Jurassic World: Odrodzenie – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 4 lipca 2025Po raz siódmy trafiamy do świata dinozaurów. Czy twórcy są nam jeszcze w stanie pokazać coś nowego w tej franczyzie? Sprawdzamy.
Po raz siódmy trafiamy do świata dinozaurów. Czy twórcy są nam jeszcze w stanie pokazać coś nowego w tej franczyzie? Sprawdzamy.

Park Jurajski z 1993 roku w reżyserii Stevena Spielberga na podstawie powieści Michaela Crichtona pod względem wizualnym był rewolucją na dużym ekranie. Na naszych oczach dinozaury zmartwychwstały i znów chodziły po Ziemi. Widzowie na całym świecie zakochali się w tej produkcji, która szybko uzyskała miano kultowej. Nic więc dziwnego, że wytwórnia Universal trzyma się jej kurczowo. Mijają 32 lata, a my po raz 7 wyruszamy w podróż, w której będzie trzeba walczyć o przetrwanie na wyspie zdominowanej przez te prehistoryczne stwory. Tyle że świat już się zmienił. Dinozaury nie występują jedynie na wyspach, na których znajdował się sławny park rozrywki czy laboratoria, w których przywracano je do życia. Można je znaleźć już na całym globie. Nawet w Nowym Yorku. Te wielkie stworzenia przestały być już wielką atrakcją, a stały się niewygodnym problemem. Okazuje się jednak, że ich DNA może posłużyć do opracowania leków na choroby, z którymi ludzkość sama poradzić sobie nie może. Jak choćby choroby serca. Jednak w tym celu trzeba udać się na jedną z wysp i pobrać próbki od trzech żyjących tam gatunków. Tu właśnie wchodzi Zora (Scarlett Johansson) i jej wyszkolona jednostka do zadań specjalnych, na zlecenie Martina Krebsa (Rupert Friend) pracującego dla jednej z bogatszych firm farmaceutycznych, która jako pierwsza chce opracować lek i zdominować rynek.
Jurassic World: Odrodzenie to bardzo dziwny i nierówny film. Winę za to, moim zdaniem, ponosi scenarzysta David Koepp, który kompletnie nie ma pomysłu, o czym miałaby być ta część, więc kleci ze sobą kilka wątków, które są najeżone dziurami logicznymi i bezsensownymi zachowaniami bohaterów. Weźmy główną bohaterkę graną przez Scarlett Johansson. Dostajemy jakieś strzępy informacji, że jej poprzednia misja nie poszła tak, jak planowała i straciła część ekipy, czego nie może sobie wybaczyć. Jednak podczas wykonywania tej misji nie ma faktycznie żadnych śladów jakiejś większej traumy, którą podczas wykonywania tych zdań musiałaby jakoś przezwyciężyć. Do tego członkowie jej ekipy nie należą do najbystrzejszych. Wystarczy spojrzeć na zachowanie kapitana statku Duncana (Mahershala Ali), który uciekając przed wodnym dinozaurem, nie zauważa ogromnej wyspy przed sobą i rozbija o nią łódź… I takich głupotek jest tu mnóstwo. Jakby Koepp wychodził z założenia, że widz nie potrzebuje logicznego ciągu zdarzeń i ciągłe uciekanie przed różnymi gatunkami dinozaurów mu wystarczy. A by jeszcze udobruchać hardkorowych fanów serii, naszpikował całość wieloma odniesieniami do oryginalnej części. Zaczynając od tego, że towarzyszący ekipie doktor Henry Loomis (Jonathan Bailey) to uczeń sławnego doktora Alana Granta, granego przez Sama Neilla. Mamy też dobrze nam znany baner w muzeum historii naturalnej, gdzie tym razem zamiast prawdziwego T-Rexa stoi jego szkielet. Podobnych odniesień w filmie jest dość sporo, więc wielbiciele wyszukiwania easter eggów będą mieli tu co robić.
Produkcję przed totalnym rozczarowaniem ratuje Gareth Edwards, reżyser Twórcy i Łotra 1. Podskórnie czuję, że on dobrze zdaje sobie sprawę z jakości scenariusza, jaki dostał do realizacji, i stara się zrobić to, co potrafi najlepiej, by tę historię uratować, czyli zajął się stroną wizualną. I faktycznie ta wygląda fenomenalnie. Zacznijmy od tego, że ten film ma znakomite kolory. Przyjemnie się na niego patrzy. Wyspa, jaką przed nami rozpościera, urzeka swoim klimatem. Do tego dochodzą świetnie wyglądające dinozaury. Oczywiście są wyjątki, ale o tym za chwilę. Widać też, że nie zawsze reżyser ratuje się efektami specjalnymi i niektóre dinozaury widoczne na ekranie, zostały stworzone naprawdę. Jestem przekonany, że ekipa musiała stworzyć fizyczny model zwłok nadgryzionego dinozaura, na którego natykają się bohaterzy w jednej ze scen, bo wygląda ona zjawiskowo. To w sumie chyba jedyna scena z tego filmu, która, jestem przekonany, zostanie w moje pamięci na dłużej.
Pierwsze 40-50 minut to nudne gadanie, które ma wprowadzić i zaprezentować widzom wszystkich bohaterów. Osobiście czuję, że zostało to niepotrzebnie rozciągnięte. Również uważam, że pojawiająca się nagle rodzina, która siłą rzeczy dołącza do naszych bohaterów jest tu zbędna. Ale pewnie trzeba było pokazać jakichś cywilów bez wyszkolenia militarnego, których trzeba będzie ratować, więc ich dodano. Jednak od momentu, gdy trafiamy na wyspę, akcja zaczyna się rozkręcać. Są to oczywiście wszystko klisze, które już widzieliśmy. Twórcy pewnie takie odniesienia jak ta do stacji benzynowej z pierwszej części czy do akcji z czerwoną flarą Alana Granta uważają za sprytne mrugnięcie okiem do fanów. Jednak ja oceniam to jako lenistwo i brak własnych pomysłów na rozwiązania fabularne.
No i dochodzi do kuriozalnego finału, w którym nasi bohaterowie muszą się poniekąd zmierzyć ze zmutowanym T-Rexem, który wygląda, jakby go skrzyżowali z Obcym Jamesa Camerona. Generalnie nie rozumiem potrzeby wprowadzania jakichś dinozaurów mutantów do tego świata. Jakby normalne prehistoryczne gady nie były już wystarczająco zabójcze.
Jurassic World: Odrodzenie to nudny i bardzo leniwie napisany film. Gdyby nie ładne zdjęcia, to nie wiem, czy wytrwałbym do końca w fotelu. Już poprzednia trylogia z Chrisem Prattem miała części, które mnie bolały, ale myślałem, że wytwórnia czegoś się z tej sinusoidy nauczyła. Okazuje się, że nie. Chęć rozpoczęcia za wszelką cenę trzeciej trylogii była zbyt silna. Nie wiem, co ma oznaczać Odrodzenie w tytule, bo nie ma tutaj nic co sugerowałoby, że ta historia po jednej części powinna być kontynuowana. I tylko takich aktorów jak Scarlett Johansson czy Mahershala Ali szkoda, bo twórcy nie dają im tu praktycznie nic ciekawego do zagrania. Żadna scena nie wymaga od nich nawet najmniejszego aktorskiego wysiłku czy sięgnięcia głębiej w ich warsztat. Ot, kolejny projekt do wykonania i pobrania wypłaty.
Poznaj recenzenta
Dawid Muszyński


naEKRANIE Poleca
ReklamaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 79 lat
ur. 1980, kończy 45 lat
ur. 1958, kończy 67 lat
ur. 1951, kończy 74 lat
ur. 1968, kończy 57 lat

