Drugi tom wyróżnionej Nagrodami Eisnera i Harveya serii o Clincie Bartonie, łuczniku z Avengers, który nie ma niezwykłych mocy, za to przejawia prawdziwy talent do wpadania w kłopoty. W tej kolekcji błyskotliwych i kapitalnie narysowanych opowieści Hawkeye zmaga się z huraganem i psimi detektywami, próbuje w spokoju spędzić święta oraz – naturalnie – ma problemy z kobietami.
Premiera (Świat)
25 października 2017Premiera (Polska)
25 października 2017Polskie tłumaczenie
Marceli SzpakLiczba stron
132Autor:
David Aja, Matt Fraction (2) więcejKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Nasze zaufanie wzbudza już okładka. Co prawda, tytuł zmienił się w stosunku do tego z zapowiedzi – nie mamy już drobnych, tylko lekkie trafienia, ale to szczegół. Widzimy, jak przeradzająca się w księżyc biel, intensywnie kontrastując z czernią budynków i przyciemnionym błękitem nieba, buduje na wpół łotrzykowski, na wpół mroczny klimat. Cliff Burton wygląda tu jak prawdziwy profesjonalista, a doskonale wiemy z pierwszego tomu, że w praktyce prezentuje się nieco inaczej. Hawkeye skupia się na pokazaniu ludzkiego oblicza superbohatera.
Jeżeli Spider-Man jest ulubieńcem młodych czytelników, to dzięki serii Marvel Now, Hawkeye może stać się bratem-łatą dla tych starszych. Twórcy przede wszystkim nakreślili portret porządnego gościa, który nie biega (albo lata) cały czas w obciachowym kostiumie, ale obraca się wśród zwykłych ludzi, ma psa, problemy z kobietami i co rusz pakuje się w mniejsze lub większe tarapaty. Jest po prostu sympatyczny, popełnia błędy, nie pęka i nawet zdarza mu się dostać w twarz od jakiejś damy. Jeśli szukać by podobieństw, to tenże Hawkeye przypomina odwróconą – bo nie tak cyniczną i przebiegłą – wersję Constantine'a. Obaj bohaterowie noszą w sobie jakiś niepokój, rys tragizmu i zmęczenia życiem, balansując czasem na granicy poczytalności. Hawkeye – po prostu równy gość z problemami.
Nie można zatem nie lubić tej postaci, zwłaszcza kiedy Matt Fraction i rysownicy – na czele z David Aja – robią, co mogą, by superbohaterskie opowieści pokierować na inne tory niż zazwyczaj. Jeśli już pojawi sie Tony Stark lub inni Avengersi, to w scenie albo śmiesznej, albo lekko kpiącej ze schematów. Jednak nie wszystkim musi się to podobać, jesteśmy w tej opowieści daleko od eventów, patosu i zagrywek – w stylu: nic już nie będzie takie samo. Jesteśmy z Hawkeye’em wśród ludzi, którzy przeżywają większe bądź mniejsze tragedie.
Już pierwsza opowieść chwyta za serce – prosta rzecz o walce z żywiołem. Na jej tle znakomicie wyeksponowano rozterki pobocznych bohaterów, równie ważne, co obserwowanie w akcji Hawkeye’a i Kate Bishop. Jak się potem okaże, to budowanie sfery międzyludzkich więzi nie jest tworzone ot, tak sobie, wybrzmi później emocjonalnie dla nas i dla głównego bohatera. Powraca też rudowłosa piękność z poprzedniego tomu, dla której Hawkeye najwyraźniej stracił głowę i ponownie wpakuje się w kłopoty. Na całe szczęście ma on swoje stróżujące anielice, które znając jego charakter, będą w stanie pomóc w uporaniu się z problemami. Tak, kobiety. Już nie tylko Kate Bishop i problematyczny rudzielec będą wieść prym w sporej części niniejszego tomu.
Zostaje jeszcze złoczyńca, a i pies. Zaraz, złoczyńcą jest Polak? Powinniśmy się cieszyć czy wprost przeciwnie? Na razie jego pewna enigmatyczność cieszy, bo jest to niebanalne, ale i tak złoczyńca przegrywa z psem. O co chodzi? Naturalnie o: morderstwo, śledztwo, także pizzę i co z tym wszystkim zrobi uroczy pies Hawkeye’a. Ta para naprawdęudała się twórcom i trzeba to po prostu zobaczyć. Tak, na pewno w większym stopniu zobaczyć, niż przeczytać. Pies i jeszcze na sam koniec galeria okładek są ozdobą Hawkeye, Vol. 2: Little Hits. To sprawia, że czekamy na więcej.