W Co robimy w ukryciu Nandor i Laszlo znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Szybko okazuje się, że za ich porwaniem stoją miejscowe wiedźmy. Nadja, Colin i Guillermo ruszają na pomoc wampirom. Okazuje się, że wiedźmy potrzebują... nasienia naszych bohaterów, aby utrzymać swoją młodość. Innym razem Guillermo odchodzi od wampirów. Ci nie za bardzo sobie radzą bez swojego sługi. Do tego Rada Wampirów czyha na życie naszych krwiopijców i zwabia ich na egzekucję pod pretekstem przedstawienia teatralnego. Guillermo rusza z odsieczą. Twórcy serialu w tych odcinkach po raz kolejny udowodnili, że doskonale sobie radzą, gdy trzeba wziąć jakiś popkulturowy stereotyp i wywrócić go do góry nogami. Tutaj taka sytuacja miała miejsce z wątkiem wiedźm w produkcji. Bardzo dobrze rozwiązano ten motyw scenopisarsko. Twórcy sprawnie wykorzystali elementy, które kojarzą się widzom z czarownicami w popkulturze i oblali je charakterystycznym dla siebie czarnym humorem, wnosząc do tego spory powiew świeżości. Momentami jadą po bandzie swoimi sprośnymi żartami z podtekstami seksualnymi, ale to wszystko nie przekracza granicy dobrego smaku i sprawia, że wiele razy uśmiechnąłem się od ucha do ucha. A już zrobienie z wiedźm swoistej sekty handlującej na lewo nasieniem to pomysł sam sobie doskonale bawiący się popkulturowym rodowodem czarownic i scenarzyści wykorzystują w pełni tę ciekawą ideę.
FX
Bardzo podobał mi się wątek Guillermo, szczególnie w odniesieniu do jego relacji z wampirami. Dobrze poprowadzono jego przemianę na przestrzeni odcinków, bo młody sługa nie jest już tak entuzjastycznie nastawiony do perspektywy zostania wampirem. Znacznie bardziej podoba mi się ta wersja Guillermo, bardziej pyskata, ironiczna, jednak stawiająca dobro swoich wampirów ponad wszystko. Jednak jak to bywa w tym serialu, twórcy postanowili pokazać całą tę relację w krzywym zwierciadle. Scena, w której nasi bohaterowie starają się odnaleźć Guillermo, ale nie znają jego nazwiska, to kolejny przykład tego, jak na prostym założeniu można zbudować świetną sekwencję. A już finałowe wejście Guillermo i jego starcie z Radą Wampirów to prawdziwy popis, w którym twórcy łączą makabrę i czarny humor. A już koniec odcinka, w którym nasze wampiry bardziej interesuje niezrobione pranie, niż to, że Guillermo jest łowcą, jest świetny pod względem scenariusza i naprawdę zabawny. Twórcy, szczególnie w finałowym odcinku, zbudowali bardzo zgrabny pomost między serialem a filmowym oryginałem, można powiedzieć, że wrócili do korzeni. Tutaj również pozbawieni sługi wampiry bałaganią i nie mogą ogarnąć chaosu, jaki wkrada się do ich codziennego życia. Doskonale to widać szczególnie w takich ujęciach, jak trupy walające się po całym domu, nieuprane ubrania czy ślady krwi, na których ślizgają się nasi bohaterowie. W odcinku pojawia się Jemaine Clement, współtwórca serialu i gwiazda oryginału. Bardzo sprytnie twórcy wykorzystują mitologię świata, który stworzyli na początku w kinowej produkcji i bardzo dobrze przekuwają ją na język serialu w finałowym odcinku. Ostatnie odcinki 2. sezonu Co robimy w ukryciu prezentują bardzo dobry poziom całej serii, zarówno pod względem pomysłów na historię, aktorstwa, jak i zastosowanego humoru. Jak ktoś jeszcze nie oglądał, to polecam jak najbardziej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj