Fruwające krowy
Cinemax dostarczył w ubiegłym roku jednej z prawdopodobnie najlepszych premier - kino akcji w starym dobrym wydaniu, pełne prawdziwych twardzieli, strzelanin, obijania się po pyskach, ciętego humoru i, naturalnie, seksu. Pierwszy odcinek drugiej serii stanowił zaledwie przypomnienie wydarzeń z poprzedniego sezonu i spokojny wstęp do dalszej części opowieści. "The Thunder Man" to już Banshee, jakie znamy i kochamy.
Cinemax dostarczył w ubiegłym roku jednej z prawdopodobnie najlepszych premier - kino akcji w starym dobrym wydaniu, pełne prawdziwych twardzieli, strzelanin, obijania się po pyskach, ciętego humoru i, naturalnie, seksu. Pierwszy odcinek drugiej serii stanowił zaledwie przypomnienie wydarzeń z poprzedniego sezonu i spokojny wstęp do dalszej części opowieści. "The Thunder Man" to już Banshee, jakie znamy i kochamy.
Podoba mi się fakt, że twórcy nie mają widza za idiotę. Oczywiście z uwagi na konwencję na pewne rzeczy należy z automatu przymknąć oko, ale o ile w wielu innych produkcjach po rozpierdusze, jaka miała miejsce w finale z ubiegłego sezonu, nie byłoby śladu, tak w Banshee pociąga ona za sobą poważne konsekwencje. Biuro szeryfa zostaje wzięte pod lupę, są przesłuchania, funkcjonariuszom się zdrowo obrywa, a Carrie zostaje skazana. W dodatku agent Racine zaczyna węszyć. Dbałość o ciągłość fabularną zasługuje na pochwałę. Przejdźmy jednak do właściwej części recenzji.
Zwrot "cisza przed burzą" idealnie pasuje do premierowego odcinka nie tylko z uwagi na tytuł jego następcy. Drugi epizod wręcz kipi od akcji, a co drugą scenę można nazwać "zapadającą w pamięć". Jeśli ktoś sądził, że scenarzyści zamierzają przystopować i serial nie będzie już tak wysokooktanową jazdą bez trzymanki, to informuję go, iż żył w błędnym przekonaniu.
Konflikt pomiędzy Proctorem a Longshadowem narasta i to wokół niego kręci się większość wydarzeń "The Thunder Man". Alex wciąż uważa, że to Kai ukradł mu pieniądze, zaczyna więc stosować takie same metody jak jego przeciwnik: wysadzenie w powietrze kilku krów, tak na dobry początek, a później drobny szantaż. W zasadzie nietrudno przewidzieć, jak to wszystko się skończy. Mięsny potentat to stary wyjadacz, który doskonale zna się na swoim fachu, a młody Indianin jedynie próbuje bawić się w gangstera. Z marnym skutkiem zresztą. Finał odcinka z pewnością zapisze się w historii tego serialu, a Burton włączający masaż wodny już w szczególności.
W dalszej części sezonu można oczekiwać, że Longshadow obierze odpowiednią strategię i koniec końców napsuje Proctorowi krwi, bo jakoś trudno uwierzyć, aby ich wspólny wątek nie przerodził się w otwartą wojnę, w której obydwie strony poniosą ofiary. Alex nie docenił siły i sprytu rywala, ale dostał solidną nauczkę i na przyszłość będzie działał ostrożniej oraz z większą rozwagą.
[video-browser playlist="635517" suggest=""]
Ciekawie prezentuje się również historia Carrie, która otrzymała karę 30 dni pozbawienia wolności. Podejrzewam, że jej więzienne doświadczenia będą mieć istotny wpływ na relacje z Hoodem. Kobieta do tej pory nie miała pojęcia, czym dla człowieka jest 15 lat spędzone za kratkami, kiedy każdy kolejny dzień stanowi walkę o dalsze być albo nie być. Teraz, bogatsza w wyniesioną z zakładu karnego wiedzę, inaczej spojrzy na poświęcenie, jakiego dokonał dla niej Lucas. Przy okazji warto wspomnieć o scenie, w której szeryf przywozi Carrie do więzienia, i związany z tym nagły przypływ wspomnień. Od razu widać, jak ogromne piętno na jego psychice odcisnęła wieloletnia izolacja.
Drugi odcinek to także odsłonięcie kilku kart z przeszłości Siobhan. W końcu dowiadujemy się, dlaczego pani funkcjonariusz się rozwiodła, poznajemy też bliżej jej byłego męża. To interesujący, pełen silnych emocji i dramaturgii wątek. Kelly przechodzi wreszcie całkowitą metamorfozę i ostatecznie wychodzi ze skorupki bojaźliwej i zastraszonej dziewczyny, jaką do tej pory gdzieś w głębi cały czas była. Brutalna bijatyka jest zwieńczeniem tej przemiany. A skoro już przy Siobhan jesteśmy, to po raz kolejny pomiędzy nią a jej przełożonym pojawia się seksualne napięcie. Prędzej czy później ta para wyląduje ze sobą w łóżku. Innej możliwości zwyczajnie nie ma.
Jedyna rzecz, do której bym się przyczepił i która zgrzyta mi, odkąd pamiętam, to dziwna relacja pomiędzy Proctorem i jego bratanicą. Nie wiem, czy jest to celowy zabieg, czy też twórcom wychodzi zupełnie przypadkiem, ale patrząc na tę dwójkę, trudno oprzeć się wrażeniu, że łączy ich coś więcej niż tylko więzy rodzinne. Zachowanie Rebekki w stosunku do Kaia zdaje się dalece wykraczać poza zwykłe uczucie, jakim powinno się obdarzać wujka, a przynajmniej w taki właśnie sposób jest to przedstawione widzowi.
Niemniej "The Thunder Man" to świetny odcinek, pełen akcji (kapitalna sekwencja w kasynie) i humoru (reakcja Sugara na ekscentryczny strój Joba - bezcenna), a ponadto doprawiony szczyptą charakterystycznej już dla tego serialu erotyki. Jeśli kolejne epizody utrzymają tak wysoki poziom, to o przyszłość Banshee jestem spokojny. Ubolewam tylko nad tym, że ten sezon zleci w mgnieniu oka i na ciąg dalszy znów przyjdzie nam czekać blisko rok.
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat