Gorzko, gorzko! już w pierwszych minutach daje do zrozumienia, dlaczego wszyscy stwierdzili, że ten film nie ma szans w kinach i został sprzedany Netflixowi. To wybitnie zła mieszanka absurdu i głupoty, która wywołuje fale zażenowania. To tak dziwnie niedziałające sceny, które prawdopodobnie w moim przypadku spowodowałyby od razu wyjście z sali kinowej. W Netflixie można zawsze przerwać seans i wrócić później z nowymi siłami. Chodzi o głównego bohatera, który jest antypatycznym stereotypem typowego bawidamka, w tym przypadku warszawskiego Casanovy, dla którego każda kobieta to – cytuję – „dupencja”. Nie wiem, jak ktoś mógł zaakceptować scenariusz, w którym dostajemy postać tak irytująco działającą na nerwy, że nie da się go znieść. Wszystkiego miłosne mądrości to pasmo żenady i cech, które powinny wystraszyć każdą potencjalną partnerkę. Pierwsze sceny są kwintesencją tego, jak nierozważny jest ten scenariusz, bo głupota zachowania bohatera jest nie do wytłumaczenia i usprawiedliwienia. Ucieka on do autobusu za ładną panią w momencie, gdy miał iść podpisać kontrakt życia. To nie ma żadnego sensu, nie jest w żadnej chwili sensownie usprawiedliwione ani umotywowane. A tego typu rzeczy na zasadzie „bo tak” w tym absurdalnie złym filmie jest zbyt dużo, by móc przymknąć na nie oko. Bohater nie przechodzi absolutnie żadnej wiarygodnej przemiany podczas przebiegu historii, bo to też ostatecznie jest na zasadzie „bo tak”. To jeden z polskich filmów, w których scenarzysta nie wie, jak mówią prawdziwi ludzie. Powiem więcej: jakaś sztuczna inteligencja mogłaby napisać dialogi brzmiące bardziej prawdziwie i dające pewien ułamek realizmu, albo choć nie rozśmieszałyby spektakularnie nieudaną próbą stworzenia nowych kultowych tekstów (sceny, w których mają one paść, aż krzyczą do widza: „To teraz!”, ale efekt pozostawia jedynie niesmak). Trudno do końca orzec, czy to wina scenarzysty, czy ludzi akceptujących ten tekst, ale dialogi są fatalne, sztuczne, a zachowania postaci są idiotyczne, nieprawdziwe i pozbawione krzty ludzkiej motywacji. Nic tutaj się nie klei. Każdy aspekt Gorzko, gorzko! to pasmo przerażającej żenady, czyli czegoś, co jest wbrew pozorom nie tak częste w kinie komediowym z mieszanką romantycznej historii. Przeważnie twórcy świadomie wykorzystują te aspekty z korzyścią dla historii. Tutaj po prostu zachowania są żenujące, dobór scen jeszcze bardziej, a niektóre próby komediowe są tak złe, że można się zaśmiać z samego tego faktu. Ba, ten film zasadniczo nie jest w ogóle zabawny. Co samo w sobie jest zaskakujące, bo jednak Tomasz Konecki pokazał wcześniej dobrą rękę do komedii. Tam jednak był scenariusz mający sens, a tu go zwyczajnie brakuje w każdym aspekcie. Historia na poziomie czysto ogólnym ma potencjał, ale wszystko inne rozkłada to na łopatki i sprawia, że rozpada się jak domek z karty. Tu wracamy do humoru lub jego braku, bo próby są sztuczne, głupie na poziomie pomysłu (wątek policjantów jest niedorzeczny, idiotyczny i zły), a nawiązania do polskiej polityki nawet nie próbują bawić, bo twórcy tak wybitnie nieumiejętnie odwołują się do rzeczywistości, że ani to śmieszne, ani satyryczne, a bardziej takie nijakie. 
fot. Maja Soś
+2 więcej
Gorzko, gorzko! nie ma fajnych postaci, bo jak wspomniałem główny bohater grany przez Mateusza Kościukiewicza jest antypatyczny i gra aktora nic tutaj nie pomaga. To najgorszy możliwy człowiek, któremu nie da się kibicować w budowaniu relacji z kobietą, bo miałoby się jednak nadzieję, że ktoś ją uratuje przed nim. Trudno tu mówić o emocjach. Rafał Zawierucha ma ten plus, że jego bohater jest sympatycznym przeciwieństwem, a sam jego niezręczny wątek miłosny ma wiele uroku, w którym aktor się dobrze odnajduje, tworząc równie sympatyczną parę z Agnieszką Więdłochą. Poza tym? Dobry epizod Pazury i tyle. Nuda, stereotypy, brak pomysłu i wykonanie takie, że zamiast wykorzystania tego minimalnego potencjału, im dalej, tym gorzej. To jest jeden z takich filmów, które męczą fizycznie, wywołują bardzo negatywną wersję zażenowania i reakcję w stylu: „Poważnie?!”. Nie ma w tym kompletnie i całkowicie nic dobrego, co mogłoby nadać Gorzko, gorzko! jakiegokolwiek waloru rozrywkowego. Przez absurdalnie niedorzeczne wątki trudno mówić o budowie zawieszenia niewiary, więc zaangażować zwyczajnie się nie da. Chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że film nie był tworzony dla Netflixa, ale przez ten niefortunny zakup ludzie będą znów powtarzać, że Netflix nie robi nic dobrego. Zwłaszcza w Polsce. Po takim filmie, nie znając szczegółów, byłbym skłonny w to uwierzyć, bo to nawet nie jest solidna rzemieślnicza robota. Szwankuje scenariusz, fatalne rozpisanie nawet niezłych pomysłów i jeszcze wykonanie wszystkiego na ekranie. Przez to zamiast relaksu, dobrej zabawy i śmiechu, można jedynie się wynudzić, poczuć zażenowanie, zmęczyć i nic dobrego po tym tytule w głowie nie zostaje. Odradzam marnowanie czasu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj