The Crown - dlaczego tak trudno lubić bohaterów serialu
Z jednej strony kołtuństwo, kompleks wyższości i megalomania. Z drugiej – zagubienie, niemoc i depresja. Opowieści o ludziach nawiedzonych przez wewnętrzne demony od zawsze poruszają i pasjonują. The Crown podbija stawkę, bo historie o zmaganiu się ze sobą dotyczą brytyjskiej rodziny królewskiej.
Gdy byliśmy dziećmi, oglądaliśmy i czytaliśmy bajki, w których władcy, królowe, księżniczki i książęta byli ucieleśnieniem najszlachetniejszych cech. Sprawiedliwi, uczciwi, odważni, zawsze gotowi bronić tych słabszych. Piękni, silni, nieskazitelni – taki stereotyp utrwalił się zapewne w wielu dziecięcych serduszkach, wynikiem czego część z nas, wchodząc w wiek młodzieńczy, a później w dorosłość, spoglądała na świat w nieco naiwny sposób. Zero-jedynkowa rzeczywistość, w której podział na dobro i zło jest aż nazbyt jaskrawy, służy stereotypowemu postrzeganiu tego, co nas otacza. Wynikiem tego wielu dorosłych ludzi wciąż uważa, że po ziemi stąpają nieskazitelne istoty. Gdzie mielibyśmy ich szukać, jeśli nie na dworach królewskich, wśród wielkich tego świata? Nie można przecież nosić arystokratycznego miana i być małym człowiekiem. To dziecięce spojrzenie jest znamienne dla wielu dojrzałych osób, a zmyślna propaganda robi wszystko, żeby nie wyprowadzać mas z „błędu”. Na szczęście w takich przypadkach na ratunek przychodzi sztuka, która bezlitośnie demaskuje zakłamanie niektórych grup społecznych. Idealnym przykładem jest tu serial The Crown pokazujący ludzką twarz członków brytyjskiej rodziny królewskiej.
Jeśli wśród czytających są tacy, którzy nie znają tej wybitnej produkcji, to przypomnijmy – The Crown to oparty na faktach netflixowy serial pokazujący dzieje Brytyjskiej Korony od lat pięćdziesiątych, aż do współczesności. Główni bohaterowie to członkowie rodziny Windsorów oraz osoby z nimi powiązane. Tłem fabuły jest natomiast Wielka Brytania. Obserwujemy zmiany społeczne i polityczne zachodzące na Wyspach. Poznajemy kuluary znanych wydarzeń i konsekwencje decyzji wpływających na cały świat. W centrum wydarzeń stoją konkretni ludzie: królowa Elżbieta II, księżniczka Małgorzata, książę Filip, książę Karol, księżniczka Anna i inni. Spędzamy z Windsorami kolejne dekady. Poznajemy ich perspektywę, jednak nie jest ona naszą. Serial pozwala nam spojrzeć na rodzinę królewską w sposób, w jaki nigdy do tej pory nie mieliśmy okazji. Wchodzimy w życie arystokratów tak głęboko, że niemal poznajemy ich myśli. Bierzemy udział w pewnego rodzaju psychoterapii. Windsorowie odsłaniają przed nami swoje wnętrze, pokazując drzemiące w nich demony. Już po pierwszych odcinkach nieskazitelne postacie trafiają między bajki. Okazuje się, że królowe i książęta niewiele się od nas różnią.
Oczywistym jest fakt, że The Crown miesza prawdę z fikcją, portretując poszczególnych bohaterów. To raczej analiza osobowościowa członków rodziny królewskiej przeprowadzona na podstawie znanych faktów. Jest w tym dużo teoretyzowania, ale wiwisekcja postaw ludzi znajdujących się w tak niecodziennych i wyjątkowych sytuacjach życiowych jest niezwykle interesująca. Jak wiemy, wielu Brytyjczyków uważa ród królewski za dziwny twór pełniący funkcję pasożytniczą. Dla innych jest symbolem angielskiej potęgi, który w najbardziej radykalnych przypadkach stawia Brytyjczyków kulturowo ponad innymi narodami. Dodatkowo Windsorowie zawsze są w centrum mediów. Ich każdy ruch jest śledzony i omawiany przez masy. To unikatowa grupa celebrytów, której podziw i szacunek należy się nie z powodu dokonań i zasług, a po prostu dlatego, że istnieją. Oczywiście Korona Brytyjska ma też niebagatelny wpływ na politykę i często korzysta ze swojej roli propagandowej. Jednak nie zmienia do faktu, że mamy tu do czynienia z grupą ludzi, której podmiotowość jest absolutnie bezprecedensowa.
To właśnie w takim kontekście społecznym, politycznym i kulturalnym muszą odnaleźć się ludzie. Ludzie tacy jak my – niedoskonali, miotani emocjami, afektami i namiętnościami. Często popędliwi, w gorącej wodzie kąpani i przekorni. Osoby różniące się od nas tylko tym, że przyszli na świat w wyjątkowej rodzinie. Uwarunkowania, w których funkcjonują, są niczym nieprzekraczalne ramy – złota klatka. Ciężko wpasować niepokorną ludzką naturę w kontekst przepełniony regułami, zasadami, konwenansami i mechanizmami zachowań. Taka sytuacja sprzyja niestandardowym i często budzącym konsternację działaniom. Część widzów może uznać, że The Crown to opowieść o odpychających ludziach. Spoglądając jednak na nich przez pryzmat pozycji, będącej w niektórych przypadkach również pułapką, postrzegamy ich raczej jako nieszczęśliwe osoby. Osoby próbujące wyrwać się ze złotej klatki, tylko po to, żeby finalnie zaakceptować swój los i założyć przygotowane dla nich już dawno buty.
The Crown z lubością demaskuje wewnętrzne rozterki członków rodziny królewskiej. Doskonale to widać na przykładzie księżnej Małgorzaty – siostry królowej Elżbiety. Bez wątpienia to jedna z najciekawszych charakterologicznie postaci z serialu. Świetnie wykreowana bohaterka jest fuzją filmowej fikcji i prawdy historycznej związanej z jej autentyczną odpowiedniczką. Na wyjątkowość postaci składają się również kreacje artystyczne dwóch wybitnych aktorek. W The Crown w księżnę Małgorzatę wcielają się Vanessa Kirby i Helena Bonham Carter. Udaje im się stworzyć nieoczywistą protagonistkę, budzącą ambiwalentne odczucia. Ciężko ją bezkrytycznie lubić, łatwiej współczuć czy wyśmiewać. Karykaturalna postawa jest wynikiem wewnętrznych rozterek, braku spełnienia i dziecięcej zazdrości przeradzającej się z czasem w dorosłą zawiść. Jej życiową rolą było tkwienie w cieniu siostry. Młoda dziewczyna, od zawsze pragnąca wolności i nowych doświadczeń, bardzo szybko konfrontuje się z brutalną rzeczywistością. Jej wątek w serialu to opowieść o powolnej śmierci tego, co nieokiełznane, kolorowe i niezwykłe. Smutna historia doskonale obrazująca tragedię Windsorów. Takich motywów w The Crown jest więcej. Snobizm, który nas razi i odstręcza, jest często wynikiem wielkiego nieszczęścia.
Członkowie rodziny królewskiej z The Crown - dlaczego ich (nie) lubimy?
Postać Małgorzaty w pewnych aspektach rezonuje z serialowym księciem Karolem. Za młodu ciekawy świata, nieco dziwny, ale za to pełen życia. Później stłamszony i sprowadzony do roli trybiku w królewskiej familii. O ile w trzecim sezonie grany przez Billy’ego Jenkinsa bohater może budzić sympatię, to w czwartej odsłonie jest wręcz czarnym charakterem. Młody mężczyzna zaskakująco szybko godzi się ze swoim losem. Co więcej, rozsmakowuje się w dworskim stylu życia, choć nie jest właściwie traktowany przez swoją rodzinę. Pojawiające się tu i ówdzie frustracje odreagowuje na młodziutkiej Dianie, która jako jedna z nielicznych praktycznie do samego końca zostaje sobą. W czwartym sezonie Karol jest kluczową postacią. Nie lubimy go nie tylko dlatego, że tłamsi młodą Spencerównę. Jesteśmy źli na księcia, bo zbyt łatwo sprzedaje swoją młodzieńczą zadziorność i zbyt szybko staje się jednym z posągowych i wyniosłych członków królewskiego rodu. Nie ma w nim ani potrzeby buntu znamiennego dla Małgorzaty, ani niepokorności i konsekwencji w dążeniu do celu, które to charakteryzowały jego siostrę Katarzynę. Z drugiej strony jednak Karol niezwykle szybko zdaje sobie sprawę, że walka nie ma sensu i tylko poruszanie się w narzuconych mu ramach przyniesie namiastkę szczęścia. Karol finalnie jedna się ze swoją wielką miłością.
Małgorzata, Karol i pozostali to postacie z krwi i kości, które cierpią, marzą i walczą o szczęście. Czy podobnie można określić parę królewską: Elżbietę i Filipa? To przecież oni są ostoją brytyjskiej monarchii. Doniosłość i powaga korony zależy od dostojności królowej i księcia, którzy nie mogą sobie pozwolić na żadne odstępstwo od narzuconego im przez historię majestatu. Tak jest na zewnątrz, ale i w tym przypadku serial pozwala nam zajrzeć za kulisy dworskiej etykiety. Również wątek Filipa i Elżbiety przynosi nam humanistyczne przesłanie. Oboje błądzą zarówno w swoich latach młodzieńczych, jak i dużo później. Rozkochany w blichtrze i hulankach Filip często gubi balans właściwy dla swojej pozycji. Musi też porzucić wrodzoną aktywność na rzecz bierności i uległości. Świadoma własnej roli Elżbieta traktuje dzieci brutalnie i przedmiotowo. Nie daje im miłości i ciepła. Efekt tego uwidacznia się w wielu sytuacjach, a twórcy serialu nie omieszkują nam tego dosadnie sportretować. Ponownie jednak, dzięki szerokiej perspektywie, nie widzimy Elżbiety i Filipa jedynie jako patologicznych rodziców czy snobistycznych burżujów. Poznajemy ich historię, dostrzegamy tragedię, zaczynamy rozumieć powinność i finalnie akceptujemy postawę. Zadajemy sobie mimowolnie pytanie o nasze zachowanie w takiej sytuacji.
Bohaterowie The Crown i ich prawdziwi odpowiednicy
Dzięki kompleksowemu podejściu i przepełnionemu psychologią scenariuszowi nie ma mowy o zero-jedynkowym odbiorze królewskiej pary. Uważny widz wie, że każde paskudne zachowanie Filipa uwarunkowane jest aspektami wynikającymi zarówno z jego natury, jak i przeżytych wydarzeń. Elżbieta kocha swoje dzieci ponad życie, ale od urodzenia wpajano jej, że najważniejsza jest Anglia. The Crown zaprasza widzów do wewnętrznej dyskusji z takim podejściem. Z czasem okazuje się, że wnioski wcale nie są takie oczywiste, a postawa Elżbiety staje się zrozumiała.
The Crown to jedna z najlepszych współczesnych opowieści humanistycznych. Serial nie usprawiedliwia niczyich zachowań, nie moralizuje i nie wybiela. Korzystając z faktów, teoretyzuje i spekuluje, ale podczas seansu nierzadko odnosimy wrażenie, że w swoich dywagacjach trafia w dziesiątkę. Zdemaskowani i ogołoceni z boskiej aury Windsorowie w The Crown lśnią innym blaskiem. Blaskiem, który oświetla ich ludzkie oblicze i pokazuje liczne niedoskonałości. Niezależnie jak dużo wspólnego z prawdą ma serial Netflixa, opowieść niesie wiele mądrości i działa na emocje. Spoglądając na wielkich tego świata z takiej perspektywy, łatwiej nam dostrzec w nich samych siebie.