Przewodnik po Astro City. Tom 2 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 10 kwietnia 2024Na drugi tom Przewodnika po Astro City musieliśmy czekać aż rok. Po lekturze nowej odsłony superbohaterskiej serii, kolejny rok oczekiwania na kontynuację może być dla fanów prawdziwą torturą.
Na drugi tom Przewodnika po Astro City musieliśmy czekać aż rok. Po lekturze nowej odsłony superbohaterskiej serii, kolejny rok oczekiwania na kontynuację może być dla fanów prawdziwą torturą.

Pierwszy tom serii Kurta Busieka i Brenta E. Andersona w zeszłym roku był prawdziwym objawieniem. Seria z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku nie ustępowała jakością największym twórczym dokonaniom w dziedzinie superbohaterskiego komiksu autorstwa Alana Moore’a czy Franka Millera. Co prawda można było mieć uwagi do przeciętnego dla wielu odbiorców stylu rysownika i pewnie woleliby oni na jego miejscu twórcę okładek do albumu, czyli samego Alexa Rossa. Cóż, musi im wystarczyć pełna współpraca Busieka i Rossa nad Marvels, szczególnie że w drugim tomie Przewodnika po Astro City rysunki Andersona wydają się już bardziej na miejscu niż przy poprzednim podejściu. I nie chodzi tylko o to, że przyzwyczailiśmy się do tego przyziemnego stylu, a bardziej o to, że doskonale pasują do wymowy, szczególnie tej najdłuższej historii w niniejszym tomie.
Pierwszy Przewodnik po Astro City był szeroko zakrojonym wprowadzeniem do fabularnego pejzażu miasta, w którym żyją najważniejsi w USA superbohaterowie. Nie jest to jednak opowieść, która toczy się zwykłym torem. Historie poszczególnych postaci poznajemy fragmentarycznie, w dużej mierze z opowieści zaprezentowanych w pojedynczych zeszytach. To wszystko twórcy przedstawiają nam stopniowo, nigdzie się nie śpiesząc, jakby ta historia była odmianą twórczej celebracji, z pomocą której zapragnęli stworzyć jedyną w swoim rodzaju wizję. I co najważniejsze – jak na razie znakomicie im się to udaje.
Na czym polega ta wizja? Zacznijmy może od wspomnianej wyżej, najdłuższej historii w drugim tomie. Na jego okładce widzimy postać o metalicznej skórze – to niemłody już złoczyńca o pseudonimie Steeljack, który właśnie wyszedł z więzienia po dwudziestu latach odsiadki. To bohater już od młodzieńczych lat mocno doświadczony przez los, kiedyś zapatrzony w superbohaterów, których do dziś określa mianem aniołów. Stało się jednak tak, że zszedł na złą drogę i po wyjściu na wolność ma marne perspektywy życiowe. Nie wybija go to jednak z przekonania, że odtąd chce żyć uczciwie, co – jak możemy podejrzewać – dość szybko obróci się przeciw niemu. W efekcie Steeljack wplątuje się w skomplikowany układ – na pierwszym planie jest kimś w rodzaju prywatnego detektywa, który ma znaleźć mordercę polującego na złoczyńców z Astro City. Drugi plan sięga dużo głębiej, bezpośrednio w tkankę miasta, do miejsc, gdzie mieszają się żale, obsesje i diaboliczne plany, którym ów bohater będzie starał się przeciwdziałać.
Te kilka zeszytów o perypetiach Steeljacka układają się na wzór kryminału noir – co nie jest oczywiście niczym nowym. Pamiętamy choćby doskonałe Gotham Central, mroczną opowieść o policjantach i złoczyńcach z miasta Batmana – i to jest to porównanie, które przytaczam tu celowo. W Gotham Central twórcy eksplorowali nowe możliwości fabularne – Batman był w tych historiach wcale nie częstym gościem. Autorom bardziej zależało na tym, by oddać klimat miasta w tym jego brutalnym wycinku, w którym z narażeniem życia pracują policjanci. W Przewodniku po Astro City w postaci historii o Steeljacku dostajemy podobny wycinek fabuły, skupiony na półświatku metropolii. I to może wielu czytelników zaskoczyć, bo w kontynuacji spodziewali się zapewne rozwinięcia i wyjaśnienia różnych wątków rozpoczętych w pierwszym tomie, ale jak się okazuje – nie taki był zamysł twórców Przewodnika po Astro City.
Powoli i dogłębnie budują oni przed nami obraz miasta na przestrzeni różnych dziesięcioleci jego współczesnej historii. Prawda jest taka, że wielkie metropolie zazwyczaj piękne i intrygujące są głównie dla zwiedzających (mamy zresztą rozdział poświęcony gościom Astro City w niniejszym tomie). Dla mieszkańców, tych zwykłych i niezwykłych, życie w mieście nie wygląda już tak kolorowo, nawet jeśli kostiumy fruwających suberbohaterów mienią się różnorodnymi, krzykliwymi barwami. W mieście jest niebezpiecznie i przyziemnie, miasto dla jego mieszkańców jest areną ciągłej walki na polu codzienności życia, co widać szczególnie w historii Steeljacka. To naprawdę jeden z ciekawszych bohaterów komiksu, z fizjonomią (nawet przy swojej charakterystycznej skórze o metalicznym połysku) typowego przedstawiciela proletariatu. Tacy też mają swoje marzenia – wydają się mówić twórcy – ale by je realizować, trzeba mieć do tego odpowiednio stworzone warunki. A ów bohater takich nie miał, co wcale nie znaczy, że powinien zrezygnować ze swoich pragnień.
Inne rozdziały drugiego tomu z pewnością przywołają reminiscencje z Marvels, bo widzimy w nich superbohaterów i złoczyńców oczami zwykłych ludzi. Zwyczajny jest nawet ów bohater, który wydaje się największą twórczą ekstrawagancją, a mianowicie powołany do życia kreskówkowy lew z pierwszej opowieści (W blasku reflektorów) w drugim tomie. Po samych planszach moglibyśmy sądzić, że jego życie jest naprawdę niezwykle, ale lektura weryfikuje ten osąd – żywot Leo to po prostu marność nad marnościami. Życie, które potrafi być straszne do tego stopnia, że trzeba z Astro City uciekać, jak bohater najmocniejszej, dwuzeszytowej opowieści w tym tomie (sam o niej mówi, że to opowieść grozy) – o prawniku, który broniąc miejscowego mafiosa, poszedł o jeden krok za daleko i wpłynął na równowagę miasta.
Z tego całego zestawu klaruje nam się epicka (choć poszatkowana) opowieść o blaskach i cieniach życia w wielkiej metropolii. Opowieść, która wciąga, wręcz zasysa czytelnika, gdy ten odsłania kolejne fragmenty historii Astro City. Na tym polu twórcy poruszają się bardzo swobodnie – skaczą między dziesięcioleciami lub wprowadzają bocznymi drogami nowych bohaterów, jak choćby Srebrnego Agenta, o którym opowiedzą szczegółowo dopiero za jakiś czas – widnieje on bowiem na okładce zapowiadanego, trzeciego tomu. Tę odsłonę należy uznać za dogłębne spojrzenie na półświatek Astro City. Można przypuszczać, że w kolejnym tomie uwaga twórców skupi się na służbach porządkowych metropolii. Wizja zatem poszerza się, a konstrukcja fabuły kojarzyć się może z serialowym Prawem ulicy, czyli najlepszym portretem miasta i jego mieszkańców, jaki mogliśmy zobaczyć na małym ekranie. I Przewodnik po Astro City w niczym nie ustępuje pod względem jakości serialowi Davida Simona, co jest chyba najlepszą rekomendacją dla tego superbohaterskiego komiksu.
Poznaj recenzenta
Tomasz Miecznikowski


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1985, kończy 40 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1952, kończy 73 lat

