Adam to młody chłopak, który boryka się z problemami dzieci w jego wieku. Jego koledzy dokuczają mu w każdej możliwej chwili, nauczyciele nie za bardzo rozumieją jego kłopoty, a jako szkolny outsider nie może liczyć na spore grono przyjaciół. Do tego wychowuje go samotna matka, która trzyma syna w przekonaniu, że jego ojciec nie żyje. Jednak wkrótce Adam odkrywa dziwne rzeczy, które dzieją się z jego ciałem - włosy na głowie odrastają w mgnieniu oka a stopy rosną do kolosalnych rozmiarów, na czym cierpią trampki chłopca. Szybko wychodzi na jaw, że ojciec żyje, a do tego jest legendarną Wielką Stopą. Chłopiec wyrusza, aby go odnaleźć. Reżyser animacji chciał ukazać w filmie pewnego rodzaju opowieść inicjacyjną. Dostajemy swoistą analogię do historii superbohaterskich, które znamy z widowisk filmowych i kart komiksów. Wszystko odbywa się według bardzo dobrze znanego, oklepanego schematu. Mamy zatem odkrycie niezwykłych mocy przez doświadczonego życiem młodzieńca, podróż, która ma mu pozwolić wyjaśnić jego powołanie, znalezienie mentora, który nauczy korzystać z niezwykłych umiejętności, aby w końcu nasz bohater mógł użyć ich w szlachetnym celu. Takie historie znamy już od bardzo dawna i twórcy nie wyrywają się w żaden sposób z tego schematu. Próbują ubrać ten często wykorzystywany motyw w pomysłowy zabieg fabularny, co w pewnym stopniu im się udaje. Jednak nie zmienia to faktu, że fabuła tej animacji nie wnosi żadnego powiewu świeżości do tego gatunku. Nawet w pewnym momencie twórcy nie próbują ukrywać, że narracyjnie żonglują już wiele razy wyeksploatowanymi elementami, z tym, że ta świadomość nie stanowi raczej plusu. Na niekorzyść animacji działa także nagromadzenie stereotypów i żartów z nich. Mamy zatem japońskich biznesmenów, turystów, którzy cały czas robią zdjęcia, amerykańskiego zacofanego rednecka oraz typowego szkolnego osiłka z bandą nierozgarniętych kumpli. Do tego dochodzi nam mało ciekawy czarny charakter z typu eleganckiego megalomana z filmów o Jamesie Bondzie. Całość jego poczynań ogranicza się do wydawania rozkazów hordzie strażników i mało filozoficznych pogawędek z kolejnym stereotypowym szalonym naukowcem. Jednak film ratują bardzo dobrze napisane postacie pozytywne. Świetnym pomysłem było, aby ojcem i mentorem głównego bohatera zrobić Wielką Stopę. Ten bohater wypada naprawdę świetnie z całą swoją wiedzą i życiowym luzem zarazem. Do tego, gdy w scenach pojawiają się jego zwierzęcy przyjaciele, to akcja nabiera dobrego tempa i nie nudzi. Moimi faworytami wśród leśnej ekipy do zadań specjalnych są groźny tylko z pozoru niedźwiedź Bury oraz wygadany i przebiegły szop Huncwot. Pochwała należy się także dla głównego bohatera filmu, młodego Adama, który swoją nieporadnością połączoną z wrodzonym sprytem potrafi zachwycić. Przyzwoicie wypada także ukazanie relacji pomiędzy ojcem a synem. Wielka Stopa i Adam tworzą zgrany ekranowy duet, obydwaj uzupełniają się nawzajem. Twórcy budują tę więź na zasadzie interakcji mistrz-uczeń, co sprawdza się, bawiąc i wzruszając widza. Jednak nie da się ukryć, że formuła budowania filmu opartego na tej relacji wyczerpuje się gdzieś w połowie seansu i twórcy w tym momencie zaczynają wprowadzać do całej narracji chaos i pewnego rodzaju nieumiejętność poprowadzenia historii, która od początku do końca posiadałaby zbalansowany emocjonalny ładunek. Ta nierówność, sceny dobre przeplatane słabymi oraz wzruszające momenty wymieszane z tymi męczącymi działają bardzo na niekorzyść końcowego odbioru tej produkcji. ‌The Son of Bigfoot mógł być bardzo przyjemnym filmem dla całej rodziny i z tej roli wywiązał się częściowo. Twórcy potrafią zbudować ciekawe postacie i chwytające za serca elementy, jednak równocześnie wprowadzają do świata przedstawionego chaos i wtórność. Wykorzystanie formuły grupy zabawnych zwierzaków w tym wypadku nie sprawdziło się.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj