W 1994 roku Marvels wprawił czytelników w zachwyt świeżym spojrzeniem na bohaterów Uniwersum Marvela. Nadawcami listu miłosnego zaadresowanego do Domu Pomysłów byli Kurt Busiek, utalentowany scenarzysta z encyklopedyczną wiedzą na temat komiksów superbohaterskich, i Alex Ross, młody artysta, któremu zapisano karierę supergwiazdy w branży. Czytając dziś przejmujący scenariusz Busieka i podziwiając wyrafinowane malarskie plansze Rossa, nadal mamy wrażenie, że zagłębiamy się w opowieść pełną cudów. Zupełnie jak w dniu, w którym mieliśmy z nią do czynienia po raz pierwszy. W obiektywie fotoreportera Phila Sheldona możemy podziwiać erę Cudownych – od chwili, kiedy oczom całego świata objawił się Ludzka Pochodnia, przez potyczkę Fantastycznej Czwórki z Galactusem, aż po śmierć pierwszej miłości Spider-Mana, Gwen Stacy. Z kolei w długo wyczekiwanym nowym epizodzie Marvels Busiek i Ross zaznajamiają Phila Sheldona z całkiem nowymi i zupełnie odmienionymi X-Men! Przełomowa seria wraz z nowym epilogiem po raz pierwszy zostały zebrane razem i uzupełnione obszernymi adnotacjami pochodzącymi od autorów! Wśród dodatków znajdziecie między innymi galerię wariantów okładek z okazji dwudziestej piątej rocznicy wydania Marvels, którą stworzyli Ross i inni czołowi komiksowi rysownicy! Oraz dużo, dużo więcej cudów!
Premiera (Świat)
31 maja 2024Premiera (Polska)
31 maja 2024Polskie tłumaczenie
Maciej Nowak-Kreyer, Tomasz Sidorkiewicz, Jakub JankowskiLiczba stron
506Autor:
Alex Ross, Kurt BusiekGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Mucha Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że w swojej karierze recenzenckiej nie przyszło mi oceniać lepszego komiksu. Marvels. Wydanie Jubileuszowe, który właśnie ukazał się na polskim rynku nakładem wydawnictwa Mucha Comics, to powieść graficzna ze wszech miar legendarna i nawet po 30 latach od swojej premiery wciąż wydaje się kwintesencją tego, czym są opowieści o superbohaterach. Autorzy, scenarzysta Kurt Busiek i rysownik Alex Ross, w tej przełomowej historii piszą swoisty list miłosny do trykociarzy Domu Pomysłów, jednocześnie próbując przeprowadzić unikalną, działającą również na metapoziomie wiwisekcję określenia postawy ludzkości względem istot z nadprzyrodzonymi mocami. Z jednej więc strony recenzowany tytuł umożliwia nam przyjrzenie się rozciągającej się na przestrzeni kilku dekad historii uniwersum Marvela, z drugiej natomiast mamy tu do czynienia z wyjątkową refleksją nad całą branżą komiksową i jej superbohaterskim fundamentem. Marvels to w dodatku prawdopodobnie najpiękniejsza powieść graficzna wszech czasów - rysunki Rossa są tak doskonałe, że niektóre ze stworzonych przez niego obrazów mogą zostać z nami do końca życia i w tym stwierdzeniu nie ma ani grama przesady. Pójdę nawet krok dalej i napiszę, że rzeczony komiks stał się dobrem i dziedzictwem ludzkości. Nie sposób polecić go konkretnej grupie osób; być może najcudowniejsze jest w nim to, że na najgłębszym poziomie należy do nas wszystkich.
Akcja rozpoczyna się pod koniec lat 30. XX wieku, gdy dochodzi do powołania do istnienia pierwszego z superbohaterów, Ludzkiej Pochodni - to właśnie to wydarzenie rozpoczyna erę tytułowych Cudownych. Prawdziwym majstersztykiem jest fakt, że Busiek i Ross zdecydowali się przedstawić ją czytelnikom nie z perspektywy większych niż życie postaci, a oczami zazwyczaj pozostających w ich cieniu, zwykłych osób. Pełnoprawnym protagonistą i zawiadowcą w tej cudowności jest przecież fotograf Phil Sheldon, początkowo ukazany jako młody i rezolutny dziennikarz, który zdjęciami obrazującymi herosów chce w swoim fachu zaistnieć. W miarę upływu lat jego podejście do powierzonych mu zadań zawodowych i obcowania z superbohaterami zaczyna się jednak zmieniać. Dojrzewa nie tylko główny bohater, ale i otaczający go świat, na którym działania Cudownych i ich wrogów odciskają coraz trwalsze piętno. Oczami Sheldona spoglądamy więc na wiekopomny bój Fantastycznej Czwórki z Galactusem, skazanych na społeczny ostracyzm X-Menów czy Spider-Mana, który będzie musiał zmagać się ze śmiercią swojej pierwszej miłości, Gwen Stacy. Dekada po dekadzie odkrywamy, że ludzkość w ekspresowym tempie zmienia swój stosunek do herosów, próbując albo nauczyć się z nimi współistnieć, albo podjąć działania mające de facto na celu zniwelowanie ryzyka. Pojawienie się na Ziemi superbohaterów nie przyniosło w końcu wyłącznie piękna i nieustannego podziwu; każdy heroiczny czyn idzie tu ramię w ramię z tragedią, której wielu z nas w popisach trykociarzy widzieć nie chce. Dzięki Sheldonowi chyba nie będzie innego wyjścia...
Choć Marvels można czytać jako jedyną w swoim rodzaju kronikę Domu Pomysłów, która w piekielnie inteligentny sposób meandruje po labiryncie Złotej, Srebrnej i Brązowej Ery Komiksu, jeszcze mocniej uderza fakt, że najważniejsza w tej historycznej podróży wydaje się jej warstwa emocjonalna. Busiek i Ross w swojej opowieści zrobili coś, czego żadnemu twórcy przed nimi się nie udało - lub przynajmniej nie w takiej skali. Fundamentem wędrówki po mniej lub bardziej znanych zakątkach Marvela staje się więc to, co można wyczuć: w sobie w trakcie lektury bądź w umyśle danej postaci. To o tyle przewrotne, że punktem wyjścia jest tu przecież wpisany w zdjęcia obiektywizm, dokumentacja wydarzeń. A jednak w ostatecznym rozrachunku liczą się emocje i uczucia, które przyszły wraz z Cudownymi. Wszystkie te uniesienia, smutki, rozbudzone do granic nadzieje, wygrane bitwy i przegrane sprawy. Odkrywanie Domu Pomysłów i jego współczesnych bogów z tej perspektywy samo w sobie staje się fascynujące. Tym bardziej, że w zamyśle Busieka i Rossa szkicowanie odrobinę nadnaturalnego w wydźwięku pejzażu jest równie ważne, jak spoglądanie w zakamarki ludzkiej natury. Dlaczego boimy się tego, czego nie znamy? Kto strzeże strażników? Czy cel zawsze uświęca środki? Twórcy komiksu sięgają po znane i sprawdzone schematy, próbując je z jednej strony odświeżyć, a z drugiej uczynić z nich okazję do bardzo głębokiej i chyba niemającej analogii w całej historii medium refleksji nad erą superbohaterów. Jeśli w tej branży istnieją tytuły, które wyprzedzają swoje czasy, Marvels z pewnością do nich należy. Równie dobrze mógłby ukazać się dziś, a jego wartość byłaby dokładnie taka sama. To w końcu ponadczasowa nostalgia, jakaś przedziwna i trudna do jednoznacznego zaklasyfikowania cząstka naszej natury, która została zeń wyrwana i wrzucona w świat naznaczony działaniem bogów. Już zawsze miłośnicy trykociarzy będą zastanawiać się nad tym, w jaki sposób autorom udało się ją uchwycić. Czapki z głów.
W przeszłości już kilkukrotnie miałem okazję recenzować komiksy ilustrowane przez Alexa Rossa. Po latach dochodzę do wniosku, że w dalszym ciągu nie jestem w stanie znaleźć odpowiednich słów na opisanie mojego zachwytu nad pracami genialnego artysty, który nie bez powodu był już nazywany "Michałem Aniołem branży komiksowej". W Marvels jego hiperrealistyczne, imitujące fotografie i zarazem dzieła malarskie rysunki uderzają z potworną mocą. Są tak namacalne, jakby ich odbiorca mógł dotknąć przedstawionego przez Rossa świata i na trwałe się w nim zanurzyć. Dom Pomysłów jeszcze nigdy nie wyglądał tak, nomen omen, cudownie - to przecież rzeczywistość tętniąca życiem, która poprzez swoje obrazy osadza się głęboko w naszym krwiobiegu.
Tak, Marvels bez dwóch zdań jest arcydziełem, a zaproponowane przez Mucha Comics Wydanie Jubileuszowe bezsprzecznie najlepszą z edycji, które jak do tej pory ukazały się w naszym kraju. Liczy sobie ono aż 506 stron, oferując odbiorcom morze dodatków: nowy epilog, obszerne komentarze scenarzysty i rysownika czy upublicznioną kilka lat temu z okazji 25. rocznicy premiery galerię okładek alternatywnych. Nie miejcie więc żadnych złudzeń - Marvels stanie się najważniejszą pozycją w Waszej komiksowej biblioteczce i istnieje spora szansa, że będziecie do niej wracać wielokrotnie. Głównie dlatego, że ta fenomenalna opowieść sama w sobie jest wehikułem czasu, który przeniesie Was do początków wszystkich światów Marvela, oferując zupełnie nową perspektywę ich powstania. Jeśli chcecie poczuć i dotknąć historii, lepszej okazji już nie znajdziecie.