Adaptacja kultowego komiksu Little Nemo in Slumberland (Mały Nemo w Krainie Snów). Główną bohaterką jest dziewczynka o imieniu Nema, która z pomocą mitycznej istoty odwiedza świat wyobraźni, by odnaleźć swojego ojca.
Aktorzy:
Jason Momoa, Kyle Chandler (26) więcejKompozytorzy:
Pinar ToprakReżyserzy:
Francis LawrenceProducenci:
David Ready, Michael Handelman (6) więcejScenarzyści:
Winsor McCay, David Guion (1) więcejPremiera (Świat):
18 listopada 2022Premiera (Polska):
18 listopada 2022Kraj produkcji:
USADystrybutor:
NetflixCzas trwania:
117 min.Gatunek:
Sci-Fi, Przygodowy, Fantasy
Trailery i materiały wideo
Slumberland - trailer
Najnowsza recenzja redakcji
Kraina snów jako film fantasy ma dobry punkt wyjścia, który stara się nadać snom określony kształt i klimat. Można więc pomyśleć, że produkcję ograniczała tylko wyobraźnia twórców – a tej niestety im brakuje. Świat snów ukazano bardzo powierzchownie. Jest pozbawiony efektu "wow" i kreatywności. Króluje tutaj prostota – nie ma pomysłów, które mogłyby wzbudzić zachwyt. Widzimy sceny, które miały nas wprowadzić w osłupienie tym całym "wow", ale wypada to sztucznie. Przykład: lot na gigantycznej gęsi przez wielkie góry. To powinno wywołać ogromne emocje, a tego nie robi. Incepcja pokazała, jak można oryginalnie i pomysłowo podejść do świata snów i podróżowania w nim. Oczywiście nie oczekuję po produkcji Netflixa wybitnego poziomu Nolana, ale trudno mi wyzbyć się wrażenia, że potencjał został tu zmarnowany.
To też sprawia, że cała przygoda w świecie snów nie wywołuje takich wrażeń, jak powinna. Brak wyobraźni twórców sprawia, że staje się to zbyt banalne, za bardzo uproszczone i bez odpowiedniego pogłębienia motywów fabularnych. To powinno nas zachwycać, a wywołuje obojętność. A fakt, że policjantka strzegąca snów poluje na Flipa, kompletnie nic nie wnosi. Tak samo jak pomysł stylizowania tej agencji na lata 70. Ot, coś do odznaczenia z listy, a przecież to nie ma sensu ani nawet wyjaśnienia. Jest, bo jest. Nutkę przygody da się odczuć podczas wspólnej wyprawy Flipa i Nemo, więc trudno narzekać na nudę. Młodszy widz powinien dać się wciągnąć w tę historię. Szkoda tylko, że nawet pod tym względem nic szczególnie nie porywa i nie ma jakości, jakiej moglibyśmy oczekiwać. Widać marnowany potencjał.
Kraina snów ma jednak serce po właściwej stronie. Szybko okazuje się, że przedstawionych wydarzeń nie powinniśmy traktować dosłownie. Jest to historia z warstwami mającymi sens i gwarantującymi emocje. To opowieść o przeżywaniu żałoby na wielu poziomach. Ucieczka do Krainy snów to tylko pretekst do ukazania tego, co jest w życiu ważne, i tego, jak sobie radzimy ze śmiercią bliskiej osoby. Jest też drugie dno w historii Flipa, która pokazuje pewne powiązania człowieka z jego wewnętrznym dzieckiem – tym bardziej szalonym i buntowniczym. Gdy się go pozbędziemy, nasze życie utraci cząstkę czegoś naprawdę ważnego. Ukazanie tych motywów, przemyśleń oraz morałów z nich wypływających to rzeczy mądre, dobrze przedstawione i wywołujące pozytywne emocje. To ważne w gatunku familijnym, aby trafiać do widza w każdym wieku. Ten aspekt jest siłą filmu!
Produkcja zyskała specyficzny wydźwięk dzięki kreacji Flipa. Jest to prawdopodobnie pierwsza familijna rola Jasona Momoy, w której – mówiąc dość potocznie – pozwolono mu się wydurniać. To daje efekt dość interesujący. Na pewno jest to rola sympatyczna, dopasowana do aktora. Z pewnością trafi do młodych odbiorców. Dzięki temu Momoa udowodni niedowiarkom, że potrafi grać nie tylko twardych barbarzyńców, ale też świetnie czuje się w ciele bawidamka czy głupka z wielkim ego i szalonymi pomysłami.
Wizualnie film niestety wpisuje się we wspomniany brak kreatywności, bo choć w większości efekty specjalne są w porządku, nic tutaj nie zachwyca, nie zdumiewa, nie osiąga kinowego poziomu. Produkcja miała budżet 150 mln dolarów, ale w ogóle nie widzę tych pieniędzy na ekranie. Obok ładnych scen mamy sporo tych niedopracowanych, wręcz krzyczących do widza: "patrz, tu jest green screen". Brakuje pomysłów, które potrafiłyby nadać Krainie snów charakter i klimat. Jak na kogoś z takim dorobkiem jak Francis Lawrence, wizualnie jest dość przeciętnie.
Kraina snów nie jest złym filmem. Mamy tu do czynienia z festiwalem straconych szans i marnowaniem potencjału. To mogło być coś, co nas porwie, zachwyci, obudzi wewnętrzne dziecko, pobudzi wyobraźnię i poruszy emocje w sposób mocniejszy, niż w istocie to robi. Produkcję ogląda się przyjemnie, ale pozostawia taki niesmak, że nie wiem, czy było warto poświęcić jej czas.