Rola była dla niego męcząca z powodu zobowiązań kontraktowych, napiętego grafiku i wyczerpującej promocji. Producenci od razu zaczęli szukać zastępcy, którego znaleźli w osobie George'a Lazenby'ego, australijskiego modela z niewielkim doświadczeniem aktorskim. Studio miało już oko na Timothy'ego Daltona, który później miał się wcielić w Bonda, ale do W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości był jeszcze za młody. Myślano również o Rogerze Moorze, ale wojna w Wietnamie pokrzyżowała te plany. Studio chciało zatrudnić kogoś nieznanego do roli, by w nią wsiąknął, a nie zasłonił własną sławą, ale i to się nie udało, bo Moore był już uznanym aktorem i gwiazdą telewizji. Jak Lazenby przekonał producentów? W eleganckim garniturze skrojonym pod Seana Connery'ego i ze stylowym zegarkiem pojawił się w biurze Saltzmana i Broccoliego i powiedział: "Słyszałem, że szukacie Jamesa Bonda". To miało stanowić jego przepustkę do dostania roli.
Niestety film nie przyjął się dobrze. Chociaż po latach produkcja została doceniona i cieszy się uznaniem fanów oraz krytyków, początkowo Lazenby był krytykowany przez grono jednych i drugich. Jego aroganckie zachowanie na planie nie pomagało, a na czerwonym dywanie pojawił się z brodą, która nijak nie pasowała do odgrywanej przez niego postaci. Film zarobił też mniej od ostatniej produkcji z Seanem Connerym. Aktorowi zarzucano niezręczność. Chociaż dobrze odgrywał sceny walk i wyczyny kaskaderskie, brakowało mu emocjonalnej głębi i warsztatu aktorskiego. Mimo tego Eon Productions zaproponowało mu kontrakt na kolejnych siedem filmów, lecz za namową swojego agenta, który przekonywał, że seria nie przetrwa lat 70., Lazenby odmówił. Później bardzo tego żałował.
Studio pragnęło sukcesu po nieudanej przygodzie z australijskim modelem. Zdecydowano się na powrót do sprawdzonych metod i Seana Connery'ego, któremu zaproponowano 1.25 miliona dolarów za rolę oraz dodatkowe 12,5% przychodów z filmu. Na stołek reżysera wrócił Guy Hamilton, który był odpowiedzialny za Goldfinger, a także Shirley Bassey, która do tego filmu nagrała ikoniczną piosenkę. Diamenty są wieczne to oficjalny koniec przygody Connery'ego z Bondem (przynajmniej na jakiś czas!). Produkcja zarobiła na siebie tyle, by studio mogło w spokoju poszukiwać kolejnego kandydata do roli.
Era Rogera Moore'a
Roger Moore zaliczał się do grona kandydatów już przy okazji castingu do Doktora No, lecz wtedy powstrzymały go zobowiązania kontraktowe. W dostaniu roli agenta 007 pomógł również hazard – często grywał w tych samych miejscach z producentami serii, Saltzmanem i Broccolim. Ich rywalizacja zaowocowała angażem do roli. Nie wszyscy byli do niego pozytywnie nastawieni. Moore był pacyfistą (takie nastroje dominowały wówczas w Stanach Zjednoczonych z powodu wojny w Wietnamie). Brzydził się przemocą. To dlatego pojawiło się przekonanie, że Bond zabijał, ale nie czerpał z tego przyjemności.
Czas komedii i przesady, ale i walka z "blackface"
Roger Moore zagrał w siedmiu filmach z serii i był najstarszym aktorem, który wcielił się w postać. Zaczął w wieku 45 lat, a skończył jako 57-latek. Kolejny film był szczególnie istotny. Publiczność musiała zaakceptować nowego aktora i pokochać go w tej roli. Nie było to łatwe zadanie. Produkcja Żyj i pozwól umrzeć okazała się piekłem. Zalewisko w Luizjanie, gdzie kręcono zdjęcia, zostało podtopione, kaskaderzy nieumyślnie rozbijali łodzie, a Moore trafił do szpitala z powodu kamieni nerkowych. Film ostatecznie spotkał się z ciepłym przyjęciem, a fani zdali się zaakceptować nowego agenta 007. Krytykowano jego podejście do kobiet i sposób ukazywania innych ras na ekranie, ale była to produkcja bardzo progresywna za kulisami – dublerzy dla postaci czarnoskórych w przeszłości byli w rzeczywistości białymi mężczyznami, którzy robili tzw. "blackface'a". To się zmieniło wraz z produkcją Żyj i pozwól umrzeć – czarni kaskaderzy zastępowali w scenach akcji czarnych aktorów. Był to wówczas najlepiej sprzedający się film w historii serii z wynikiem 160 milionów dolarów.
Era Moore'a obejmowała siedem filmów. Zdarzyło się jedno potknięcie w postaci Człowieka ze złotym pistoletem, który był drugim filmem z Rogerem w roli agenta, a który to zarobił mniej niż 100 milionów dolarów. Moore był innym Jamesem od Connery'ego czy Lazenby'ego. Potrzebował czasu, by wsiąknąć w rolę. Później jednak okazał się dobrym wyborem na Bonda, który rzucał wieloma kultowymi tekstami i brał udział w bardziej kampowych, stawiających na humor produkcjach.
Bond kontra Gwiezdne Wojny
Po Człowieku ze złotym pistoletem drogi Saltzmana i Broccoliego się rozeszły, a ten drugi przejął prawa do serii. Po trzech latach od tego filmu powstała kolejna część, która znów pobiła rekordy popularności w kinach i zarobiła mnóstwo pieniędzy. Szpieg, który mnie kochał był ostatnim filmem, który miał w kontrakcie Moore. Po zakończeniu trzeciej produkcji z serii pojawiły się napisy końcowe zapowiadające następne dzieło, co współcześnie kojarzy się z MCU. Okazało się, że Roger powróci w Tylko dla twoich oczu, ale... do tego nie doszło. Wybuch popularności Gwiezdnych Wojen w 1977 roku sprawił, że i Bond zmienił kurs. Postawiono na więcej wybuchów i kosmicznej rozwałki. W ten sposób Moonraker zarobił rekordowe 210 milionów dolarów, chociaż nie polubił się z krytykami (mimo nominacji do Oscara za Najlepsze efekty specjalne). Fani dostali oczekiwane Tylko dla twoich oczu, a Bond zszedł z powrotem na ziemię. Wykorzystano również (nie)Bloefelda, by zamknąć jego wątek, choć oficjalnie i prawnie ta postać należała już do McClory'ego po batalii w sądzie z Ianem Flemingem (dlatego nie można było tej postaci nazwać wprost). Był to również jedyny tytuł z serii, w którym nie pojawił się kultowy M.
Bond kontra Bond
Kontrakt Moore'a wygasł, a studio miało już oko na Jamesa Brolina. Jednak McClory po otrzymaniu praw do adaptacji Operacji Piorun, postanowił stworzyć własny film zatytułowany Warhead. Do roli Bonda powrócić miał Sean Connery, który również pracował nad scenariuszem. Miał odjechane pomysły: skradzione głowice nuklearne, ryby-roboty oraz rekiny pływające w kanałach Nowego Jorku. Chociaż produkcja nie została zrealizowana (obawiano się pozwu od Broccoliego), w 1983 roku doszło do starcia dwóch Bondów. Sean Connery powrócił w glorii i chwale do kultowej roli (tym razem naprawdę po raz ostatni, przysięgam!) w Nigdy nie mów nigdy. W filmie w roli dziewczyny Bonda pojawiła się Kim Basinger, a całość wyreżyserował Irvin Kirshner, który miał już na koncie legendarne Imperium kontratakuje. Broccoli z obawy przed tym, że fani wybiorą dzieło z Connerym, zwrócił się do Moore'a z prośbą o pozostanie w roli na kolejny film. Co ciekawe, w Ośmiorniczce Maud Addams znów pojawiła się jako dziewczyna Bonda po występie w Człowieku ze złotym pistoletem, co stanowiło pewien precedens.
Zabójczy widok był ostatnim filmem Moore'a, który nie zebrał szczególnie przychylnych opinii. Krytykowano niezręczność, szczególnie jeśli chodzi o sceny miłosne między 57-letnim Moorem a znacznie młodszą aktorką. Odtwórca roli 007 przyznał, że było to dla niego niekomfortowe doświadczenie, a on sam już nie nadawał się do roli Bonda. Co ciekawe, o mały włos u boku Christophera Walkena nie zagrał David Bowie, który miał wcielić się w jednego z pomniejszych złoczyńców.
Era Moore'a była krytykowana z wielu względów, głównie przez komediowe podejście i przesadzone pomysły, a także kampowy nastrój. Nie można jednak odmówić, że aktor złapał byka za rogi i pozwolił serii żyć po odejściu Seana Connery'ego, którego pokonał w bezpośrednim pojedynku. 1:0 dla Moore'a.
Era Timothy'ego Daltona
Ktokolwiek obejrzał nowe Road House, na pewno usłyszał w głowie głos Conora McGregora (nie wiem, jak się nazywał jego bohater, bo i tak grał samego siebie). Broccoli i spółka nie poszukiwali jednak Timothy'ego Daltona od razu. Wśród listy kandydatów na nowego Bonda znalazł się również Sam Neill, ale i tradycyjnie dla tej serii był tam aktor, który miał dostać tę rolę w przyszłości, czyli Pierce Brosnan. To on był również faworytem producentów, ale jego zobowiązania kontraktowe nie pozwoliły na dopięcie szczegółów. Brosnan był gwiazdą serialu Remington Steele, który wstrzymano. Wtedy postanowił szukać innej pracy i prawie ją znalazł, lecz plotki o zainteresowaniu aktorem i rychłym zdobyciu angażu do roli agenta 007 sprawiły, że oglądalność serialu wzrosła. Stacja NBC zapewniła sobie prawo, by w ciągu 60 dni móc wznowić produkcję kolejnego sezonu. Dokładnie 59 dnia postanowiono wykorzystać tę opcję.
Bond tylko dla dorosłych?
W obliczu śmierci był pierwszym z dwóch filmów z Timothym Daltonem w roli głównej, Walijczykiem z teatralną przeszłością, który już wcześniej otarł się o rolę agenta 007. Produkcja została ciepło przyjęta przez krytyków, którzy polubili występ aktora w kultowej roli. Publiczność również go zaakceptowała, a film zarobił ponad 40 milionów więcej od łabędziego śpiewu z Rogerem Moorem. Dalton był zupełnie innym Bondem od swojego poprzednika. Historia była poważniejsza, mroczniejsza i bardziej przyziemna. Stonowano humor, postawiono na powagę i dramatyzm.
Wydawało się, że była to kolejna recepta na sukces marki, ale już przy okazji Licencji na zabijanie pojawiły się problemy. Po pierwsze – film miał mieć zupełnie inny tytuł, a mianowicie Licence Revoked. Publiczność nie rozumiała jego znaczenia. Myśleli, że chodziło o odebranie licencji na prawo jazdy, a nie zabijanie. To doprowadziło do szerokiej kampanii wyjaśniającej, ale nie pomogło w promocji filmu w Stanach, gdzie zarobił jedynie 35 milionów dolarów. Znacznie lepiej poradził sobie na świecie, łącznie gromadząc 152 miliony. Była to produkcja, która otarła się o granicę kategorii dla dorosłych, czyli R, z powodu scen okaleczenia Felixa Leitera i jego żony przez złoczyńców, których potem Bond ścigał wbrew woli swojej agencji (za co odebrano mu tytułową licencję). Dalton chętnie pogłębiał psychologię postaci, a seria szła w mrocznym kierunku. Publiczność nie była na to gotowa. Skrytykowano produkcję za nadmierną przemoc.
Kolejny film był już zaplanowany na 1991 rok. MGM, które dystrybuowało produkcje z tej serii, miało plany na jej sprzedanie, ale pozew od Broccoliego skutecznie ich powstrzymał. Produkcja zaliczyła jednak obsuwę, która spowodowała, że Dalton stracił zainteresowanie rolą. To zmusiło twórców do znalezienia nowego Bonda. Przewijające się nazwiska kandydatów wskazywały na Mela Gibsona lub Liama Neesona, ale to właśnie Pierce Brosnan otrzymał rolę. Miał przed sobą trudne zadanie.
RANKING FILMÓW Z SERII JAMES BOND WG. ROTTEN TOMATOES
Era Pierce'a Brosnana
Przed Brosnanem i całą serią Bonda stało niełatwe zadanie. Zimna Wojna, która często przewijała się w tych filmach, została zakończona, a zdrowie Broccoliego znacznie podupadło. Słynny producent zmarł niedługo po premierze pierwszego filmu z Piercem Brosnanem w roli 007. Ikonicznego agenta czekały zmiany, ale prawdziwa rewolucja nastąpiła dopiero przy Craigu.
Film GoldenEye (tytuł oznaczał nazwę rezydencji, która należała do Fleminga) został dobrze przyjęty przez fanów i krytyków, a Brosnan do dziś jest wymieniany jako jeden z najlepszych w tej roli. Twórcy odeszli od mroku i brutalności ery Daltona. Powrócili do znanych i lubianych motywów, choć w odświeżonej formie, która prawdopodobnie byłaby jeszcze ciekawsza, gdyby udało im się zakontraktować reżysera Johna Woo. Publiczność dostała to, co lubiła w Bondzie najbardziej – dużo akcji, aktora pełnego charyzmy oraz ilość seksapilu wykraczającą poza skalę. Był to również debiut Judi Dench w roli M, która była pierwszą kobietą piastującą to fikcyjne stanowisko.
Powrót do klasyki
Ogromny sukces finansowy GoldenEye, który zarobił 200 mln dolarów więcej od poprzednika, poskutkował szybkim rozpoczęciem prac nad kontynuacją... bez gotowego scenariusza. Było to widać! Jutro nie umiera nigdy nie polubiło się z krytykami, ale zarobiło podobne pieniądze co poprzednik. Warto też podkreślić, że Bond mierzył się w tym czasie z Titanikiem, który przez wiele lat był najlepiej zarabiającym filmem w historii kina.
Dla twórców stało się jasne, że Bond potrzebuje nowego podejścia. Z tego powodu zatrudniono dwóch scenarzystów, którzy w przyszłości mieli odpowiadać za kolejne produkcje o agencie 007, czyli Neila Purvisa i Roberta Wade'a. Początkowo na stołku reżysera miał zasiąść Peter Jackson, jeszcze przed ogromnym sukcesem trylogii Władcy pierścieni, ale producenci stracili nim zainteresowanie i postawili na nieznanego w tamtym czasie Michaela Apteda. Świat to za mało było pożegnaniem Bonda z XX wiekiem, ale też pożegnaniem Desmonda Llewelyna w roli Q. Schedę po nim przejął John Cleese. Film zarobił 361 mln dolarów, co było rekordową sumą dla serii i ery Brosnana.
A ta miała dobiec końca lada moment. Twórcy po wydarzeniach z 11 września 2001 roku wiedzieli, że świat się zmienił. Bond również musiał taką przemianę przejść. Stało przed nimi niełatwe zadanie. Śmierć nadejdzie jutro było 20. filmem z serii i ukoronowaniem 40-letniej historii, która wiązała Bonda z kinem. W związku z tym zdecydowano się na fanserwis w postaci całej masy easter eggów. Współcześnie ta produkcja jest oceniana jako jedna z najgorszych, bo postawiła na żerowanie na nostalgii. Mierne efekty specjalne, a także okropna piosenka Madonny tylko wbiły gwóźdź do trumny. Nie pomogła premiera Tożsamości Bourne'a, który w tamtym czasie oferował zupełnie inne podejście do gatunku szpiegowskiego i postawił w pierwszej kolejności na brutalny realizm. Pierce Brosnan pożegnał się po tym filmie z rolą, a twórcy "przywitali" prawa do ekranizacji powieści, która rozpoczęła to wszystko, dzięki wymianie za prawa do Spider-Mana.
Era Daniela Craiga
Petycje o recast nie są nowością, czyli o tym, jak publiczność nie godziła się na blondyna
Casino Royale było hitem. Jestem przekonany, że w rankingach większości z Was figuruje przynajmniej w TOP 5 ulubionych i najlepszych filmów z serii. Postawiono na coś kompletnie innego. Bond Craiga był inny – brutalny, bezpośredni. Takie były też sceny akcji, przy których zrezygnowano z przesady i nadmiernego użycia efektów komputerowych. Nie bez powodu Casino Royale przez wiele lat utrzymywało Rekord Guinnessa dotyczący... wielokrotnego obrotu samochodu podczas dachowania. Film stanowił niejako origin story agenta. Słynne słowa "Bond, James Bond" usłyszeliśmy dopiero w ostatniej scenie. O wiele bardziej pasował też do wizji Fleminga, który wprost nazywał stworzoną przez siebie postać "tępym narzędziem przemocy". Czy spodziewano się takiego sukcesu? Absolutnie nie. Craig występował wcześniej w mniejszych i stosunkowo nieznanych produkcjach, a publiczność nie była mu przychylna. Ba! Tworzono nawet petycje internetowe, byleby go zmienić na kogoś innego, a pytania o przefarbowanie włosów na inny kolor, ponieważ widzowie nie akceptowali blondwłosego Bonda, padały co jakiś czas. Sam Craig był sceptycznie nastawiony:
A kandydatów było oczywiście kilku. Wśród nich wymieniano m.in. Henry'ego Cavilla czy Sama Worthingtona, ale obaj zostali uznani w tamtym czasie za zbyt młodych do tej roli. Czy tradycji stanie się zadość i któryś z nich zostanie nowym Bondem? Przekonamy się w przyszłości!
Wzlot i upadek
Casino Royale zrewitalizowało markę i postać samego agenta, ale kroczące po jego śladach 007 Quantum of Solace zaprzepaściło to kompletnie. Przez strajk scenarzystów produkcja była kręcona w znacznej mierze bez scenariusza. Z tego powodu postawiono głównie na akcję, która jeszcze bardziej przypominała Bourne'a. Brak gadżetów i Q dawał się we znaki i zdawało się, że Bond traci własną tożsamość, kierując się w stronę typowego kina akcji. Fabuła była pozbawiona polotu i finezji, a Bond został uwikłany w prostą historię o zemście, która nie miała wiele sensu. Marc Foster, reżyser filmu, tak o nim mówił:
Mimo problemów Quantum of Solace zarobiło, podobnie do Casino Royale, niemal 600 mln dolarów. Przełom nastąpił przy Skyfall, które wyreżyserował Sam Mendes, a które miało stanowić ukoronowanie 50-letniej historii serii, choć tym razem na szczęście nie postawiono na festiwal easter eggów. Roger Deakins i jego niesamowite zdjęcia były przepisem na nominację do Oscara, którą zasłużenie uzyskał. Z kolei piosenka Adele, która nawiązywała do tytułu produkcji, Oscara faktycznie wygrała – tak samo jak edycja dźwięku. Nominowany został również Thomas Newman za muzykę. Nominowano także miksowanie dźwięku. Skyfall znacznie bardziej przypominało dawne filmy z Jamesem Bondem w roli głównej. Wprowadzono także młodego Q, którego relacja z doświadczonym Bondem była inna niż w poprzednich produkcjach. Judi Dench żegnała się natomiast z rolą M, którą miał przejąć Ralph Fiennes w kolejnym filmie, a jej znaczenie w fabule było większe. Można powiedzieć, że stanowiła serce filmu. Powróciły gadżety, stonowana i lepiej nakręcona akcja, a wszystko ubrano w zdjęcia równie piękne, co garnitury noszone przez agenta 007. Wszystko zagrało w tej produkcji, która po raz pierwszy (i dotychczas jedyny!) zgromadziła na koncie ponad miliard dolarów. Wiele wskazywało na to, że to również ostatni film z Danielem Craigiem w roli głównej, ale lukratywna oferta ze strony studia skłoniła go do pozostania.
Spectre spotkało się z mieszanymi opiniami. Sam Mendes powrócił na stołek reżysera, ale chcąc nawiązać do głupotek i absurdów znanych z klasycznych Bondów, zdecydowanie przesadził. Produkcji brakowało pazura, a Daniel Craig, który na każdym kroku narzekał na rolę i mówił o chęci odejścia, również nie pomógł w promocji. Nie można mu się jednak dziwić. Postawienie na efekty praktyczne kosztowało go mnóstwo większych i mniejszych urazów, które odbijały się na jego zdrowiu. Piosenka główna także nie spotkała się ze szczególnym uznaniem. Co ciekawe, to oryginalnie Radiohead miało za nią odpowiadać. Film cierpiał też na przeładowanie scenariusza, ponieważ próbowano w nim wprowadzić legendarnego Bloefelda w wykonaniu Christopha Waltza, a także powiązać wszystkie produkcje z ery Craiga. Spectre miliarda już nie zarobiło, ale niemal 900 mln na koncie nadal było świetnym wynikiem.
Kto zostanie nową dziewczyną Bonda? To faworytki bukmacherów
James Bond nie żyje
James Bond odjechał w stronę słońca z ukochaną. Wydawało się, że Daniel Craig również uwolni się od tej roli. Czekała go jednak ostatnia przygoda z agentem 007 – z wielu względów wyjątkowa. Nie czas umierać zadebiutowało niedługo po pandemii, a mimo tego zarobiło (ogromne na tamten czas) 758 mln dolarów. Było to pożegnanie z rolą Bonda, ale w sposób, którego wcześniej nie zrobiono. Bond umarł. Tak po prostu. Daniel Craig odszedł w glorii i chwale, tak samo jak jego postać, która z kobieciarza i cwaniaka, tępego instrumentu do wyrządzania innym krzywdy, przeszła do mężczyzny zdolnego do poświęcenia nie tylko za kraj, ale też kobietę, którą kochał, i jej dziecko. To najlepiej wskazuje na rewolucję, którą przeszedł agent 007 we wcieleniu Daniela Craiga. Jednocześnie bliski książkom Fleminga, ale też unowocześniony i niepowielający schematów z poprzednich dekad. Wielu, w tym ja, uznaje Daniela Craiga za najlepszego odtwórcę tej roli, a pożegnanie z nim w Nie czas umierać wyszło lepiej niż dobrze.
Co dalej z serią?
Oto i historia Bonda. Od Seana Connery'ego aż do Daniela Craiga. Pełna wzlotów, upadków, powrotów i kontrowersji. Raz komediowa, absurdalna i śmieszna, a raz poważna, brutalna i prawie wyłącznie dla dorosłych. Co przyniesie przyszłość? Tego na razie nie wiadomo. Bukmacherzy prześcigają się w wyznaczaniu kursów na kolejnych kandydatów, którzy mogliby przejąć pałeczkę po Craigu, ale twórcy milczą na ten temat. Warto jednak w tym czasie oczekiwania powtórzyć przynajmniej ulubione produkcje z najsłynniejszym agentem w historii kina, którego początku sięgają połowy ubiegłego wieku.
A kto jest Waszym ulubionym Bondem? Jakie jest Wasze TOP 5 filmów z serii? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Nowy Bond – faworyci bukmacherów
Zobacz także: