Dom z papieru: sezon 5, część 1 - recenzja
Data premiery w Polsce: 20 grudnia 2017Dom z papieru powraca z 1. częścią swojego finałowego sezonu, w której gang Profesora znajduje się w jeszcze większych tarapatach. Oceniam.
Dom z papieru powraca z 1. częścią swojego finałowego sezonu, w której gang Profesora znajduje się w jeszcze większych tarapatach. Oceniam.
Ostatnim razem widzieliśmy bohaterów serialu Dom z papieru, gdy przygotowywali się do starcia z wojskiem. Odnieśli wówczas małe zwycięstwo, bo odzyskali zatrzymaną przez władze Lizbonę. Niestety, działająca na własną rękę Alica odnalazła kryjówkę Profesora. Sprawa się skomplikowała, ponieważ do akcji wkracza teraz wojsko, a zespół musi działać bez wsparcia Profesora. Co najważniejsze, priorytetem dla Tamayo i jego ludzi nie staje się już odbicie zakładników, a zabicie członków gangu.
Twórcy w 1. części finałowego sezonu położyli mocny nacisk na akcję. Trzeba przyznać, pod tym względem nowa odsłona prezentuje się bardzo dobrze. Sekwencje strzelanin czy wprowadzania w życie kolejnych pomysłów Profesora są świetnie zrealizowane. W niektórych z nich wykazano się dużą pomysłowością. Dobrym przykładem jest scena, w której Arturo używa karabinu maszynowego na wózku widłowym, aby walczyć z gangiem naszych bohaterów. Podobało mi się to, że w wielu momentach sceny akcji zostały nakręcone w pozornie chaotyczny sposób, z trzęsącą się kamerą i przechodzeniem w szybkim czasie od postaci do postaci. Zapewne niektórzy uznają to za minus. Jednak stwierdzam, że dzięki temu widz czuje się tak, jakby był w centrum wydarzeń. Zostaje zabrany w sam środek starcia, więc chaos działa tu na plus. Co najlepsze, twórcy wykazują się dużą sprawnością montażową. Potrafią naprawdę dobrze łączyć jednocześnie kilka wątków dziejących się w tym samym czasie, jak w momencie strzelaniny ekipy z oddziałem Sagasty.
Trochę gorzej prezentują się wątki poszczególnych postaci. Nie są one równe i niektóre z nich stoją na słabym poziomie. Takim przykładem jest Sztokholm, która zmaga się z wyrzutami sumienia związanymi z ciężkim zranieniem ojca jej dziecka, Artura. Jednak niestety wątek wygląda tak, jakby twórcy pomyśleli, że bohaterka musi mieć coś do grania i trzeba dać jej jakąś emocjonalną kwestię. Problem w tym, że nie ma w niej żadnego ładunku emocjonalnego i scenarzyści nie potrafią jej dobrze rozwinąć. Spokojnie relacja Sztokholm i Denvera obroniłaby się sama. Tak samo niepotrzebny wydawał się na początku wątek Tokio i jej ukochanego, który absolutnie niczego nie wnosił i nie tłumaczył w bieżącej części opowieści. Tak naprawdę był tylko po to, aby wprowadzić mało potrzebną postać zmarłego obiektu westchnień bohaterki. Dopiero 4. odcinek przyniósł zmianę i z Tokio zrobiono praktycznie główną bohaterkę produkcji. I muszę przyznać, że wówczas retrospekcje z jej ukochanym oraz przedstawienie genezy dołączenia kobiety do gangu nabrały sensu. Sekwencja, w której bohaterka poświęca się dla drużyny, ma przez to jeszcze większy emocjonalny ładunek i z pewnością mogła wzruszyć niejednego widza. Naprawdę mocne zakończenie przygody. Dobrze, że twórcy z należytym szacunkiem potraktowali jej pożegnanie.
Jednak nie wszystkie retrospekcje w nowym sezonie były potrzebne. W poprzednich seriach znacznie lepiej przeplatały się one z wątkiem współczesnym. Retrospekcje z Tokio zaczęły działać dopiero pod koniec, a wspomnienia Nairobi były tylko po to, aby zaznaczyć jej obecność, wykreować zwykłe cameo. Jednak nie do końca rozumiem, po co był wątek Berlina i jego syna Rafaela, którzy dokonali napadu. W czasie oglądania tego wątku czułem się tak, jakbym obserwował jakiś inny serial, spin-off głównej produkcji, ponieważ kompletnie nie zgrywało się to ze współczesnością. Scena napadu była naprawdę nieźle zrealizowana, ale sama historia wydaje się zupełnie niepotrzebna. Właściwie miała na celu pokazać widzom po raz kolejny kochaną przez nich postać Berlina. Mam nadzieję, że twórcy w jakiś sposób wykorzystają Rafaela w gangu w 2. części, bo wtedy jego wprowadzenie nabrałoby sensu.
Nowa odsłona pokazała ponownie, jak znakomicie działającym kolektywem jest gang Profesora. W poprzednim sezonie pełno było w nim konfliktów, braku zaufania czy zwykłej dezorganizacji. Jednak na szczęście to zmieniło się w 1. części finałowego sezonu. Bohaterowie znowu tworzą interesującą, lekko dysfunkcyjną rodzinę, która wspiera się w trudnych sytuacjach i potrafi rozwiązać każdy problem, nawet bez kierownictwa Profesora. Przy całym zamieszaniu każdy z członków ekipy otrzymał swoje pięć minut, jakąś akcję, w której mógł się popisać. To sprawiło, że gang Profesora znakomicie sprawdzał się jako sprawnie działająca grupa, jednak przy tym poszczególni bohaterowie mogli zachować swoją indywidualność.
Najciekawszy wątek wśród przeciwników gangu miała Alicia, porzucona i wrobiona przez swoich zwierzchników. To bardzo dobrze napisana postać, która weszła w interesującą relację z Profesorem. Jej metamorfoza z wroga zespołu w jego sojuszniczkę została naprawdę nieźle poprowadzona. Zastanawiam się, jak rozwinie się w finałowej odsłonie, bo ma ogromny potencjał. Tamayo natomiast to zwykły krzykacz, który kieruje się emocjami. Nie ma charyzmy, chociaż miejscami sprawdzał się jako groźny czarny charakter. Natomiast Sagasta i jego oddział specjalny to bardziej zbiór przerysowanych, kreskówkowych postaci wyciągniętych z G. I. Joe, a nie sprawnie działająca ekipa żołnierzy, prawdziwy szwadron śmierci. Chociaż nie ukrywam, sceny akcji z ich udziałem były naprawdę dobre.
1. część 5. sezonu Domu z papieru mimo pewnych mankamentów, szczególnie w prowadzeniu wątków poszczególnych postaci, ogląda się naprawdę dobrze. Świetne sceny akcji, gang Profesora działający jako kolektyw i spory emocjonalny ładunek (zwłaszcza pod koniec odsłony) to najmocniejsze elementy sezonu. Ode mnie 7/10.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat