Nasz redaktor, Paweł Kociszewski udał się do kina, aby obejrzeć najnowszy film twórcy "Lejdis" i "Testosteronu" pt. "Jak się pozbyć cellulitu". Jako osoba nie cierpiąca polskich komedii był pozytywnie zaskoczony efektem pracy Andrzeja Saramonowicza. Zapraszamy do lektury. Przy okazji polecamy także recenzję naszych kolegów z portalu Stopklatka.pl - przeczytaj.
Nie spodziewałem się takiej zmiany w polskim kinie. Od ponad roku na wielkim ekranie nie dało się obejrzeć żadnej godnej polecenia produkcji, która wychodziłaby z naszego pięknego kraju.
O takich ‘hitach’ jak „Ciacho”, czy „Kołysanka” nie dało się napisać dobrego słowa. Niestety ani scenariusze, ani gra aktorów nie zachwycała. Idąc na kolejną rozreklamowaną komedię spod polskiego znaku nie spodziewałem się niczego szczególnego.
Po pierwszych minutach filmu miałem mieszane uczucia. Niby nic nie zwiastowało porażki, ale jednak miałem świadomość gatunku filmowego i wspomnienia z poprzednich „hitów” polskiego kina komediowego. Bardzo szybko moją sympatię zyskała jedna z bohaterek – Ewa. Grająca ją Dominika Kluźniak (bardziej znana z dubbingowania) sprawiła, że przez jej „dziecięcy umysł” oglądało się ją z uśmiechem. Razem z Mają (Maja Hirsch) i Kornelią (Magdalena Boczarska) stworzyły bardzo udane kobiece trio, które zarówno swoim zachowaniem jak i tekstami (niesamowicie ciekawy wykład Ewy o penisach po upaleniu się bananem – jakkolwiek by to nie brzmiało) potrafiły przyciągnąć oczy na ekran. Jeśli chodzi o panów to wyróżniał się Wojciech Mecwaldowski (Krystian), który swoją rolą bawił wszystkich widzów. Wulgaryzmy, których aktorzy używali w filmie nie były może wyszukane, ale postawione zostały w odpowiednich miejscach, wypowiedziane z odpowiednich ust, w odpowiedni sposób i odpowiednią intonacją. A to śmieszy.
Nie chcę za dużo zdradzać, bo wszystko ma swój humor na ekranie, ale mogę powiedzieć, że jestem mile zaskoczony. Spodziewałem się raczej kolejnej głupkowatej komedii (jakich teraz pełno) z wielce przeciętną grą i kreacjami aktorów. Nawet zastanawiałem się na początku seansu ile wytrzymam przed wyjściem z sali. Ale nie… Dostałem całkiem niezłą dawkę humoru, wreszcie jakiś przyzwoity scenariusz i całość podobała mi się na tyle, że zostałem do końca z ciekawością oczekując kolejnych scen.
Może tylko zakończenie było zbyt proste i banalne, jednak „Jak pozbyć się cellulitu” nie jest filmem, który powinniśmy omijać szerokim łukiem. Ja ze swojej strony polecam, chociażby dla odpoczynku od codzienności.
Poniżej prezentujemy wideo relację z premiery, która odbyła się 2 lutego w Multikinie Złote Tarasy w Warszawie.