Hotel Bertram to już dziesiąty tom w serii komiksowych adaptacji powieści królowej kryminału. I w tym przypadku dobrze się stało, że możemy odpocząć od dominacji historii z Herkulesem Poirot i sprawdzić, jak radzi sobie z rozwiązywaniem kryminalnych zagadek Miss Marple.
Jak dotąd w serii adaptacji kryminałów Agathy Christie, wliczając niniejszą nowość, ukazały się tylko dwa tytuły poświęcone osobie Miss Marple, starszej pani z zamiłowaniem do rozwiązywania zagadek. Drugie podejście, czyli
Hotel Bertram, jest wyjątkowo udane, ponieważ nie tylko ma intrygującą fabułę, ale też warstwa graficzna jest z nią ściśle powiązana. Dotychczas adaptacje nie wyróżniały się jakoś szczególnie w tym aspekcie, prezentując poprawną, realistyczną kreskę w jej różnych odmianach, jednak w
Hotelu Bertram elegancja rysunków znakomicie współgra z opowieścią o świecie, który odchodzi w zapomnienie.
Hotel Bertram to jedna z późniejszych powieści
Christie, po raz pierwszy została wydana w 1965 roku, w czasach nadchodzącej szybkimi krokami kulturowej rewolucji. Jednak tytułowy hotel to ostoja tradycji, z doskonałą obsługą, z zapatrzeniem w przeszłość, które każe włodarzom tego przybytku oferować dystyngowanym, starszym i eleganckim paniom pokoje tylko po to, by w kuluarach hotelu mogły nadawać mu specjalnego szyku. Do tego właśnie miejsca trafia Miss Marple, która zamierza spędzić trochę czasu w Londynie, zwłaszcza że w miejscu jej zamieszkania była dopiero co świadkiem brawurowego napadu na bank. Można by pomyśleć, że wyjeżdża, by ukoić nerwy po tym wydarzeniu, ale dociekliwa Miss Marple to osoba innego pokroju, która cały czas rozmyśla nad jednym faktem niepasującym do tego, co wydarzyło się podczas napadu na jej oczach. Możemy być pewni, że pobyt starszej pani w Londynie w tytułowym hotelu w jakiś sposób wiąże się ze sprawą obrabowanego banku.
W komiksie uderzają szczególnie całostronicowe plansze, na których widzimy wysmakowany wystrój hotelu Bertram, Ta dbałość o porządek stoi w kontraście do autentycznie brutalnych napadów dokonywanych w tym czasie w całej Anglii. Poznajemy kilkoro ważnych bohaterów (jest nawet jeden ważny dla fabuły Polak), w tym dwóch widocznych na okładce odźwiernych, ale najważniejsze są dwie kobiety - korzystająca z życia piękna Bess, niegdyś pilotka w czasach drugiej wojny światowej oraz jej córka Elwira, z którą matka nie utrzymuje kontaktów, ale łoży na jej utrzymanie. Wszystkie wątki i postacie zazębią się w zaskakującej i jednocześnie poruszającej końcówce albumu, kiedy okazuje się, że cały ów szlachetny wystrój Hotelu Bertram jest tylko fasadą dla brudnych interesów.
W swej powieści Christie niejako odłamała powszechny sąd na temat tradycji, która w opozycji do kontrkultury (co ciekawe reprezentowanej w komiksie przez znane gwiazdy muzyczne lat sześćdziesiątych) ma być ostoją wartości. Jakie by nie były czasy, ludzie zawsze są tacy sami - podli, małostkowi, dbający przede wszystkim o swoje sprawy. Świetnie obrazuje to w komiksie duży kadr – na tle wystroju hotelu dzieją się rzeczy, które w takim miejscu były wcześniej nie do pomyślenia.
Między komiksem a powieściowym oryginałem, jak to w adaptacjach bywa, są pewne różnice fabularne. Finał był w książce rozegrany inaczej. Opowieść kończyła się pewnym rodzajem zawieszenia, z dopowiedzeniem, że to czytelnik powinien w swojej głowie rozsądzić jej pewien ważny aspekt. Jednak najistotniejsza jest i tak metafora stojąca za tytułowym hotelem, tworzącego przed nami wizję uporządkowanego świata, którą karmieni są wszyscy wokół. Tymczasem twórcy komiksu za pośrednictwem wymyślonej przez Christie fabuły mówią nam, że świat w żadnym wypadku nie jest uporządkowanym miejscem, a winni temu są zamieszkujący go ludzie. Smutna konstatacja, która w końcówce rodzi taki po ludzku zwykły żal – i u Miss Marple, i u czytelnika.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h