Flashpoint, Ryan Reynolds i powrót Batmana - witajcie w multiwersum DC
Odkąd 20 maja ogłoszono premierę Zack Snyder’s Justice League na platformie HBO Max, fani DC mogą mieć wrażenie, że znaleźli się w alternatywnej rzeczywistości, która z każdym kolejnym dniem staje się coraz lepsza. Wyposzczeni i zagłodzeni w końcu zaczęli być karmieni obficie dobrymi informacjami, które jeszcze nie tak dawno, brzmiałyby kompletnie absurdalnie.
News o nadchodzącym w 2021 roku Snyder Cut otworzył puszkę Pandory, która uwolniła do superbohaterskiego świata czyste szaleństwo, a teaser filmu, który reżyser zaprezentował w zeszłym tygodniu, tylko je przypieczętował. Od tego momentu fani dostają prezent za prezentem, jakby już nadeszły święta: Henry Cavill zakłada ponownie czerwoną pelerynę, w sierpniu odbędzie się wielki event DC FanDome, Michael Keaton i Ryan Reynolds wracają do swoich ról, Flashpoint stanie się faktem, multiwersum istnieje, a kontynuacja oryginalnego DCEU, które rozpoczął Zack Snyder może dojść do skutku – na stole wylądowało absolutnie wszystko, wywołując potencjalny zawrót głowy wśród szarego zjadacza komiksowego chleba. W tym szaleństwie jest jednak metoda.
Barry Allen spotyka Barry'ego Allena
Aby zrozumieć w pełni wymiar tego, co aktualnie ma miejsce w uniwersum DC, należy cofnąć się w czasie do przełomu grudnia 2019 i stycznia 2020 roku, a konkretnie do przedostatniego odcinka telewizyjnego eventu stacji CW, znanego jako Kryzys na nieskończonych Ziemiach – wielkiego crossoveru Arrowverse, pełnego zaskoczeń, z których największym było pojawienie się Ezry Millera w roli Flasha, u boku Granta Gustina, gwiazdy serialu Flash. To co widzowie wzięli wówczas za radosny fanserwis i gościnny występ stworzony dla czystej frajdy, było tak naprawdę pierwszym elementem planu DC, pierwszym klockiem domina, który upadając, wprawił w ruch całą misternie przygotowaną konstrukcję, zaprojektowaną przez Warner Bros. oraz szefa DC Entertainment, legendarnego rysownika komiksowego Jima Lee. To właśnie jego wkład okazał się kluczowy w operacji spotkania na ekranie dwóch Szkarłatnych Sprinterów, pochodzących z dwóch różnych światów, filmowego i serialowego. Ta bezprecedensowa sytuacja, przyjęta bardzo entuzjastycznie przez widzów, otworzyła drzwi do kolejnych śmiałych pomysłów; pierwszym z nich było „wypuszczenie” Snyder Cut, czyli reżyserskiej, prawdziwej wersji Ligi Sprawiedliwości, o którą fani z całego świata walczyli ponad 2 lata na wielu frontach. Faktyczne wydanie filmu Zacka Snydera przez długi czas było niemożliwe, lecz i tu katalizatorem zmiany stał się Jim Lee, którego sympatia do reżysera i pozycja w firmie, doprowadziła do realnych negocjacji i pokazów alternatywnej wersji filmu, dla szefostwa DC, Warner Bros, AT&T i HBO Max, dzięki czemu film wyląduje w końcu na platformie HBO Max. To wiemy na pewno. Lecz czy Jim Lee wniósł do konwersacji więcej? Być może tak, i to coś bardzo konkretnego – wizję opartą na esencji tego czym od dawna były komiksy DC i co zawsze odróżniało komiksowego giganta od jego największego rywala Marvela. Multiwersum. To jedno słowo może zmienić kompletnie podejście do wszystkich własności intelektualnych DC i studia Warner Bros, oto bowiem prosta i logiczna metoda na połączenie nicią przeszłości i przyszłości, z której da się utkać wielki zintegrowany wieloświat.
Multiwersum, czyli jak uporządkować nieporządek
Wyobraźcie sobie książkę z nieskończoną liczbą stron. Każda z tych stron reprezentuje inną wersję świata, w którym żyjemy. Różnice mogą być mikroskopijne lub gigantyczne; w jednym z tych światów możecie być lekarzem, w innym aktorem, zaś w jeszcze innym prezydentem. Możliwości jest tyle, ile kartek, a wszystkie one są częścią tej samej księgi, okupującej to samo miejsce w czasie i przestrzeni. Tym mniej więcej, najprościej to ujmując, jest multiwersum DC. Założenia i zasady tej konstrukcji komiksowego świata zmieniały się przez lata za pomocą wielkich crossoverów, nazywanych kryzysami. W klasycznym i legendarnym już Kryzysie na nieskończonych Ziemiach z roku 1985, liczba tych potencjalnych wersji świata DC, jak w tytule, była nieskończona, jednak od roku 2011 i komiksu Flashpoint. Punkt krytyczny, wraz z rebootem głównego uniwersum, została ograniczona do liczby 52. Był to sposób DC na uporządkowanie wszystkich komiksowych serii powstałych na przestrzeni istnienia wydawnictwa, w koherentne, spójne uniwersum, dające pełną wolność artystyczną jego twórcom. Dzięki temu nie musieli oni zastanawiać się, jak do kanonu DC dopasować fakt, że w zasadzie każdy z bohaterów przynajmniej raz umarł i został wskrzeszony, ma alternatywne wersje samego siebie, wygląda inaczej, ma inny Batmobil lub jak Robin, od roku 1940, jest nastolatkiem. Rozwiązanie było proste – każde zdarzenie, które miało kiedykolwiek miejsce w komiksie DC, wydarzyło się, tyle że w różnych rzeczywistościach, które otrzymały swoje numeracje. Centralnym punktem tego wieloświata, stała się Ziemia 0, a każda równoległa do niej rzeczywistość, otrzymywała sygnaturę od 1 do 52. Zadania uporządkowania tego gigantycznego chaosu podjął się Grant Morrison, który w fantastycznym komiksie Multiwersum, załączył zarówno mapę multiwersum DC, jak i przewodnik po rozmaitych światach i herosach zamieszkujących przepastne uniwersum DC. XIX-wieczny Batman, rosyjski Superman, nazistowska Wonder Woman, kilka pokoleń Flashów, futurystyczny Batman, starzejąca się Liga Sprawiedliwości czy kreskówkowy Kapitan Marchewa. Wszyscy oni mogą współistnieć, przeplatać się, a nawet współpracować, choć każdy z nich istnieje w innej rzeczywistości. Czy ta brawurowa koncepcja powstaje właśnie na naszych oczach w formie filmowej?
Powrót Mrocznego i Szmaragdowego Rycerza
Pierwsze znaki na niebie pojawiły się tuż po ogłoszeniu Zack Snyder’s Justice League w maju, gdy na Twitterze zaczęły wypływać informacje o możliwości powrotu Ryana Reynoldsa do roli Hala Jordana, w filmie Zacka Snydera. Reżyser, jak wiemy, dostał budżet, czas i postanowił maksymalnie wykorzystać daną mu szansę, nie montując po prostu reżyserskiej wersji swojego filmu. Być może doda nowe sceny, z nowymi aktorami, które podniosą atrakcyjność widowiska i stworzą solidne podwaliny pod kontynuację DCEU w jego pierwotnej formie. Logo Green Lanterna pojawiło się na oficjalnych koszulkach reklamujących Zack Snyder’s Justice League już w 2019 roku, a plotki o pojawieniu się w oryginalnym filmie Snydera aż dwóch członków Korpusu Zielonych Latarni, przewijają się po sieci od 2 lat. W ciągu ostatnich kilku dni nabrały one intensywności. Czy to możliwe, by Ryan Reynolds był ponownie zainteresowany rolą Hala Jordana? Wszak nie od dziś wiadomo, że przy każdej możliwej okazji aktor drwił z filmu Martina Campbella, dając pełen upust swemu szyderstwu, wcielając się dwukrotnie w rolę Deadpoola, który co chwila rzucał kąśliwe docinki dotyczące filmu z 2011 roku. Patrząc jednak z drugiej strony na całą sytuację, faktem niepodważalnym jest, że gdyby nie niesławna rola, której Reynolds rzekomo tak bardzo żałuje, być może nigdy nie poznałby swojej aktualnej miłości życia, Blake Lively. Aktor nigdy też publicznie nie szkalował samej postaci Hala Jordana, a każdy, kto widział Green Lantern, wie, że Reynolds był najjaśniejszym punktem tego, delikatnie mówiąc, nudnego filmu. Co zaś do samego zachowania aktora, jak wiemy, jest on troszkę szalony i nieobliczalny, nie sposób więc stwierdzić, czy jego głośne wtrącenie o Snyder Cut, podczas brazylijskiego CCXP w 2019 roku, to żart, czy też aktor już wtedy wiedział, że coś jest na rzeczy.
W tym samym czasie w sieci eksplodowała prawdziwa bomba – Michael Keaton po 31 latach negocjuje powrót do roli Batmana w zapowiedzianym na 2022 rok filmie Flash. Takiej wersji zdarzeń nie przewidział nikt, może jedynie fani, którzy od lat modlą się o powrót Keatona w cyberpunkowej adaptacji animacji Batman - 20 lat później. To poziom rozmachu, jakiego nie spodziewaliśmy się dotąd po DC, którego ostatnie 3 produkcje miały bardzo zrównoważony budżet i strachliwe wręcz podejście do tkanki łączącej je z resztą uniwersum. Jeśli zestawimy ze sobą te dwa wydarzenia, czyli powrót Keatona i Reynoldsa, możemy dostrzec formujący się plan na znaczne poszerzenie świata DC. Załóżmy zatem na moment, że obie informacje okażą się prawdziwe.
Na początku 2021 roku w Zack Snyder’s Justice League pojawi się Hal Jordan portretowany po 10 latach przerwy przez Ryana Reynoldsa, a w 2022 roku w solowym Flashu nasz super szybki bohater przebije się przez barierę znanej sobie rzeczywistości i wyląduje w alternatywnym świecie, znanym z filmu Batman z 1989 roku. Idąc dalej, załóżmy, że spotkanie obu bohaterów nie skończy się na krótkim występie gościnnym, tylko regularnym wprowadzeniu starszego Batmana w wersji Michaela Keatona do uniwersum DCEU, tego samego, które okupuje już Batman Bena Afflecka. Dodajmy do tego równania zapowiedziany na 2021 rok film Batman, w którym czarną pelerynę przywdzieje Robert Pattinson. Mamy więc trzech Batmanów, ale dla pikanterii dorzućmy jeszcze jednego – wśród newsów o negocjacjach Keatona, pojawiły się bowiem też spekulacje o tym, że w filmie Flash, w kostiumie Batmana z alternatywnego świata, zobaczymy Jeffreya Deana Morgana, który wcielił się w 2016 roku w rolę Thomasa Wayne’a w filmie Batman v Superman: Świt sprawiedliwości. To z kolei koncepcja wyciągnięta żywcem z komiksu Flashpoint – Punkt krytyczny i jego animowanej adaptacji Liga Sprawiedliwych: Zaburzone kontinuum. Co więcej, Morgan wielokrotnie zaznaczał chęć udziału w ewentualnym Flashpoincie w roli Batmana, a Zack Snyder nie raz sugerował w rozmowie z fanami, że jego ostatecznym zamierzeniem był właśnie Flashpoint. Czy możliwe jest zatem, byśmy w ciągu mniej niż 2 lat, otrzymali aż 4 ekranowych Batmanów i zmieniający dotychczasowe kontinuum czasowe film Flashpoint?
Paradoks światów równoległych
Flashpoint – Punkt krytyczny to jeden z najlepszych komiksów DC, prawdziwy kryzys zmieniający reguły gry na lata i będący wstępem do rebootu wszystkich tytułów wydawnictwa. Barry Allen, Flash, budzi się pewnego dnia w świecie, którego nie zna. Nie wie, jak znalazł się w tej równoległej rzeczywistości ani jak się z niej wydostać. Jest pozbawiony mocy, nikt go nie zna jako Flasha, gdyż w tym świecie nigdy nie był superbohaterem, Aquaman i Wonder Woman toczą wojnę na śmierć i życie, razem z armiami Amazonek i Atlantydów, Supermana nigdzie nie widać, a Batmanem jest ojciec Bruce’a, Thomas Wayne. To właśnie on jest najciekawszym punktem historii; odwrócony Mroczny Rycerz, który nie posiada kodeksu jak jego syn, i zamiast wtrącać przestępców do Arkham, likwiduje ich za pomocą broni palnej. Największym nemezis bohatera nadal jest Joker, twist polega jednak na tym, że ikonicznym złoczyńcą jest jego żona, Martha. Ta mroczna opowieść pióra Geoffa Johnsa otrzymała swoją wersję animowaną, bez dwóch zdań znajdującą się w ścisłej czołówce rysunkowych filmów DC, która czarno na białym pokazuje jak gigantyczny drzemie w niej potencjał na aktorską adaptację. Jej obietnica krąży po głowach fanów odkąd w roli Thomasa Wayne’a zobaczyli znanego z fantastycznej roli Komedianta w Watchmen. Strażnicy, Jeffreya Deana Morgana. Aktor pojawiał się niejednokrotnie w fanowskich castingach jako sam Batman, nie mogło być więc tu przypadku; Zack Snyder świadomie wybrał Morgana do roli Thomasa Wayne’a, wiedząc, że pewnego dnia nałoży na niego kostium Batmana w wersji Flashpointowej.
Informację o tym, jakoby pierwszy film o solowych przygodach Flasha miał wykorzystać historię komiksu Flashpoint, znamy od dawna. Teraz powróciły one ze zdwojoną mocą, nadal nie wiemy jednak, jak wiele elementów zostanie użytych. Adaptacja jeden do jeden wykraczałaby znacznie poza terytorium standardowego filmu o genezie superbohatera, wchodząc w rejony dużego, grupowego wydarzenia pokroju Civil War, a nawet Infinity War. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by twórcy wzięli na warsztat samą koncepcję Flashpointu i wykuli z niej coś kompletnie nowego. Być może tym właśnie są plotki o powracającym Michaelu Keatonie, który na pewnym etapie pisania scenariusza, zajął miejsce Jeffreya Deana Morgana. Dodajmy do tego wieści o wprowadzeniu postaci Cyborga w wykonaniu Raya Fishera, które powstały jeszcze za czasów gdy, Zack i Deborah Snyder byli twórcami uniwersum DCEU, a otrzymamy intrygującą i zagadkową mieszankę. Specyfiką niepotwierdzonych oficjalnie przecieków, jest to, że często różnią się one delikatnie szczegółami, nawet gdy pochodzą ze sprawdzonych źródeł. Dziennikarze branżowi twierdzą, że Keaton zagra tę samą postać Bruce’a Wayne’a, którą odgrywał dwa razy u Tima Burtona; wydaje się to logiczne, ale nie możemy wykluczyć też innej, choć mniej prawdopodobnej ewentualności – szczodrość twórców może być tak ogromna, a ich wizja na tyle odważna, że zdecydują się zarówno na Keatona i Morgana, serwując widzom dwie wersje Batmana jednocześnie. Byłaby to sytuacja bliźniacza do tej z doskonałej animacji Spider-Man Uniwersum, w której za sprawą zaburzenia czasoprzestrzeni, na ekranie spotkało się kilku Spider-Manów. Czy sukces animacji studia Sony mógł być źródłem inspiracji dla twórców DC?
Nieskończenie wiele możliwości
Tutaj zaczyna się najlepsza zabawa, oto bowiem wyłaniają się przed nami (prawdopodobnie) prawdziwe intencje dwóch koordynatorów DC, Jima Lee i Waltera Hamady, którzy za sprawą fuzji z AT&T i pojawieniu się nowej platformy HBO Max, otrzymali klucze do drzwi, za którymi czekają niespotykane dotąd możliwości. Poprzez połączenie Batmana z 1989 roku i Green Lanterna z 2011 roku, z istniejącym od 2013 roku DC Extended Universe, panowie tworzą tak naprawdę coś, co możemy nazwać DC Multiverse. Co to faktycznie oznacza? Tylko i aż to, że wszystkie filmy, jakie kiedykolwiek wyszły pod banderą DC, zostałyby połączone niewidzialnymi strunami, tworząc tak jak w komiksach, wiele wersji tego samego świata. Kwadrylogia Supermana z Christopherem Reevem, Batmany Tima Burtona, Val Kilmer i George Clooney, trylogia Mrocznego Rycerza od Christophera Nolana, Keanu Reeves jako Constantine, nawet Jonah Hex; wszystkie te filmy działyby się w ramach wieloświata jednego uniwersum i teoretycznie mogły się ze sobą przecinać. Teoretycznie. Nie oznacza to stanu faktycznego, jedynie możliwość, że jeśli jakiś twórca w myśl tej koncepcji chciałby połączyć ze sobą Jokera w wykonaniu Joaquina Phoenixa, z Batmanem odgrywanym przez Christiana Bale’a, mógłby to zrobić. Na tej samej zasadzie Joker Jareda Leto mógłby złowieszczo zaśmiać się w twarz Batmanowi Michaela Keatona. Superman Brandona Routha mógłby ramię w ramię walczyć z Supermanem Henry'ego Cavilla, a armada wszystkich Batmobili, jakie kiedykolwiek powstały, mogłaby przemierzać ulice miasta Gotham. Na skali mikro, z malutkim budżetem i zbyt dużą liczbą niedorzeczności, widzieliśmy to w crossoverze Arrowverse. Założenia pozostają te same, natomiast wykonanie i jakość mogą robić kolosalną różnicę.
Jeżeli teoria mulitiwersum okazałaby się prawdą, oznaczałoby to także możliwości podobnych połączeń na liniach filmów DC, seriali Arrowverse i platformy DC Universe. Dodanie do zestawu HBO Max, otwiera tylko kolejną opcję, w myśl której każdy fan dostanie coś dla siebie. Zwolennicy mroczniejszej wizji Zacka Snydera, będą mogli śledzić kontynuację przygód ich ulubionych bohaterów na HBO Max, za sprawą Zack Snyder’s Justice League i jego potencjalnych kolejnych części. Miłośnicy połączonego uniwersum filmowego otrzymają więcej premier kinowych takich jak Wonder Woman 1984, Black Adam, Flash i Aquaman 2. Ci zaś, którzy rozsmakowali się w zamkniętych, pobocznych historiach, takich jak Joker, otrzymają Batmana z Robertem Pattinsonem, który prawdopodobnie będzie osobną historią, niepołączoną z DCEU. Fani seriali, dostaną ich tylko więcej, a najlepsze jest to, że każdy z tych koszyków pełnych owoców, może się ze sobą mieszać, tworząc nowe koszyki. Możliwości stają się nieskończone, granicą pozostaje jedynie budżet i wyobraźnia.
Multiwersum to także doskonała forma rehabilitacji dla studia Warner Bros., które od lat jest oskarżane przez sporą część fanów o marnowanie potencjału, jaki drzemie w komiksach DC. Wydarzenia ostatnich miesięcy pokazują, że decydenci WB i DC wyciągnęli chyba wnioski i mają szeroko zakrojony plan, którego szczegóły poznamy 22 sierpnia, podczas wielkiego eventu DC FanDome. Czy to oznaka prawdziwej zmiany, nowego otwarcia i sukcesu, wie tylko poruszający się po liniach czasowych Flash. Jeżeli jednak nie wytracą impetu i pozostaną zdecydowani i śmiali w swoich poczynaniach, nie zbaczając z obranej drogi, przyszłość dla fanów DC maluje się w jasnych barwach.