Geniusz: sezon 1, odcinek 7 – recenzja
Początkowo sądziłam, że po rozstaniu Alberta i Milevy będziemy śledzić jedynie wątek geniusza. Na szczęście okazuje się inaczej, a odcinek numer 7 prezentuje zarówno jego, jak i jego byłą żonę.
Początkowo sądziłam, że po rozstaniu Alberta i Milevy będziemy śledzić jedynie wątek geniusza. Na szczęście okazuje się inaczej, a odcinek numer 7 prezentuje zarówno jego, jak i jego byłą żonę.
Po raz kolejny widać, że to Mileva jest zdecydowanie silniejszą stroną produkcji – jej losy śledzi się zwyczajnie z większym zainteresowaniem. Bieżący odcinek przestaje jednak stawiać ją wyłącznie w pozycji ofiary – dowiadujemy się, że żona nie dała Albertowi rozwodu przez wiele, wiele lat, w dodatku z czystej złośliwości. Ogniste charaktery ścierają się nawet na odległość i nawet po upływie tak długiego czasu, a między bohaterami w dalszym ciągu widać i czuć wyraźną chemię. Nic mnie natomiast nie zaskoczyło jeśli chodzi o Elsę. Przeciwnie, podtrzymuję swoją opinię z poprzednich recenzji: postać cały czas jest przezroczysta i nijaka. Trudno czegoś od niej oczekiwać, bo nie wzbudza absolutnie żadnych emocji. Wątpię zatem, że ten wątek rozwinie się w przyszłości w ciekawy i zaskakujący sposób.
Dużo dzieje się za to na płaszczyźnie naukowej, co w ostatnich epizodach zostało odłożone na dalszy plan. W momentach, w których Einstein rozwiązuje równania lub wygłasza nowe teorie, jego twarz ponownie staje się pełna pasji, żywa i energiczna. Ostatnimi czasy bardzo tego brakowało, bo złamane serce i problemy uczuciowe głównego bohatera, czyniły go mdłym i bezbarwnym. Scenom związanym z nauką towarzyszą świetne zabiegi montażowe i wizualizacje, co bardzo uatrakcyjnia obraz. Serial, który nosi tytuł Genius, potrzebuje jak najwięcej "genialnych" i wyróżniających się atrakcji – sprawdzają się dobrze, a cały odcinek dzięki nim tylko zyskuje i nabiera wigoru.
Powraca również wojna, o której – podobnie jak tydzień temu – mówi się głównie przy okazji scen z pobocznymi geniuszami, jacy są nam prezentowani w każdym epizodzie. Tym razem padło na Fritza Habera, wynalazcę cyklonu B. Sceny z jego udziałem wypadają mrocznie i niepokojąco, a na widok umierających szczurów laboratoryjnych dreszcz przechodzi po plecach. Serial bardzo subtelnie porusza problematykę pierwszej wojny światowej i realiów, w jakich przyszło działać geniuszom, jednak trzeba przyznać, iż poszczególne sceny naprawdę wywołują duże emocje. Tak było przy ostatnim aresztowaniu naukowców w Rosji i tak jest również teraz. Są pierwsze ofiary, trup ściele się w okopach, a cały świat spowija szarość i narastające przedwojenne niepokoje. Przedstawiony w bieżącym odcinku mroczny klimat bardzo pobudza wyobraźnię, podobnie jak samo ścieranie się idei Einsteina-pacyfisty z jego bliskimi znajomymi, działającymi w imię "dobra". Niestety w porównaniu z perypetiami sercowymi, podobne sceny pojawiają się w ilości znikomej. Szkoda. Naprawdę tego żałuję, bo ogląda się je bardzo dobrze.
Przełomem w odcinku było oczywiście pojawienie się Geoffrey Rush. Jeszcze u progu epizodu, gdy oglądaliśmy Johnny Flynn, wydawało się oczywiste, że on sam zabawi na ekranie już niedługo – jego włosy były siwe, co zwiastowało rychłe wprowadzenie starszej wersji geniusza, reprezentowanej przez Rusha. Nie przypuszczałam jednak, że zostanie to pokazane jeszcze w tym samym epizodzie. Ale może to i lepiej – Flynn, choć wykreował postać młodego Einsteina naprawdę dobrze, od jakiegoś czasu pozostawał w zasadzie jednolity, powtarzając dokładnie te same gesty i miny. Zmiana aktora dokonała się całkiem płynnie i bez większych zgrzytów, za co także należy się plus. Wraz z Einsteinem zestarzały się także Elsa i Mileva, które również zdążyły zaprezentować się na ekranie u schyłku epizodu. Wszyscy świetnie wpasowują się w kreacje, jakie wypracowali ich młodsi poprzednicy i osobiście miałam wrażenie, że oglądam tych samych aktorów po latach. Ich gra naprawdę robi wrażenie - gesty, spojrzenia, a także same akcenty odwzorowali w najdrobniejszym detalu. Po przejściu do fabuły "bieżącej", czyli nazistowskich Niemiec, na ekranie pojawia się także Edward, którego poznaliśmy niedawno w zakładzie psychiatrycznym. Wprowadzenie tej postaci staje się zatem uzasadnione dopiero teraz - dalsze epizody mogą rozwinąć ten wątek, jednak tak naprawdę nie wiem, czy jest on serialowi potrzebny.
Geniusz idzie w stronę finału rytmicznie i zdecydowanie. Mimo mniejszych lub większych zastrzeżeń, jakie miałam wobec poprzednich epizodów, serial intryguje i angażuje emocjonalnie, dzięki czemu chce się wiedzieć, co będzie dalej. Zainteresowanie wzrasta także przez wprowadzenie Geoffreya Rusha, bo jest to zwiastun czegoś zupełnie nowego. W tym tygodniu 7 z plusem.
Źródło: zdjęcie główne: National Geographic
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat