Hawkeye #02: Lekkie trafienia – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 25 października 2017Pierwszy tom Hawkeye'a – wydany w ramach Marvel Now – wniósł powiew świeżości do superbohaterskich opowieści. Czy w kontynuacji udało się podtrzymać dobrą passę?
Pierwszy tom Hawkeye'a – wydany w ramach Marvel Now – wniósł powiew świeżości do superbohaterskich opowieści. Czy w kontynuacji udało się podtrzymać dobrą passę?
Nasze zaufanie wzbudza już okładka. Co prawda, tytuł zmienił się w stosunku do tego z zapowiedzi – nie mamy już drobnych, tylko lekkie trafienia, ale to szczegół. Widzimy, jak przeradzająca się w księżyc biel, intensywnie kontrastując z czernią budynków i przyciemnionym błękitem nieba, buduje na wpół łotrzykowski, na wpół mroczny klimat. Cliff Burton wygląda tu jak prawdziwy profesjonalista, a doskonale wiemy z pierwszego tomu, że w praktyce prezentuje się nieco inaczej. Hawkeye skupia się na pokazaniu ludzkiego oblicza superbohatera.
Jeżeli Spider-Man jest ulubieńcem młodych czytelników, to dzięki serii Marvel Now, Hawkeye może stać się bratem-łatą dla tych starszych. Twórcy przede wszystkim nakreślili portret porządnego gościa, który nie biega (albo lata) cały czas w obciachowym kostiumie, ale obraca się wśród zwykłych ludzi, ma psa, problemy z kobietami i co rusz pakuje się w mniejsze lub większe tarapaty. Jest po prostu sympatyczny, popełnia błędy, nie pęka i nawet zdarza mu się dostać w twarz od jakiejś damy. Jeśli szukać by podobieństw, to tenże Hawkeye przypomina odwróconą – bo nie tak cyniczną i przebiegłą – wersję Constantine'a. Obaj bohaterowie noszą w sobie jakiś niepokój, rys tragizmu i zmęczenia życiem, balansując czasem na granicy poczytalności. Hawkeye – po prostu równy gość z problemami.
Nie można zatem nie lubić tej postaci, zwłaszcza kiedy Matt Fraction i rysownicy – na czele z David Aja – robią, co mogą, by superbohaterskie opowieści pokierować na inne tory niż zazwyczaj. Jeśli już pojawi sie Tony Stark lub inni Avengersi, to w scenie albo śmiesznej, albo lekko kpiącej ze schematów. Jednak nie wszystkim musi się to podobać, jesteśmy w tej opowieści daleko od eventów, patosu i zagrywek – w stylu: nic już nie będzie takie samo. Jesteśmy z Hawkeye’em wśród ludzi, którzy przeżywają większe bądź mniejsze tragedie.
Już pierwsza opowieść chwyta za serce – prosta rzecz o walce z żywiołem. Na jej tle znakomicie wyeksponowano rozterki pobocznych bohaterów, równie ważne, co obserwowanie w akcji Hawkeye’a i Kate Bishop. Jak się potem okaże, to budowanie sfery międzyludzkich więzi nie jest tworzone ot, tak sobie, wybrzmi później emocjonalnie dla nas i dla głównego bohatera. Powraca też rudowłosa piękność z poprzedniego tomu, dla której Hawkeye najwyraźniej stracił głowę i ponownie wpakuje się w kłopoty. Na całe szczęście ma on swoje stróżujące anielice, które znając jego charakter, będą w stanie pomóc w uporaniu się z problemami. Tak, kobiety. Już nie tylko Kate Bishop i problematyczny rudzielec będą wieść prym w sporej części niniejszego tomu.
Zostaje jeszcze złoczyńca, a i pies. Zaraz, złoczyńcą jest Polak? Powinniśmy się cieszyć czy wprost przeciwnie? Na razie jego pewna enigmatyczność cieszy, bo jest to niebanalne, ale i tak złoczyńca przegrywa z psem. O co chodzi? Naturalnie o: morderstwo, śledztwo, także pizzę i co z tym wszystkim zrobi uroczy pies Hawkeye’a. Ta para naprawdęudała się twórcom i trzeba to po prostu zobaczyć. Tak, na pewno w większym stopniu zobaczyć, niż przeczytać. Pies i jeszcze na sam koniec galeria okładek są ozdobą Hawkeye, Vol. 2: Little Hits. To sprawia, że czekamy na więcej.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat