Czytelnicy kochają powieści Stephena Kinga, ale i jego opowiadania - zawsze mocne i zapadające w pamięć - są prawdziwą mroczną ucztą dla zmysłów. "Jest krew…" to cztery nowe, znakomite opowieści, które z pewnością staną się równie sławne jak "Skazani na Shawshank". King po raz kolejny pokazuje pełnię swojego kunsztu. W tytułowej noweli Holly Gibney, ulubiona bohaterka czytelników (znana z trylogii o Billu Hodgesie i z "Outsidera"), musi stawić czoło swoim lękom i być może kolejnemu outsiderowi - tym razem w pojedynkę. "Telefon pana Harrigana" opisuje międzypokoleniową przyjaźń, która trwa po grób… a nawet dłużej. "Życie Chucka" ilustruje ideę, że każdy z nas posiada wiele osobowości. A w "Szczurze" niespełniony pisarz boryka się z ciemną stroną swojej ambicji. Opowieści te nie tylko prezentują w całej okazałości maestrię autora, ale również pokazują, że pewne tematy są nieprzemijające. Jednym z motywów przewodnich utworów Kinga jest zło, które występuje także w "Jest krew…", przedstawione w tytułowej noweli jako "duży, uszargany, lodowatoszary ptak". Stale obecne jest jednak też przeciwieństwo zła, w twórczości Kinga przybierające często postać przyjaźni. King przypomina nam, że codzienne przyjemności, choć ulotne, właśnie dzięki tej ulotności są piękne - czy jest to niespotykanie piękny, pogodny dzień po długich tygodniach szarugi, czy frajda z tańca, w którym idealnie wychodzi każdy krok, czy też nieoczekiwane miłe spotkanie. W takich momentach przekonujemy się, że Stephen King potrafi nie tylko przyprawić o dreszcz przerażenia, ale i perfekcyjnie opisać radość w jej najczystszym wydaniu.
Premiera (Świat)
28 kwietnia 2020Premiera (Polska)
28 kwietnia 2020ISBN
978-83-8169-293-9Polskie tłumaczenie
Tomasz WiluszLiczba stron
512Autor:
Stephen KingGatunek:
FantastykaWydawca:
Polska: Prószyński i S-ka
Najnowsza recenzja redakcji
Jest krew..., najnowsza książka Stephena Kinga, to zbiór czterech nowel, które idealnie wpasowują się w obecną twórczość amerykańskiego pisarza. Nie znajdziemy tutaj przejmujących grozą scen z Carrie czy Smętarza dla zwierzaków; w zamian otrzymamy bardzo zgrabnie skonstruowane ludzkie historie z odrobiną dreszczyku i niesamowitości. King w tych tekstach sięga po zróżnicowane tematy, ale niezależnie, o czym by pisał, znajdziemy tu echa prawdziwego życia.
Tytuł książki wziął się pod początku najdłuższego z tekstów, czyli Jest krew, są czołówki. To dziennikarskie zawołanie idealnie wpasowuje się w treść utworu, który stanowi kontynuację powieści Outsider. Jak jej czytelnicy pamiętają, bohaterowie, z znaną z trylogii Pan Mercedes Holly Gibney na czele, muszą się zmierzyć ze zmiennokształtnym dokonującym brutalnych zbrodni. W zawartej w tym zbiorze noweli bohaterka już samodzielnie musi się zmierzyć z kolejnym przedstawicielem tej tajemniczej rasy, tym razem ukrywającej się jako dziennikarz specjalizujący się w wypadkach i katastrofach. Ze swym mikrofonem czy kamerą pojawia się wszędzie tam, gdzie cierpią ludzie.
Wątek detektywistyczny, a z czasem wręcz sensacyjny, jest przez Kinga sprawnie skonstruowany. Wydarzenia nabierają dynamiki, wyczuwa się też atmosferę zagrożenia, a kulminacja jest odpowiednio dramatyczna. Jednakże przede wszystkim zwraca uwagę, że autor najwyraźniej polubił swoją bohaterkę. Pojawiła się jako postać z drugiego czy nawet trzeciego planu, a wraz z kolejnym utworem nabierała znaczenia. A im więcej King poświęca jej miejsca, tym bardziej nabiera barw i jest coraz bardziej złożona i interesująca. W tej solowej historii widać do szczególnie dobrze.
Inne teksty z Jest krew… dotykają innej tematyki. Otwierający zbiór Telefon pana Harrigana opowiada o budującej się więzi między chłopcem a starcem. King korzysta tu z klasycznych wątków wzbogaconych o nowe technologie: wszak jeszcze nie tak dawno temu szczytem możliwości w komunikacji z zaświatami było medium lub tabliczka Ouija, a dziś można skorzystać choćby z iPhone’a. Banał? Być może, ale King wykorzystuje go zgrabnie, nawiązując także do motywu wymierzania sprawiedliwości z zaświatów.
Najbardziej oryginalnym tekstem jest Życie Chucka. Zaczyna się jako wizja postapokaliptyczna, by w kolejnych aktach uzasadnić początkowy obraz. Wraz z rozwojem tekstu odsłaniają się kolejne warstwy, które zaskakują i nie są możliwe do przewidzenia z wyjściowego punktu widzenia.
Dla odmiany ostatni tekst, Szczur, jest najbardziej kameralny. Koncentruje się na człowieku z blokadą twórczą, który nie potrafi skończyć powieści. W poszukiwaniu weny udaje się na odludzie, gdzie zawiera pakt. Wyraźne są tu echa historii Fausta, choć okoliczności i konsekwencja u Kinga są inne. Szczur nie należy więc do oryginalnych koncepcji, acz udanie rozgrywa wątek obsesji i zestawia go z kosztami, jakie muszą ponieść bliscy.
Nazywanie obecnie Stephena Kinga Królem Grozy znacząco mija się z prawdą. Owszem, w jego utworach nadal pojawiają się elementy typowe dla horroru, ale stanowią raczej dodatek niż ich cechę rozpoznawczą. Więcej w jego prozie jest elementów obyczajowych, a do wątków nadnaturalnych bardziej pasuje określenie fantastyczne, bez konkretnego przypisania czy to groza, fantasy czy nawet science fiction. Ot, interesujące opowieści niesamowite. I właśnie takie są opowiadania z Jest krew… zapewne żadne z nich nie przeszło by testu tak zwanej brzytwy Lema i zachowałyby sens po pozbawieniu ich elementów fantastycznych… ale jednocześnie to one nadają całości kolorytu i klimatu. Nie chcielibyśmy się jej pozbawiać, prawda?