Serial Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja notuje dobry początek sezonu. Nie mówię tylko o pierwszych trzech odcinkach dostępnych na Disney+, ale o tym, co wydarzyło się w ośmiu epizodach. Twórcy nie bawią się już w podchody, a w pełni skupiają się na ciągłej opowieści. Nie mamy pobocznych misji, odciągających bohaterów od celu. A nawet jeśli coś lekko "odskakuje na bok", jest to coś, co wydarza się po drodze (w ramach rozwoju wydarzeń), a nie coś przygotowanego po to, by zapchać czas ekranowy – tak jak to miało miejsce w poprzednich sezonach.
Bohaterowie poszukują porwanej Omegi. Mijają miesiące. Dziewczyna próbuje odnaleźć się w więziennej rzeczywistości i jednocześnie szuka drogi ucieczki. To historia dobra, bo wbrew obawom nie kończy się za szybko, by twórcy mogli wrócić do punktu wyjścia z poprzednich sezonów. Co prawda, ostatecznie mamy spotkanie bohaterów – wiadomo, że Omega nie będzie wiecznie w więzieniu! – ale droga do tego jest przemyślana i naturalna. Teoretycznie można było to spokojnie opóźnić. Nie zdziwię się, jeśli ktoś pomyśli, że dochodzi do tego zbyt szybko. Ważne jest jednak, że sytuacja nie zmienia statusu quo. Celem jest laboratorium w Górze Tantiss, które ostatecznie zamknie tę historię.
Jakie eksperymenty w Górze Tantiss robi Hemlock dla Imperatora? Bezpośrednich odpowiedzi nie ma, ale dostajemy na tyle dużo informacji, by wiedzieć, o co chodzi. Konkrety pojawiają się w odcinku, w którym Imperator Palpatine odwiedza laboratorium, by wypytać Hemlocka (nadal kapitalny czarny charakter!) o postępy prac. To, co tutaj się dzieje, jest ważne dla przyszłości Imperium i ma ścisły związek z filmami i kanonem Star Wars. Wielu domyślało się, nad czym pracują – w tym ja – i pewnie się nie zdziwią. Cel jest dobry, potrzebny, a w kontekście roli Omegi – intrygujący. Z innych projektów kanonu wiemy, jaki będzie tego efekt, więc niezmiernie ciekawi, jak to się potoczy.
To, co jest najważniejsze, to historia klonów. Innymi słowy: wątek rozpoczęty przez samego George'a Lucasa w Wojnach Klonów powoli dochodzi do konkluzji, która jest w pewnym sensie smutna i przerażająca. Widzimy, jak bohaterowie stają się obiektami eksperymentów. Palpatine oraz całe Imperium traktuje ich jak sztuczne twory, a nie istoty myślące i czujące. To pogłębia się coraz bardziej. Los klonów jest tragiczny. Nie ma dla nich nadziei. Jasne, pewnie niektórzy przetrwają i dożyją starości, ale to, jak są wybijani, jest naprawdę przejmujące. Niektórzy nie wiedzą, jak żyć, bo zawsze byli tylko żołnierzami. Takie dylematy będą dotyczyć każdego, kto jakimś cudem zdoła zyskać wolność. A cel tego sezonu, czyli uwolnienie klonów z laboratorium (przynajmniej na to wskazują wydarzenia), pokazuje, że sytuacja będzie się jedynie pogarszać. To samo w sobie staje się jeszcze bardziej kuriozalne, gdy widzimy, że w armii Imperium nadal są klony, które szybko zostaną spisane na straty. Twórcy starają się podejść do tego naprawdę ciekawie. Przemyśleli ich wątek.
Na ten moment pierwsze odcinki 3. sezonu cechuje powaga. Nie ma tu za bardzo humoru, a gęsta atmosfera i mrok. W tym aspekcie też cieszy, że Tech nie zostaje przywrócony do życia (czego niektórzy się obawiali). Zaskoczeniem może być fakt, że Crosshair po przeżytych traumach staje się najciekawszą postacią tego serialu. Te wszystkie elementy składają się na całkiem niezłą całość. Problemem są dwa ostatnie epizody (z tych, które zostały udostępnione dziennikarzom) – trochę tracą klimat, zbliżają się do przeciętności poprzednich serii i odchodzą od naprawdę dobrego poziomu pozostałych odcinków sezonu.