Jedno z najważniejszych dzieł giganta rynku komiksowego, Granta Morrisona. Istnieje pewien komiks. Z pozoru zwykły, lecz jeśli przeczytasz go do końca, zwariujesz i dołączysz do armii szaleńców, którzy otwierają drogę do naszego świata potworom apokalipsy... Nie tylko do naszego, ale do każdej z 52 rzeczywistości, które składają się na Multiwersum. Herosi ze wszystkich tych wszechświatów będą musieli połączyć siły, aby ocalić własne planety przed wszechogarniającym zagrożeniem, które chce zniszczyć wszelkie istnienie w każdej rzeczywistości – w całym Multiwersum...
Premiera (Świat)
22 kwietnia 2020Premiera (Polska)
22 kwietnia 2020ISBN
9788328196216Polskie tłumaczenie
Tomasz SidorkiewiczLiczba stron
436Autor:
Cameron Stewart, Grant Morrison (6) więcejGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Ostatnimi czasy Kinowe Uniwersum Marvela rozpropagowało w popkulturze pojęcie Multiwersum. Jak na razie nie mieliśmy jeszcze okazji poznać wszystkich meandrów marvelowskiego Wieloświata. Motyw ten został tylko zarysowany, więc możemy jedynie się domyślać, jak Kevin Feige i pozostali go zagospodarują. W oczekiwaniu na wyjaśnienia polecamy zajrzeć do świata DC, gdzie uznany artysta Grant Morrison stworzył komiksową opowieść tak epicką i złożoną, a przy tym szaloną oraz wielobarwną, że momentami można w niej utonąć.
Czy istnieje bardziej klasyczny i wyświechtany punkt wyjścia niż zagrożenie niosące zagładę całemu wszechświatowi? Kosmiczne bestie – Możnowładcy pojawiają się w różnych zakątkach równoległych rzeczywistości. Ich cel jest jasny, więc nic dziwnego, że herosi z poszczególnych światów wypowiadają im wojnę. Każdy z nich staje do walki o swoje uniwersum. Żeby odnieść sukces, będą musieli jednak zjednoczyć siły. Do międzywymiarowego centrum dowodzenia przybywają: czarnoskóry prezydent – Superman, zamaskowany królik Kapitan Marchewa, Batman z dystopijnej przyszłości, Wujek Sam oraz dziesiątki innych dziwacznych indywiduów. Bohaterowie rzucają się w wir walki, podczas której nie funkcjonują zasady logiki, a panem narracji jest chaos. Z każdą kolejną stroną wydarzenia eskalują, aż do finałowej rozgrywki, gdzie dochodzi do bitwy, przy której ostateczne starcie z Avengers: Koniec gry jest przedszkolną zabawą.
Multiwersum to piaskownica Granta Morrisona. Autor wraz z kilkoma wybitnymi rysownikami wyprawia w niej rzeczy niestworzone, bawiąc się formą i treścią przy każdej możliwej okazji. Mamy więc nawiązania do znanych popkulturowych światów, metadyskusję z czytelnikiem, pstryczki w nos dla konkurencji i burzenie czwartej ściany. Co więcej, bramą do podróży międzywymiarowych są tutaj komiksy. To, co w jednym świecie jest fabułą opowieści obrazkowej, w drugim stanowi rzeczywistość. I na odwrót. W ten sposób powstało kilkadziesiąt uniwersów, przenikających się wtedy, gdy ktoś zaczyna wertować komiks. Morrison puszcza w ten sposób oko do czytelnika, oddając przy okazji hołd tej dziedzinie sztuki.
Czy w natłoku postmodernistycznych przeskoków, popkulturowych zabaw i narracyjnych gierek z widzem jest miejsce na spójną opowieść? Multiwersum odnosi na tym polu połowiczny sukces. Komiks jest przekonywujący, gdy opowiada zamknięte historie toczące się w ramach danego uniwersum. W ten sposób poznajemy świat zainspirowany Strażnikami Alana Moore’a. Reczywistość, w której superbohaterowie są znudzonymi nastolatkami pogrążonymi w nieznośnej lekkości bycia czy wymiar, w którym Superman zamiast do Stanów Zjednoczonych trafił do Trzeciej Rzeszy. Opowieści te tworzą autonomiczne rozdziały opasłego tomu Multiwersum i mogą z powodzeniem funkcjonować jako oddzielne byty. Morrison łączy je w całość często w dość naciągany sposób, co tylko potwierdza fakt, że ich siła kryje się w samodzielnej formie.
Nieco gorzej wypadają momenty, gdy na kartach komiksu moc Multiwersum wybrzmiewa najdobitniej. Przedstawiciele poszczególnych światów łączą się we wspólnej walce przeciwko złu, a fabuła zamienia się w prawdziwy kogiel-mogiel. W pewnych momentach wydarzenia stają się wręcz nieczytelne, szczególnie dla kogoś, kto nie ma dużej wiedzy na temat uniwersów DC. Feeria kolorów, rozmaitość postaci i niekończące się bijatyki. Wszystko to jest w stanie znużyć i zmęczyć czytelnika, zwłaszcza że fabuła całości nie jest zbyt odkrywcza i oryginalna. Morrison ze znamienną dla swojej twórczości manierą wprowadza gdzie się tylko da absurdalny humor i cięte riposty, ale nikną one w natłoku szalonego mordobicia. Na szczęście zdarzają się również takie perełki jak segment, podczas którego grupka bohaterów trafia do uniwersum Major Comics, które stanowi odpowiednik stajni Marvela. Nasi herosi spotykają tam alternatywną wersję Avengers. Śmiechu nie ma końca.
Multiwersum imponuje za to stroną graficzną. Autorami obrazków w dziele Morrisona są najznamienitsi współcześni rysownicy z samym Jimem Lee na czele. Fajnie, że każde z uniwersum posiada inną oprawę wizualną. Mamy tu segmenty bardziej realistyczne i totalnie kreskówkowe. Tam, gdzie trzeba, twórcy wprowadzają nieco mroku, innym razem stawiają na kolor i przaśność. Wisienką na torcie jest tutaj rozpiska, która w połowie komiksu prezentuje nam wszystkie uniwersa ze szczegółowym omówieniem. Raz, że rozjaśnia fabułę (wiemy, w którym miejscu znajduje się właśnie opowieść), a dwa, że prezentuje różnorodny styl graficzny i zestawia ze sobą prace poszczególnych rysowników.
Niezależnie, jakiego rodzaju komiksy wybieramy na co dzień i z której stajni preferujemy herosów, Multiwersum powinniśmy poznać, bo to dzieło niezwykłe. Grant Morrison to sprawdzona marka, jeśli chodzi o fabułę i narrację, więc jego komiksy można kupować w ciemno. Tutaj jednak mamy coś nietypowego. Od czasu Doom Patrolu, autor nie pozwolił sobie na taką swobodę w dawkowaniu nam wytworów własnej wyobraźni. Mimo że momentami opowieść wpada w koleiny tradycyjnego współczesnego komiksu superbohaterskiego (permanentne mordobicie), to w ogólnym rozrachunku częściej intryguje, niż nuży. W połączeniu ze świetną, różnorodną kreską daje to bardzo satysfakcjonujący efekt.