Pod tekstem mojego redakcyjnego kolegi na temat osobistych wrażeń związanych z Kinowym Uniwersum Marvela zauważyłem, że nie każdy lubuje się w czytaniu laurek poświęconych trykociarzom. Jeśli więc zaliczasz się do tego grona, to prawdopodobnie znowu nie będziesz zadowolony, bo tutaj także będzie sporo pozytywnych i być może pompatycznych słów od serca, skierowanych w stronę filmów spod szyldu Marvela i Disneya. Pozwolę sobie zacząć od mojego ostatniego snu, w którym dane było mi zobaczyć przedpremierowo film Avengers: Infinity War. Śniłem o cudownym filmie, którego wydarzenia zapierały dech w piersiach, choć dopiero później uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie film powoduje moje duszności, a nietypowa pozycja ciała podczas snu. Po wybudzeniu poczułem się fatalnie, że nie udało mi się dokończyć projekcji. Później jednak przyszła myśl, że tak naprawdę nie na to czekałem, a finalny produkt dopiero przede mną. Oniryczna część moich rozważań nad Kinowym Uniwersum Marvela nie jest tutaj przypadkowa, ponieważ często zdarza mi się podczas snu walczyć u boku Kapitana Ameryki, kiedy moje rodzinne miasto Gdańsk atakowane jest przez macki Hydry. Dla wielu może to być powodem do żartów i kpin, że dorosły facet zachwyca się bajeczkami, ale dla mnie jest to po prostu codzienność. Zainteresowanie trykociarzami przyszło właściwie od początku świadomego życia, kiedy to chłonąłem wszystko, co oferował mi polski rynek, jeśli chodzi o superbohaterów (na zmianę z Kaczorem Donaldem czy Kajko i Kokoszem). Uwielbiałem także dorywać się do okupowanego przez członków rodziny telewizora i odpalać kreskówki z lat 90., które poświęcone były właśnie znanym postaciom z komiksów Marvela. W taki sposób kwitło uczucie, które mogło na dobre rozwinąć się dzięki pojawiającym się filmowym produkcjom. Pierwszym filmem, który zobaczyłem, był oczywiście Iron Man. Obcowałem z nim na TVN w wersji z lektorem, mając wysoką gorączkę i ciesząc się słonecznym dniem, którego nie muszę spędzać w szkole. Bez większego pomyślunku stwierdziłem, że jest to film fantastyczny i po zobaczeniu produkcji ze Spider-Manem i grupą X-Men, cieszyłem się, że wreszcie ktoś wziął się także za innych bohaterów Marvela. Oczywiście moment refleksji i krytycznej oceny przyszedł po latach, ale w tamtym momencie nie byłem tym w ogóle zainteresowany. Zachwycałem się nie tylko widowiskowymi scenami akcji, ale także fantastyczną grą Robert Downey Jr., który na naszych oczach stał się Tonym Starkiem. Dość późno uświadomiłem sobie istnienie Kinowego Uniwersum, więc wybaczcie moją ignorancję. Wtedy interesowało mnie bardziej oglądanie porażek drużyny narodowej prowadzonej przez Leo Beenhakkera w piłce nożnej oraz odrabianie pracy domowej z przyrody. Pamiętam jednak, że podczas przeglądania internetu natrafiłem na kolejne filmy. Najpierw obejrzałem Kapitana Amerykę, a potem także Thora. Zauważyłem pewne powiązania pomiędzy nimi, głównie w scenach po napisach. Pomyślałem sobie - matko kochana, jakie to byłoby cudowne, gdyby zrobić film, gdzie bohaterowie łączą się podobnie jak w komiksach i kreskówkach. Następnego dnia natrafiłem na informację, że w planach jest film The Avengers. No i się zaczęło. Sztuką w obcowaniu z Kinowym Uniwersum Marvela stała się cierpliwość. Na kolejne filmy czekało się podobnie jak na Gwiazdkę, a początek filmu porównywalny był z ekscytacją, która towarzyszyła otwieraniu prezentów znajdujących się pod choinką. Bardzo cenne stały się newsy, zwiastuny i plotki, bez których dzień stawał się uboższy. Wyobrażam sobie, że każdy pasjonat codziennie rozmyśla na temat swoich zainteresowań i uwielbia zgłębiać na ich temat wiedzę. W przypadku Kinowego Uniwersum Marvela jest to o tyle ciekawe, że można dodatkowo zainteresować się także komiksami, serialami i innymi sferami popkultury. Oczywiście to nie jest tak, że wszystkie filmy łykam jak pelikan i ślepo się nimi zachwycam. Wręcz przeciwnie, bo jestem wobec nich o wiele bardziej krytyczny i oceniam je surowo, jeśli na to zasłużyły. Jest to wina wielkich oczekiwań i własnej wizji wydarzeń, która gdzieś tam tworzy się w głowie przed filmem. Kiedy więc oglądałem takie filmy jak Thor: The Dark World czy Avengers: Age of Ultron, to naprawdę trudno było mi znaleźć więcej pozytywnych słów. Bardzo doskwierają mi chociażby wątki romantyczne. Z tej okazji postanowiłem w galerii poniżej zaprezentować najlepiej zarysowane według mnie relacje w MCU.
Źródło: Disney
Dziś nie wyobrażam sobie pracy bez słuchania w tle motywów muzycznych z filmów Marvela. Kiedy zbliża się premiera jestem cały w nerwach. Czy uda mi się jak najszybciej pójść bez większych problemów na seans i zająć dobre miejsca w kinie? Mimo pojawiania się tak często produkcji należących do Kinowego Uniwersum Marvela, na każdą czekam tak samo, a może i bardziej. Dzień premiery jest wielką celebracją i kiedy mam już bilet w ręku, i pędzę na film, obawiam się jedynie, aby po drodze do kina nic mi się nie stało. Później to już wszystko jedno. Jestem przekonany, że MCU ma jeszcze wiele do zaoferowania i to nie jest ich ostatnie słowo. Kino daje ogromne możliwości, a Kevin Feige i spółka są w takim momencie prowadzenia swojego Kinowego Uniwersum, że mogą pozwolić sobie na eksperymentowanie z formą oraz zatrudnianie młodych i perspektywicznych twórców, którzy wniosą jeszcze wiele dobrego do kolejnych filmów. Wiem, że nie jestem odosobniony w swoich odczuciach i wielu, tak jak ja, ekscytuje się i żyje na co dzień filmami spod szyldu Marvela i Disneya. Za chwilę dostaniemy Wojnę bez granic i jestem przekonany, że wielu kupi na seans popcorn, a jedyne, co ja zabiorę, to dwie paczki chusteczek. Do ocierania łez.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj