Ambulans to remake duńskiego dramatu z 2005 roku. Michael Bay postanowił zrobić produkcję na swoją modłę, czyli jeszcze bardziej podkręcić akcję. Nasi główni bohaterowie (a raczej antagoniści?), bracia Danny i Will, dokonują nieudanego napadu na bank. Will potrzebuje pieniędzy na operację żony, a dla Danny'ego to kolejny dzień w "pracy". Niestety, otoczeni przez policję zostają zmuszeni do porwania karetki z pyskatą ratowniczką medyczną i rannym policjantem w środku. Tak rozpoczyna się pościg ulicami Los Angeles. Mam problem z Ambulansem — w wielu miejscach jest po prostu za dużo Baya w Bayu. Spokojnie można było pomniejszyć budżet produkcji przy zachowaniu odpowiedniego klimatu i pełnej napięcia intrygi. Niektóre sceny akcji są w produkcji tylko po to, aby zaprezentować jakiś efektowny wybuch czy grad kul. Nic poza tym. Jedna z postaci w filmie mówi, że nasi bohaterowie uczynili ze swojego napadu naprawdę drogi pościg. I rzeczywiście coś w tym jest, ponieważ wydaje mi się, że Bay znowu próbował przykryć efektami i kolejnymi kraksami samochodów niedostatki fabularne swojego projektu. Spokojnie można było oszczędzić wiele pojazdów. Po prostu efekty tu są dla samych efektów, wiele z nich kompletnie nie zazębia się z fabułą i nie wzbogaca jej, a raczej przeszkadza w odbiorze. Co ciekawe, Bay przed rozpoczęciem zdjęć mówił, że chce teraz skupić się na mniejszym projekcie opartym na postaciach. No nie do końca mu to wyszło. 
fot. Universal
Spokojnie można było bowiem zrobić z Ambulansu o wiele bardziej kameralną produkcję — i tak miałaby ona swoją moc. Gdy wchodzimy w sekwencje, w których napięcie budowane jest za pomocą interakcji postaci czy rozmów przez radio, to wszystko jest jak najbardziej na miejscu i to działa na widza. Miałem nawet chwile, że siedziałem na krawędzi fotela, nie wiedząc, co się za chwilę stanie. I na tym powinien Bay się skupić — na relacjach postaci. Film był lepszy, gdy budowano napięcie za pomocą samych bohaterów, a akcja przeplatała się z ich działaniami. W tych momentach bawiłem się najlepiej, ponieważ fabuła naprawdę nieźle płynęła aż do ciekawego, chociaż nieco pompatycznego finału. Jeśli chodzi o wspomniane postacie, to są one całkiem nieźle napisane i dobrze zagrane. Moją faworytką jest zdecydowanie Eiza González jako ratowniczka Cam. Chyba jeszcze nie widziałem jej w takiej roli — mogła tu w pełni zaprezentować swoją ekranową charyzmę. Potrafiła zawładnąć daną sceną. Naprawdę podobało mi się, jak została ukazana. Była zakładniczką, ale umiała manipulować porywaczami. Jake Gyllenhaal jak zwykle dobrze się sprawdził, chociaż nie ukrywam, że miejscami za mocno szarżował, co jest charakterystyczne dla jego stylu grania. W tej formule to nie przeszkadzało. Natomiast mam pewien problem z Willem, w którego wciela się Yahya Abdul-Mateen II. Postać ma bowiem zadatki, aby być najciekawszym bohaterem w całej historii, ale potencjał nie został w pełni wykorzystany. I jest w tym trochę wina samej kreacji aktorskiej, ponieważ w wielu momentach, kompletnie nie widziałem charyzmy w Abdul-Mateenie, chociaż starał się, jak mógł. Nie ukrywam, że Will ma naprawdę dobrze zarysowane motywacje oraz relacje z bratem. Zresztą wszystkie postacie mają całkiem nieźle nakreślone historie i rysy psychologiczne, co sprawnie przeplatało się z akcją (może w wypadku Cam chciałbym trochę więcej). To nie zmienia faktu, że dostajemy kilka głupotek fabularnych w ich wątkach,  np. włączenie Willa do akcji napadu na bank godzinę przed samym napadem, bez żadnego przygotowania (kłania się zrobienie drobnego przeskoku czasowego, chociaż kilkudniowego). Ambulans to całkiem nieźle zrobiony popcorniak, który sprawdza się na luźny, niedzielny seans w towarzystwie przyjaciół. Można się na nim naprawdę dobrze bawić. Chociaż Michael Bay spokojnie mógł ograniczyć liczbę kraks i wybuchów. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj