Olaf Lubaszenko: Bardzo lubię grać wyraźnie, ostro. Aktor o serialu Matka [WYWIAD]
Matka to serial dostępny na Polsat Box Go, w którym kryminalna zagadka miesza się z psychologicznym dramatem. Olaf Lubaszenko, odtwórca roli inspektora opowiedział o produkcji, zacieraniu się granic gatunków i podejściu do reżyserii. Miłośnicy sportu odnajdą też wrażenia po mundialu.
KAMILA MARKOWSKA: Moglibyśmy rozpocząć od trudnej tematyki serialu, ale interesuje mnie coś jeszcze. Jak wrażenia po mundialu? Wiem o pańskim doświadczeniu piłkarskim, więc czas na osąd specjalisty. Czy tegoroczne mistrzostwa świata były widowiskowe? Spełniły oczekiwania?
OLAF LUBASZENKO: Mundial – do którego przystępowaliśmy z dystansem z powodów pozasportowych, bo było sporo wątpliwości co do przyznania Katarowi tego turnieju – w sensie sportowym był znakomity. Ta dramaturgia podzieliła się dla nas na dwa etapy. Pierwszy związany z udziałem reprezentacji Polski. Pojawiło się wówczas ciekawe zjawisko. Z jednej strony zadowolenie z wyjścia z grupy. Z drugiej totalny brak akceptacji dla stylu, w jakim grała reprezentacja. Kibicowaliśmy tej drużynie i cieszyliśmy się z jej awansu, ale mieliśmy świadomość, że styl był bardzo słaby. Momentami wręcz przygnębiająco słaby. Takie nastroje zapamiętam, jeśli chodzi o polski udział w mundialu. Potem te emocje odrobinę zgasły, bo nasza drużyna odjechała. Ale zaczęły rosnąć niesamowicie w końcowej fazie. To, co widzieliśmy w ćwierćfinałach, półfinałach i w tym fascynującym finale było kwintesencją tego, czym może być piłka nożna, kiedy jest w swojej najlepszej postaci.
Za co zapamięta pan tegoroczny mundial?
Ten mundial zostanie przeze mnie zapamiętany jako mistrzostwa niezwykłe, pełne emocji, doznań. Finał był ważny dla nas z powodu sędziowania polskich arbitrów – Szymona Marciniaka i jego zespołu. Wszyscy spisali się znakomicie. Słyszy się czasem opinie, że to był najlepszy mecz w historii, a przynajmniej najlepszy finał mundialu w dziejach. Czasami pojawiają się porównania do finału Ligi Mistrzów z udziałem Milanu i Liverpoolu. Wydaje mi się, że starcie Argentyny i Francji było lepsze z jednego powodu. Oprócz emocji, które w finale Ligi Mistrzów (m.in. dzięki Jurkowi Dudkowi) były równie wielkie, tutaj mieliśmy dwóch głównych bohaterów, którzy toczyli ze sobą heroiczny bój. To Mbappe i Messi. To był niesamowity pojedynek dwóch drużyn i dwóch piłkarzy. A do tego dochodziła symboliczna zmiana warty. Leo Messi kończy swoją mundialową karierę w piękny sposób. A Mbappe niewątpliwie przejmuje pałeczkę lidera, który poprowadzi sztafetę wielkich światowego futbolu. To był najlepszy finał, jaki widziałem. I na pewno jeden z najbardziej emocjonujących meczów, jakie kiedykolwiek ujrzałem.
Żałował pan kiedykolwiek, że ostatecznie wybrał pan show-biznes, a nie sport? Bo jednak aktorstwo nie było na samym początku pana celem. Wspominał pan niegdyś, że marzeniem była kariera piłkarska.
Tego nie żałuję, bo wiem, że nie byłbym wybitnym piłkarzem. (śmiech) Natomiast do dziś nawiedza mnie pytanie, czy droga trenerska nie była przypadkiem tym, co powinienem wybrać.
Ale chyba trenowanie i reżyseria mają coś wspólnego ze sobą? Powiedziałabym, że obydwie profesje tworzą spektakle – jeden na murawie, a drugi na scenie.
Rzeczywiście te niespełnione marzenia mogę w minimalnym stopniu realizować jako reżyser. W jakimś ułamku ten duch sportu towarzyszy mi w pracy, a przecież zarządzanie ekipą filmową trochę przypomina wyzwania, jakie towarzyszą zawodowi trenera.
Zdecydował się pan na show-biznes i ostatecznie mogliśmy obserwować pańskie wcielania w różnych wydaniach. Nie wspominając już o dorobku reżyserskim. Teraz przyszedł czas na serial Matka, w którym wciela się pan w rolę inspektora. Serial o trudnej tematyce i wielkim ładunku emocjonalnym, prawda?
Niewątpliwie. Scenariusze czytamy pod kątem tego, jakie zadania nas czekają, jaki panuje ogólny nastrój, czy to jest konwencja komediowa, dramatyczna czy sensacyjna. Zapoznanie się z materiałem jest elementem naszej pracy i traktujemy to zawodowo. Czasami jednak zdarzają się teksty, po których lekturze trudno dojść do siebie. Nie można się wyzwolić od tych emocji. Tak było właśnie w wypadku Matki. To był jeden z tych nielicznych przypadków w życiu, kiedy czujesz, że tam jest coś znacznie więcej niż tylko dobrze napisana historia, że to porusza. Wiedziałem też, kto będzie reżyserował, a ponieważ z Piotrem Trzaskalskim znaliśmy się wcześniej i nabrałem do niego ogromnej sympatii, szacunku i zaufania, to nie mogłem się doczekać, kiedy spotkamy się na planie.
Gdy zdjęcia się rozpoczęły, towarzyszył pan na planie odtwórczyni głównej roli – Oldze Bołądź…
Widziałem, że jest niezwykle skupiona, zanurzona w świecie swojej bohaterki. Uważnie słuchałem tego, co mówi, bo wiem, że od głównych bohaterów można się bardzo wiele dowiedzieć o tym, co wspólnie robimy. Wielkie wsparcie dał nam też reżyser, który prowadził tę pracę w sposób czuły, ciepły, ale jednocześnie bardzo twardy. Można robić dobre rzeczy, nie podnosząc głosu i to wcale nie musi oznaczać rezygnowania ze swoich pomysłów czy wizji.
Będąc przy temacie wizji – pański bohater jest bardzo tajemniczy. Obejrzałam trzy odcinki i wciąż nic o nim nie wiem. Dlaczego inspektor to taka zagadkowa postać?
Dobrze, że odbiera pani mojego bohatera jak tajemnicę, dokładnie taki był zamysł. On ma się pojawiać w ważnych momentach, ale nie zdradzać za wiele na swój temat. Nie wiemy, czym zajmuje się w policji. Nie mamy pojęcia, czy uczestniczy w śledztwie, czy jakoś na nie wpływa. Wspiera główną bohaterkę i ułatwia jej drogę do odnalezienia prawdy. Pomaga przechodzić kolejne etapy, otwierając przed dziennikarką niedostępne dla niej furtki. Tyle wiem. Ale jaki jest naprawdę powód jego działań? To już pozostaje tajemnicą. Być może partnerów połączyło w przeszłości jakieś zdarzenie, może wspólne śledztwo, a może było coś więcej… To ma pozostać w sferze domysłów. Ta postać miała się pojawiać trochę jak duch. Jednak wpływać na działanie, historię bohaterki oraz akcję serialu. W wypadku tak dobrze napisanego scenariusza i tak spójnej historii, która ma wielki ciężar gatunkowy, wydawało mi się, że taki bohater jak inspektor Kamil Wilczek powinien być grany bardzo oszczędnymi środkami.
W jakich typach bohaterów czuje się pan najlepiej?
W teatrze jestem całkowitym przeciwieństwem tych postaci, które gram na ekranie. (śmiech). Bardzo lubię grać wyraźnie, ostro. Ale w projektach filmowych czy serialowych podporządkowuję się z radością i stosuje bardziej oszczędne środki. Chciałem, by ta postać była przyczajona, tajemnicza, zagadkowa.
Odtwórcy głównych ról, czyli Olga Bołądź i Marcin Kowalczyk, przyznali, że czuli na swoich barkach ciężar tykającej bomby emocjonalnej. Czy ten napięty nastrój udzielił się również panu jako odtwórcy drugoplanowej postaci?
Kamil Wilczek jest drugoplanowym bohaterem w sensie ścisłym. Nie uczestniczy bezpośrednio w wydarzeniach, pozostaje z boku. Jedynym widocznym motywem jego działania i powodem zaangażowania jest sympatia i życzliwość do głównej bohaterki.
Można uznać, że dziennikarka i inspektor to nie tylko partnerzy zawodowi, ale również przyjaciele?
Możemy powiedzieć tylko tyle, co sami zaobserwujemy. Dziennikarka wielokrotnie prosi policjanta o pomoc, a on jej tej pomocy udziela. I to wszystko „kręci się” wokół głównej sprawy i ma związek z główną intrygą…
Serial jest ciekawie zbudowany. To thriller psychologiczny, kryminał i dramat obyczajowy. Który z gatunków najbardziej się wybija?
W dzisiejszym świecie twórczości filmowo-serialowej te granice się zatarły. Spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie, jakim gatunkiem jest Czarna lista, Dexter, Breaking Bad, Babilon Berlin czy rewelacyjne Follow the Money…
W przypadku Matki połączenie dramatu obyczajowego i kryminału rzeczywiście dobrze działa. Zagadka z morderstwem w tle, osobista tragedia i trauma bohaterki przyciągają.
Tak, zgadzam się z tym. I mam wielką nadzieję, że widzowie będą mieli podobne odczucia.
Wszędzie czytam, że jest to opowieść o osobistej tragedii głównej bohaterki. Ale chciałabym temu zaprzeczyć. Dla mnie poruszona została nie tylko jedna tragedia. Mamy ogrom problemów i prywatnych starć. Na przykład Marczak – ojciec, który chciał ochronić córkę i popełnił zbrodnię, przez co został zamknięty w więzieniu. Przy tym utracił kontakt z jedyną osobą, którą kochał. To jest niezwykle przykre. To jego osobista tragedia. Nie można więc powiedzieć, że tylko jedna zadra tutaj została poruszona.
Oczywiście. Jeśli będziemy mieli okazję poznać dalsze losy bohaterów, z pewnością okaże się, że tych zadr będzie jeszcze więcej… Chciałbym jeszcze na chwilę powrócić do zacierania granic gatunku, bo ten temat wydaje mi się niezwykle istotny w rozumieniu współczesnej twórczości. Moim zdaniem to nie jest tak, że twórcy ulegają jakiejś modzie i dlatego robią rzeczy wielogatunkowe. To jest element rozwoju reżyserii, scenariopisarstwa, ale też świata. Seriale dzisiaj muszą być złożone psychologicznie i skomplikowane fabularnie, ponieważ taki jest dzisiejszy świat. Codziennie przeżywamy zarówno sytuacje komediowe, jak i dramatyczne. Ale w takim natężeniu i intensywności jak nigdy wcześniej… A teraz pozwoli Pani, że zaprzeczę sam sobie. (śmiech). Czekam na kino sportowe. Gatunek zdefiniowany przez film Męska gra, ten z Alem Pacino. To są Himalaje tego rodzaju twórczości. Chętnie obejrzałbym film czy serial, który dotknie tej tematyki w sposób właściwy dzisiejszej metodzie – będzie to więc kino gatunkowe i międzygatunkowe zarazem. (śmiech)
Chciałby może pan podjąć się wyzwania i nakręcić coś takiego w przyszłości?
Odsuwam od siebie myśl, że chciałbym cokolwiek nakręcić. (śmiech) A mówiąc poważnie, to jest delikatny temat, bo doświadczyłem wielu emocji związanych z reżyserią filmową i nie zawsze były to emocje dobre. Po każdym kolejnym filmie dłużej zajmuje mi odbudowywanie przekonania, że powinienem spróbować jeszcze raz. Powoli zaczynam powracać do tego myślami, jest w tym jednak swego rodzaju pułapka. Człowiek, który całe życie robił kryminały, staje się w pewnym sensie ich niewolnikiem. Jeśli będzie chciał zrobić komedię, to wszyscy mu będą powtarzać: „Daj sobie spokój. Rób te swoje kryminały”. I podobny proces zachodzi w odwrotnym kierunku. Ale jeśli pojawi się wspaniały scenariusz, to pewnie się nie uchylę…
A jakby powstała produkcja w podobnym klimacie do Matki. Czy chciałby pan zagrać główną rolę?
Nie myślę w ten sposób o moim zawodzie. Życie nauczyło mnie, żeby nie marzyć o konkretnych rolach, tylko o inspirujących spotkaniach z dobrymi ludźmi.