Jeszcze kilka odcinków temu scena, podczas której biali policjanci, używając czarnej magii, obarczają klątwą młodą Afroamerykankę, wydawałaby się kuriozalna i naraziłaby produkcję na śmieszność. Teraz, mając za sobą już całą serię osobliwych rozwiązań fabularnych, przyjmujemy tego typu historię z całym dobrodziejstwem inwentarza. Tak, funkcjonariusze amerykańskiej policji są rasistami. Tak, są oni również czarnoksiężnikami. Twórcy robią dużo, żeby ksenofobię i nietolerancję zohydzić jeszcze bardziej. Nadają antagonistom złowieszcze atrybuty, nie pozostawiając wątpliwości, że to biali Amerykanie są największymi „złolami” w mieście.
fot. HBO
Klątwa policjantów wprowadza do opowieści kolejny udany motyw rodem z horroru. Demoniczne dziewczynki to postacie charakterystyczne dla twórczości Jordana Peele’a. Ich fizjonomia, sposób poruszania się i zachowania mogą przywodzić na myśl obraz To my, w którym podobne potworności wzbudzały niepokój u oglądających. Kraina Lovecrafta po raz kolejny odnosi sukces na płaszczyźnie konwencji grozy. Cały wątek Dee zasługuje na wielkie uznanie. Działa tu należycie praktycznie wszystko – od oprawy audiowizualnej (świetny motyw muzyczny sygnalizujący przybycie potworów), aż po podłoże emocjonalne. Pozostawiona sama sobie dziewczynka popada w desperację. Pozbawiona matki i ojca musi skonfrontować się z widmem unoszącym się nad Ameryką. Brutalna rzeczywistość wkracza z buciorami w jej beztroskie dzieciństwo. Śmierć przyjaciela uzmysławia Dee, że sprawiedliwość nie istnieje. Przynajmniej dla jej społeczności. Wtedy właśnie pojawiają się demony. Tym razem płaszczyzna fantastyczna i ta o podłożu polityczno-społecznym idealnie się przenikają. Dee próbuje uciec przed swoim dziedzictwem. Gdy zdaje sobie sprawę, że nie jest to możliwe, postanawia skonfrontować się z prześladującą ją grozą. Dee bez dwóch zdań dominuje toczącą się opowieść, ale nie oznacza to, że pozostałe historie cierpią na fabularną posuchę. Na scenie znów pojawia się Ji-ha i to naprawdę dobra wiadomość dla wszystkich widzów. Dziewczyna zaakceptowała swoją naturę, a jej osobliwa moc będzie ciekawym urozmaiceniem toczących się wydarzeń. Co prawda opowieść, w której na każdym kroku czają się fantazyjne dziwactwa, nie potrzebuje nadmiernego ubarwiania, ale zgodzicie się, że lisica o dziewięciu ogonach doskonale wpasuje się w toczące się szaleństwo. W szóstym odcinku sceny erotyczne z udziałem Ji-ha nagięły ramy tego, w jaki sposób można pokazywać seks w telewizji. Sekwencje z jej udziałem były jednymi z najmocniejszych w całym serialu. Aż do bieżącego odcinka. Z pewnością wielu z nas będzie nosiło długo w pamięci namiętne, a zarazem makabryczne ujęcia z udziałem Ruby i Williama. Tutaj jakikolwiek komentarz jest zbędny. Tylko dla widzów o mocnych nerwach i pustych żołądkach.
fot. HBO
+10 więcej
Tradycyjnie najgorzej prezentuje się wątek przewodni z udziałem Atticusa, Letitii i Christiny. Mimo wybuchowego zakończenia opowieść toczy się w ślimaczym tempie, choć trzeba pochwalić twórców za próbę nadania całości emocjonalnego charakteru. W bieżącym odcinku zyskuje szczególnie Christina, która przestaje być stereotypową złowieszczą „Milady”, a nabiera nieco bardziej różnorodnych barw. Można by rzec: pokazuje ludzką twarz – odsłania się, ujawnia swoje ambicje i dążenia. Pozwala sobie na chwile słabości. Nieco gorzej prezentują się Atticus i Letita, którzy charakterologicznie przestali się rozwijać. Bohaterowie zatrzymali się na płaszczyźnie romantycznej, a ich wspólne relacje sprowadzają się głównie do uczuciowych wyznań. Cierpi na tym wątek przewodni, który toczy się dość ślamazarnym tempem. Historia z czarnoksiężnikami, zaklęciami i szukaniem drogi do raju straciła na impecie i obecnie ciągnie się jak flaki z olejem. Dobrze, że twórcy przyjęli konwencję tzw. grozy tygodnia, bo dzięki temu całość nabiera atrakcyjności i staje się gatunkową perełką. Z każdym kolejnym epizodem Krainę Lovecrafta ogląda się lepiej. Czyżby to było zwykłe przyzwyczajenie do formatu, który śledzimy systematycznie? A może serial rzeczywiście staje się lepszy? Polityczno-społeczne konotacje nie rażą już tak bardzo, a groza z odcinka na odcinek wybrzmiewa coraz bardziej złowieszczo. Czy to wynik oglądania serialu bez większych oczekiwań w kwestii powiązań z twórczością H.P. Lovecrafta? Może, gdy przestaniemy złorzeczyć na toporność antyrasistowskiego przesłania, dojrzymy w serialu to, co najważniejsze —postmodernistyczną zabawę formą i treścią?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj