Geniusz: sezon 1, odcinek 8 – recenzja
Po raz pierwszy przez cały czas trwania Geniusza rzuca się w oczy wyraźny zgrzyt. Odcinek numer 8 nie tylko zwalnia tempa akcji, ale jest przy tym w dodatku zwyczajnie... nudny.
Po raz pierwszy przez cały czas trwania Geniusza rzuca się w oczy wyraźny zgrzyt. Odcinek numer 8 nie tylko zwalnia tempa akcji, ale jest przy tym w dodatku zwyczajnie... nudny.
Przez cały czas trwania odcinka znajdujemy się wraz z bohaterami w jednym pomieszczeniu. Albert i Elsa, chcąc uciec przed prześladowaniami Żydów, ubiegają się o wizę do Stanów Zjednoczonych. I odkąd weszli do gabinetu na rozmowę z urzędnikiem, tak nie wyszli z niego aż do końca epizodu. Fabuła bieżąca została zatem zatrzymana, a jedynym, co zapewnia odskocznię od mahoniowych blatów i flag Ameryki na ścianach, są retrospekcje. Niestety, nawet na tym gruncie nie dzieje się zbyt wiele. Retrospekcje wynikają głównie z wątków podjętych w rozmowie z urzędnikiem, korespondując z nimi w większym lub mniejszym stopniu, jednak nie wnoszą do odcinka tak naprawdę nic. Bohaterowie snują w nich długie dyskusje na przeróżne tematy i na próżno szukać tam działania i energii. Odcinek jest zwyczajnie przegadany, a brak jakiejkolwiek akcji sprawiał, że zwyczajnie się na nim wynudziłam.
Z samych rozmów niewiele da się wyciągnąć także na temat bohaterów. Nie wzbudzają emocji i nie można się z nimi w żaden sposób utożsamić, czy postawić się w ich sytuacji. Wszyscy wydają się równie przezroczyści, a najlepiej z tego towarzystwa wypada w bieżącym odcinku - o ironio - Elsa. To właśnie jej zarzucałam brak wyrazistości we wszystkich poprzednich epizodach, jednak jej starsza wersja, którą odgrywa Emily Watson, to jakby zupełnie inna kobieta. Pojawiała się już wcześniej, ale dopiero teraz można bliżej się jej przyjrzeć - z tej prostej przyczyny, że jest obecna w większości scen odcinka. Starsza Elsa nie boi się mówić, co myśli, zadziera nosa w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jest rozważna, dumna i świadoma tego, co się wokół niej dzieje. Choć nie może się równać z przebojową Milevą, w obecnej wersji radzi sobie na ekranie bardzo dobrze. Jestem zaskoczona, bo przyzwyczaiwszy się do kreacji Gwendolyn Ellis, spisywałam tę postać na straty. Pozytywna zmiana, bohaterka w mgnieniu oka zyskuje.
Choć Albert również się zmienił – co jest oczywiste, ponieważ od zeszłego tygodnia nie gra go już Johnny Flynn, a Geoffrey Rush – nie ma w sobie na tyle charyzmy, by przyciągnąć pełną uwagę widza. Rush dobrze sobie radzi w roli, używa charakterystycznego akcentu, jest żywy i gra ekspresyjnie, zatem obawiam się, że to wina nie gry aktorskiej, a braku pomysłu na głównego bohatera. Nie obserwujemy Einsteina podczas wykładania fizyki, podczas tworzenia i odkrywania nowych tajemnic wszechświata. Przeciwnie, jest nam przedstawiony jako zatroskany mąż, partner czy amant, który podrywa młodsze studentki. I taka osobowość jakoś zupełnie mu nie sprzyja. Postaci brakuje wigoru, brakuje działania i werwy. Owszem, nadciąga widmo kolejnej wojny, przez co wszystkim udzielają się pesymistyczne nastroje, jednak nie jest to dla mnie wystarczające usprawiedliwienie pobieżnego rozpisania postaci Geniusza, jakie z odcinka na odcinek coraz bardziej rzuca się w oczy. Albert wcale nie stoi w centrum uwagi. Zdaje się być zepchnięty na dalszy plan w serialu, którym przecież powinien grać główne skrzypce.
Trochę to smutne, że najciekawszymi momentami odcinka pozostają sceny, w których nie ma głównego bohatera ani nikogo z jego najbliższej rodziny. Mam tu na myśli przede wszystkim złowieszcze intrygi naukowców bądź coraz liczniej pojawiające się swastyki - w tych ujęciach po plecach rzeczywiście potrafi przemknąć dreszczyk niepokoju. Już sama scena otwarcia zapowiadała się bardzo dobrze – byliśmy świadkami aresztowania żydowskiej rodziny przez służby niemieckie, co wypadło przejmująco i emocjonalnie. Podobnych scen jednak jest w całym odcinku bardzo niewiele, w związku z czym przez większość czasu towarzyszyły mi nie ciarki, a chęć ziewnięcia. Mam szczerą nadzieję, że do końca sezonu to właśnie bieżąca fabuła ruszy do przodu. Usilne podpieranie się retrospekcjami nie było dobrym pomysłem, bo i one same nie okazały się wystarczająco ciekawe, by sprostać oczekiwaniom, jakie żywię wobec tak dobrego serialu.
Technicznie wspaniały, fabularnie przeciętny, odcinek numer osiem był jednym z nudniejszych epizodów serialu Genius. W tym tygodniu mogę mu przyznać jedynie zaokrąglone 6/10.
Źródło: zdjęcie główne: National Geographic
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat