Hiszpanie, legendarny pirat Czarnobrody i jego córka, kapitan Barbossa, Anglicy i oczywiście Jack Sparrow – wszyscy szukają osławionego Źródła Młodości, jednak każdy może mieć zupełnie inne powody, dla których wyrusza w tę niebezpieczną, pełną przygód podróż.

Jack spotyka na swojej drodze godnego przeciwnika, dorównującego mu egoizmem, przebiegłością i sprytem. To nowa postać w serii, kobieta z jego przeszłości, obdarzona wybuchowym temperamentem, w roli której pojawia się urocza Penelope Cruz. Tym razem zabrakło Orlando Blooma i Keiry Knightley, którzy zakończyli swój odział wraz z trzecią częścią serii. Oglądając ognistą Angelikę w duecie z Jackiem i rodzące się uczucie pomiędzy dzielnym misjonarzem i piękną Syreną, zupełnie pary bohaterów znanych z trylogii nie brakuje.

[image-browser playlist="610833" suggest=""]

Chociaż aktorsko postać Angeliki stoi na wysokim poziomie, to można mieć wrażenie, że czegoś jej brakuje. Penelope Cruz powinna mieć coś więcej do zagrania - jej postać nie do końca została wykorzystana, przez co jest trochę przyćmiona przez fantastycznego Johnny'ego Deppa. Przez cały film iskrzy pomiędzy nimi, ale również odczuwalny jest niedosyt. Ich relacja jest dopiero wyraźniej podkreślona pod koniec filmu.

Ponownie mamy świetnego Deppa w roli Sparrowa - jakby trochę nieprzytomnego, a jednak świetnego szermierza ze sprytem wychodzącego z każdej opresji. Kapitan Jack Sparrow jest taki jak zawsze i prezentuje dokładnie to, za co go pokochaliśmy w poprzednich odsłonach serii - niesamowitą ekscentryczność i komiczne wręcz odzywki. Poza Angeliką pojawia się także nowa postać - legendarny, zły i bezlitosny pirat, zwany Czarnobrodym. W porównaniu do Barbossy czy Davy'ego Jonesa z poprzednich odsłon, Czarnobrody wypada o wiele mroczniej, wyrastając właściwie na wcielenie zła.

Całą przygodę ogląda się przyjemnie. Poza kilkoma mieliznami, "Piraci" mocno prą do przodu już od pierwszych minut. Widz znajdzie więc w kinie pościgi, wybuchy, walki na szable i pięści. Fabuła jest prosta i spójna, bardziej zrozumiała i mniej zawiła od poprzednich części. Wszystko okraszone jest potężną dawką humoru i kilkoma zaskakującymi zwrotami akcji. Reżyser takich obrazów jak "Chicago" czy "Wyznania Gejszy" – Rob Marshall, nie eksperymentował, poprowadził historię od początku do końca jak rasowy rzemieślnik. Dobra rozrywka, niewymuszona zabawa – tego oczekujemy i to dostajemy. Jeśli przymkniemy oko na parę nielogicznych i przegadanych scen, to z pewnością będziemy się wyśmienicie bawić. Dobrze też, że twórcy postanowili pokazać piracką intrygę i przygodę bez zbędnych, nieprawdopodobnych efektów specjalnych.

[image-browser playlist="610834" suggest=""]

Co cieszy, widać również, iż na technikę 3D postawiono już od początku realizacji i trójwymiarowość odczuwalna jest przez cały film, we wszystkich planach, jak w "Avatarze". Można potraktować to jako zaskoczenie po niedawnych trójwymiarowych rozczarowaniach, jakie zaserwowały ostatnie wielkie superprodukcje - jak choćby "Opowieści z Narnii: Podróż Wędrowca do Świtu". Kolejną rzeczą wartą odnotowania są niezwykłe plenery na Hawajach i Kauai Oahu, doprawdy zapierają dech w piersiach. Zaś muzyka Hansa Zimmera stoi na bardzo wysokim poziomie, będąc idealnym podkładem do poczynań naszych bohaterów. Twórcy odpowiednio ją wyważyli, dzięki czemu tworzyła dobry klimat.

"Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach" szykują się na murowany hit sezonu letniego. Mamy starego, dobrego Jacka Sparrowa w najlepszej formie z początku serii i chociaż to nie jest typowa kontynuacja, a raczej oddzielna opowieść, to nadal dajemy się uwieść czarowi disneyowskiej produkcji. Wielbiciele pierwszej odsłony, rozczarowani dwoma sequelami, będą czuć się jak ryba w wodzie.

Ocena: 8/10

PS. Uwaga, po napisach końcowych bardzo ciekawa i dowcipna scenka.

Autor: Mariusz Wilowski

Okiem Dawida Rydzka: Po mrocznych klimatach trójki, widowiskowych walkach o losy świata, powrócono do wątku o nieco mniejszej skali - podobnie jak do było w przypadku "Klątwy Czarnej Perły". Odchudzona warstwa fabularna pozwoli przyciągnąć nowych widzów, ale i tych, którzy oglądając "Na krańcu świata" zwyczajnie się pogubili. Wprowadzono kilka nowych postaci, stare zmodernizowano i ponownie udało się uzyskać efekt świeżości, towarzyszący części pierwszej. I choć chyba jej samej "Na nieznanych wodach" nie przebija jakością, to wciąż pozostaje godnym sequelem i dobrym początkiem - miejmy nadzieję - kolejnej trylogii.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj