Flash #02: Rebelia łotrów – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 17 sierpnia 2016Flash - Cała naprzód! pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie, prezentując interesującą fabułę, świetną stronę wizualną i przede wszystkim zgłębiając tajemnice stojące za zjawiskiem mocy prędkości. W drugim tomie twórcy niestety z rzadka wychodzą poza utarte schematy superbohaterskich opowieści.
Flash - Cała naprzód! pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie, prezentując interesującą fabułę, świetną stronę wizualną i przede wszystkim zgłębiając tajemnice stojące za zjawiskiem mocy prędkości. W drugim tomie twórcy niestety z rzadka wychodzą poza utarte schematy superbohaterskich opowieści.
Zachodnia popkultura ostatnimi laty pokochała określenie rogue - w naszym języku tłumaczone najczęściej jako łotr. Słowo te pojawia się w tytule nadchodzących Rogue One: A Star Wars Story, czy piątej odsłony Mission: Impossible - Rogue Nation. Jest one również dobrze rozpoznawalne dla fanów Flasha, tyle że w komiksach z jego przygodami używa się go zazwyczaj w liczbie mnogiej. I tak Wojna Łotrów ma być wydana za jakiś czas w Wielkiej Kolekcji Komiksów DC, zaś w drugim tomie przygód Szkarłatnego Sprintera w ramach Nowego DC, musi on uporać się z tytułową The Flash, Vol. 2.
Łotrzy z najnowszego komiksu to dobrze znana także fanom The Flash zbieranina złoczyńców. Najbardziej rozpoznawalny z nich to oczywiście Captain Cold, który pojawił się już w The Flash, Vol. 1: Move Forward i narobił naszemu superbohaterowi sporo problemów. Poza tym mamy Weather Wizarda, siostrę Leonarda Snarta występującą tu jako Lotna, jest także Heatwave, Pied Piper, Trickster i na dokładkę Władca Luster. Jeśli Flash musi się z nimi zmierzyć, oznacza to, że w jakiś sposób znalazł drogę powrotną z Miasta Goryli, w którym utknął zaraz na początku drugiego tomu, na dodatek dotknięty amnezją. Pierwszy zeszyt Rebelii Łotrów warto przeczytać z uwagą, nie tylko dlatego, że rządzi w nim tak lubiany przez fanów, tym razem wyjątkowo bezwzględny Grodd. Twórcy ujawniają tu bowiem kolejne rewelacje na temat natury mocy prędkości, której rola w funkcjonowaniu struktury rzeczywistości okazuje się być kluczowa. Prawda jest taka, że do tych pseudofilozoficznych objawień niektórzy z czytelników podejdą z nieufnością bądź rezerwą, niemniej autorom należą się słowa uznania, że potrafili tchnąć sporo świeżości w wydawałoby się skostniały już, oczywisty motyw.
Barry Allen wraca zatem do wciąż liżącego rany po efektach impulsu elektromagnetycznego Central City, w którym podczas jego nieobecności sporo się zmieniło. Nadal nie zna on losów Iris West, która zniknęła wraz z innymi ludźmi podczas niefortunnego starcia superbohatera z Leonardem Snartem. Co więcej, Patty Spivot uważa swojego chłopaka za zmarłego i aby uciec na chwilę od smutnej rzeczywistości wielkiego miasta, wyrusza zbadać kryminalną zagadkę w innej części kraju. Sam Barry postanawia się nie ujawniać i podejmuje pracę w dość podejrzanym barze, a wcześniej jako Flash rusza na ratunek Patty, która pakuje się podczas swojego śledztwa w duże kłopoty. Podczas tych wydarzeń na scenę wkraczają po kolei tytułowi Łotrzy. Z biegiem czasu, z początkowo chaotycznej, fabularnej układanki wyłania się szerszy obraz i zaskakujące przetasowania wśród grupy złoczyńców, z którymi chcąc nie chcąc, Flash będzie musiał ponownie stanąć do walki.
Przyglądając się tej miejscami sztampowej, miejscami intrygującej rozgrywce, czytelnik w duchu zadaje sobie pytanie - ile razy można? Czy złota zasada mówiąca o tym, że najbardziej lubimy to, co dobrze znamy, zawsze działa? W przypadku superbohaterskich historii przecież najczęściej i najdłużej pozostają w pamięci fanów te z nich, które wybiły sie ponad przeciętność, w których twórcy wyszli poza schematy i zaproponowali od siebie coś nowego i ożywczego. Dlatego z zaciekawieniem czytało się pierwszy tom Flasha i dlatego też pewną dozę rozczarowania odczuwa się po lekturze Rebelii Łotrów - bo nie można oprzeć się wrażeniu, że przeczytaliśmy kolejny raz tę samą historię w trochę innym opakowaniu. Te odczucie pogłębia jeszcze fakt zmiany rysownika w niektórych zeszytach - kiedy przygód Flasha nie ilustruje znakomity Francis Manapul, plansze nie wybijają się już ponad przeciętność.
A mogło być dobrze, mogło być lepiej. Dlaczego? Przede wszystkim czuć, że odpowiedzialni za scenariusz Brian Buccellato i Francis Manapul mają koncepcję na całość fabuły i umiejętnie składają do kupy początkowo chaotyczne, czy nawet dezorientujące wydarzenia. W efekcie coś, czego do końca nie rozumieliśmy, czego nie łapaliśmy, z biegiem czasu zostaje wiarygodnie umotywowane bądź wyjaśnione (tak jak przemiana Lisy Snart w Lotną) - i za to należą się twórcom pochwały. Cieszy też pogłębiony wizerunek Leonarda Snarta w Rebelii Łotrów, który staje się tu kimś więcej niż dobrze nam znanym, ale jednym z wielu przeciwników Flasha. Tylko co z tego, jeśli w finale znowu dostajemy odgrzewane danie, z typowym dla superbohaterskich opowieści cliffhangerem? Cóż, Nowe DC w rzeczywistości okazało się być mało nowe, mało nowatorskie. Po latach przekonamy się, co tak naprawdę zostanie z tego przedsięwzięcia w pamięci czytelników.
Źródło: fot. Świat Komiksu
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat