NAIWNOŚĆ NIHILIZMU, czyli pierwszy tom niezależnej czarnobiałej amerykańskiej serii komiksowej, wydawanej od 1995 do 2020 roku, którą stworzył, napisał i narysował laureat nagrody Eisnera – David Lapham. Fabuła obejmuje okres od połowy lat siedemdziesiątych do połowy lat dziewięćdziesiątych XX wieku i przedstawia pogmatwane, często tragiczne losy dużej obsady bohaterów wmieszanych w przestępczy światek, takich jak niewinna dziewczynka, będąca świadkiem brutalnego podwójnego morderstwa, podrzędni gangsterzy, którzy zaczynają rozumieć, co jest naprawdę ważne w życiu, w najgorszym możliwym momencie, oraz grupka przyjaciół uciekająca przez konsekwencjami złych wyborów do sennego amerykańskiego miasteczka. Bo to nie jest tylko opowieść o zbrodniach – to opowieść o chwilach, które mogą zdefiniować lub zniszczyć życie... jak zabłąkane kule, których nigdy się nie spodziewamy.
Premiera (Świat)
31 maja 2023Premiera (Polska)
31 maja 2023Polskie tłumaczenie
Robert LipskiLiczba stron
456Autor:
David LaphamGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Mucha Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Podobnie jak na niedawno opublikowany przez to wydawnictwo Przewodnik po Astro City, na komiks Davida Laphama polscy czytelnicy musieli czekać wiele lat. Oba cykle wystartowały w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, ale w przeciwieństwie do wielu innych tytułów z tego okresu, nie czujemy, aby były mocno nadgryzione przez ząb czasu. Twórcy obu serii zdobyli za nie Nagrodę Eisnera, która w obu przypadkach jest w pełni zasłużona. Oba komiksy są też diametralnie różne gatunkowo, choć mają ważną wspólną cechę - skupiają się na losach dużej liczby bohaterów, przedstawiając ich perypetie w różnorodnych epizodach, z których czytelnik powoli i systematycznie składa w głowie nie tyle fabułę, co całą twórczą wizję, z każdym rozdziałem coraz bardziej fascynującą i złożoną.
Fabuła Zbłąkanych kul jest rozciągnięta w czasie od końca lat siedemdziesiątych do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Zaczynamy lekturę niemal od końca, bo jest rok 1997. Dwóch mężczyzn, starszy i młodszy, jedzie w nocy autem, dość szybko wychodzi na jaw, że w jakimś niecnym celu. Niepozorny początek, w którym autor sukcesywnie buduje napięcie, jest prologiem przerażającej, pełnej chaosu i przypadku krwawej historii. W ten sposób poznajemy jednego z bohaterów tej kryminalnej sagi, niepozornego z wyglądu, ale najwyraźniej niepanującego nad swoimi emocjami Joeya, którego w kolejnych, epizodach będziemy mogli obserwować w roli chłopca o trudnym, pełnym odrzucenia i frustracji dzieciństwie, które po latach mogły doprowadzić do eskalacji z pierwszego epizodu. Na jego przykładzie, rozpoczynając kolejne rozdziały, dość szybko zrozumiemy, jaki pomysł na swoją historię miał David Lapham i jaką w tym projekcie widział rolę dla czytelnika.
Pierwsze dwa rozdziały Zbłąkanych kul charakteryzuje naprawdę duża dawka brutalności i przemocy, a fakt, że w drugiej z tych opowieści doświadczają jej dzieci, jest tym bardziej znaczący. W tym przypadku cofamy się aż do 1977 roku, by poznać małą Virginię, dowiedzieć się, że dziewczynka ma talent pisarski, starszą, mało odpowiedzialną siostrę, straszną matkę i kochającego ojca, który niestety rzadko jest w domu (pracuje w trasie). Virginia jest zamknięta w sobie, milcząca i podobnie jak Joey, kiedy dochodzą do głosu emocje, nie potrafi nad sobą zapanować. I tak – przydarzy jej się coś strasznego.
Te dwie historie wprowadzają nas do świata bez zasad Zbłąkanych kul, co zresztą podkreśla tytuł pierwszego tomu. Znajdziemy tu bowiem wyznawców życiowego nihilizmu, ale najczęściej tych krótkowzrocznych i naiwnych – takich, którzy wierzą, że mogą prowadzić życie bez krztyny odpowiedzialności i przetrwać w swoim nihilistycznym środowisku. Nihilizm to być może miejscami za duże słowo, bo często widzimy na kartkach beztroskich, pragnących się bawić i cieszyć życiem przeważnie młodych ludzi, ale ta jazda na fali nie może trwać wiecznie. I również o tym – o życiowych potknięciach i pakowaniu się w sytuacje bez wyjścia – jest komiks Davida Laphama.
Jedynie na okładce możemy zobaczyć więcej barw – w środku to nieustanne zmagania czerni i bieli, niekiedy na tyle intensywne, że trudno nam rozszyfrować, co dokładnie widzimy na kadrze. Trudno jest nam również odnaleźć się w pierwszej chwili w szalonej fabule rozdziału o Amy Racecar – pulpowej gonitwie, w której bohaterka kończy swoja krwawą drogę w kosmosie. To jedna z wielu niespodzianek, które czekają na nas w Zbłąkanych kulach. Musimy być gotowi na wszystko, ponieważ ten komiksowy kryminał chadza własnymi, sobie tylko znanymi drogami.
No właśnie – czy to w ogóle jest kryminał? Przecież nie ma tu żadnej sprawy do rozwiązania, żadnego śledztwa, tylko dziwne przypadki (czasem prowadzące do śmierci) ludzkiej gromadki wymyślonej przez Davida Laphama. Jest tu też dużo groteski, szczególnie w drugiej części komiksu – w pierwotnych wydaniach zbiorczych, zeszyty 8–14 zostały zebrane pod tytułem Somewhere out west. Ta odsłona dotyczy losów trójki bohaterów, dwóch dziewczyn i jednego chłopaka, którzy urwali się z wielkiego miasta i zabrali ze sobą własność pewnego gangstera. Tę ostatnią postać znamy w komiksie jedynie z imienia Harry, choć jego wpływ na poszczególne wydarzenia jest bezsporny. Przez kilka zeszytów obserwujemy losy trójki gdzieś na amerykańskiej prowincji, niby bojących się o własne życie, ale wciąż pragnących z niego korzystać. Tutaj również echem rozbrzmiewa tytułowa naiwność nihilizmu, ale w pewnym momencie zaczynamy bardziej interesować się barwną społecznością miasteczka niż problemami uciekinierów. I tak do finału, który urywa fabułę jakby w pół słowa, bez wyjaśnienia, z minimalną konkluzją i pytaniami, czy w ogóle do tego rozbudowanego wątku wrócimy, czy też jego rozwiązania będziemy szukać w innych, odległych czasowo epizodach.
Nawet odchodząc od typowych dla kryminałów fabuł, Zbłąkane kule i tak zaliczane są do tego gatunku, robiąc z nim to, na co decyduje się naprawdę niewielu twórców.
Zagadka i wyjaśnienie zbrodni schodzą tu na drugi plan, w zamian jest skupienie się na reakcjach ludzi oraz ich życiu po (lub przed ) ekstremalnym doświadczeniu. To tak naprawdę jest to, czego szukam w trakcie lektury wielu polskich bądź zagranicznych topowych kryminałów – coś co pozwoli wyjść poza schemat, spojrzeć pod innym kątem, skupić swoje rozkminianie na czymś innym, niż tylko na pytaniu, kto zabił.
Z czym zatem mamy do czynienia – z kryminałem egzystencjalnym? Z wiwisekcją rodem ze Zbrodni i kary. A może z wyzwaniem przygotowanym przez autora dla czytelnika, w myśl którego musimy połączyć kropki, by z niejasnego obrazu, ze strzępów informacji pojawił się pełny obraz? Taki, w którym lepiej zrozumiemy bohaterów i ich motywacje, ale też taki, który mimo prób nie da się do końca rozwikłać – bo przecież fabularne rozstrzygnięcie może zależeć zarówno od konkretnych ludzkich decyzji, jak i od przypadku. I wtedy całe plany na życie, jakie roją sobie w głowach bohaterowie Zbłąkanych kul, mogą wziąć w łeb i pozostaje im jedynie brać życie (lub śmierć) takim, jakie w danej chwili oferuje im przewrotny los.