Drugi tom serii Flash, poświęconej bohaterowi, którego przygody można również śledzić w serialu telewizyjnym. W Rewolucji Łotrów poznajemy bliżej grupę nieprzejednanych wrogów Flasha. Łotry stanowią drużynę, armię i dysfunkcjonalną rodzinę jednocześnie. Żyją według trzech prostych zasad: nie zabijać, trzymać się z daleka od narkotyków i zgarniać jak największe łupy. Kiedy Flash, przerzucony w inną czasoprzestrzeń przez moc prędkości, zdoła odnaleźć drogę do domu, zastanie Central City w chaosie, bowiem Łotry zbuntowały się przeciwko swojemu dawnemu przywódcy, Kapitanowi Chłodowi, i nikt nie jest w stanie im się przeciwstawić.
Premiera (Polska)
17 sierpnia 2016Polskie tłumaczenie
Tomasz KłoszewskiLiczba stron
176Autor:
Francis Manapul, Brian BuccellatoKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Zachodnia popkultura ostatnimi laty pokochała określenie rogue - w naszym języku tłumaczone najczęściej jako łotr. Słowo te pojawia się w tytule nadchodzących Rogue One: A Star Wars Story, czy piątej odsłony Mission: Impossible - Rogue Nation. Jest one również dobrze rozpoznawalne dla fanów Flasha, tyle że w komiksach z jego przygodami używa się go zazwyczaj w liczbie mnogiej. I tak Wojna Łotrów ma być wydana za jakiś czas w Wielkiej Kolekcji Komiksów DC, zaś w drugim tomie przygód Szkarłatnego Sprintera w ramach Nowego DC, musi on uporać się z tytułową The Flash, Vol. 2.
Łotrzy z najnowszego komiksu to dobrze znana także fanom The Flash zbieranina złoczyńców. Najbardziej rozpoznawalny z nich to oczywiście Captain Cold, który pojawił się już w The Flash, Vol. 1: Move Forward i narobił naszemu superbohaterowi sporo problemów. Poza tym mamy Weather Wizarda, siostrę Leonarda Snarta występującą tu jako Lotna, jest także Heatwave, Pied Piper, Trickster i na dokładkę Władca Luster. Jeśli Flash musi się z nimi zmierzyć, oznacza to, że w jakiś sposób znalazł drogę powrotną z Miasta Goryli, w którym utknął zaraz na początku drugiego tomu, na dodatek dotknięty amnezją. Pierwszy zeszyt Rebelii Łotrów warto przeczytać z uwagą, nie tylko dlatego, że rządzi w nim tak lubiany przez fanów, tym razem wyjątkowo bezwzględny Grodd. Twórcy ujawniają tu bowiem kolejne rewelacje na temat natury mocy prędkości, której rola w funkcjonowaniu struktury rzeczywistości okazuje się być kluczowa. Prawda jest taka, że do tych pseudofilozoficznych objawień niektórzy z czytelników podejdą z nieufnością bądź rezerwą, niemniej autorom należą się słowa uznania, że potrafili tchnąć sporo świeżości w wydawałoby się skostniały już, oczywisty motyw.
Barry Allen wraca zatem do wciąż liżącego rany po efektach impulsu elektromagnetycznego Central City, w którym podczas jego nieobecności sporo się zmieniło. Nadal nie zna on losów Iris West, która zniknęła wraz z innymi ludźmi podczas niefortunnego starcia superbohatera z Leonardem Snartem. Co więcej, Patty Spivot uważa swojego chłopaka za zmarłego i aby uciec na chwilę od smutnej rzeczywistości wielkiego miasta, wyrusza zbadać kryminalną zagadkę w innej części kraju. Sam Barry postanawia się nie ujawniać i podejmuje pracę w dość podejrzanym barze, a wcześniej jako Flash rusza na ratunek Patty, która pakuje się podczas swojego śledztwa w duże kłopoty. Podczas tych wydarzeń na scenę wkraczają po kolei tytułowi Łotrzy. Z biegiem czasu, z początkowo chaotycznej, fabularnej układanki wyłania się szerszy obraz i zaskakujące przetasowania wśród grupy złoczyńców, z którymi chcąc nie chcąc, Flash będzie musiał ponownie stanąć do walki.
Przyglądając się tej miejscami sztampowej, miejscami intrygującej rozgrywce, czytelnik w duchu zadaje sobie pytanie - ile razy można? Czy złota zasada mówiąca o tym, że najbardziej lubimy to, co dobrze znamy, zawsze działa? W przypadku superbohaterskich historii przecież najczęściej i najdłużej pozostają w pamięci fanów te z nich, które wybiły sie ponad przeciętność, w których twórcy wyszli poza schematy i zaproponowali od siebie coś nowego i ożywczego. Dlatego z zaciekawieniem czytało się pierwszy tom Flasha i dlatego też pewną dozę rozczarowania odczuwa się po lekturze Rebelii Łotrów - bo nie można oprzeć się wrażeniu, że przeczytaliśmy kolejny raz tę samą historię w trochę innym opakowaniu. Te odczucie pogłębia jeszcze fakt zmiany rysownika w niektórych zeszytach - kiedy przygód Flasha nie ilustruje znakomity Francis Manapul, plansze nie wybijają się już ponad przeciętność.
A mogło być dobrze, mogło być lepiej. Dlaczego? Przede wszystkim czuć, że odpowiedzialni za scenariusz Brian Buccellato i Francis Manapul mają koncepcję na całość fabuły i umiejętnie składają do kupy początkowo chaotyczne, czy nawet dezorientujące wydarzenia. W efekcie coś, czego do końca nie rozumieliśmy, czego nie łapaliśmy, z biegiem czasu zostaje wiarygodnie umotywowane bądź wyjaśnione (tak jak przemiana Lisy Snart w Lotną) - i za to należą się twórcom pochwały. Cieszy też pogłębiony wizerunek Leonarda Snarta w Rebelii Łotrów, który staje się tu kimś więcej niż dobrze nam znanym, ale jednym z wielu przeciwników Flasha. Tylko co z tego, jeśli w finale znowu dostajemy odgrzewane danie, z typowym dla superbohaterskich opowieści cliffhangerem? Cóż, Nowe DC w rzeczywistości okazało się być mało nowe, mało nowatorskie. Po latach przekonamy się, co tak naprawdę zostanie z tego przedsięwzięcia w pamięci czytelników.