Taylor Jenkins Reid swoimi powieściami i znakomicie wykreowanymi postaciami podbiła serca czytelników na całym świecie. Jako pisarka zadebiutowała w 2013 roku książką Na zawsze, ale z przerwą. Zanim rozpoczęła karierę pisarską, przez kilka lat związana była z branżą filmową. Jest autorką m.in. powieści takich jak Siedmiu mężów Evelyn Hugo, Daisy Jones & The Six oraz najnowszej Malibu płonie.
Malibu. Sierpień 1983 roku. Nadszedł dzień corocznej, wyczekiwanej imprezy Niny Rivy. Każdy chce być w pobliżu słynnego rodzeństwa: utalentowanej surferki i supermodelki Niny, braci – mistrza surfingu Jaya i znanego fotografa Huda oraz ich ukochanej młodszej siostry Kit. Dzieci legendarnego piosenkarza Micka Rivy są sławne w Malibu i na całym świecie. Do północy impreza całkowicie wymknie się spod kontroli. Do rana posiadłość Niny Rivy stanie w płomieniach, ale zanim pojawi się ta pierwsza iskra, popłynie alkohol, zabrzmi muzyka, a na jaw wyjdą sekrety, które ukształtowały pokolenia.
Przy okazji kolejnych książek Reid można odnieść wrażenie, że autorka straciła pomysły na ciekawą fabułę. Reid upodobała sobie bohaterów z wyższych sfer i wokół nich tworzy swoje kolejne historie. Najczęściej jest to podróż bohaterki z niższej klasy społecznej do wielkiej sławy. Reid skupia się przy tym bardziej na trudach dojścia na szczyt. W jej historiach nie ma optymizmu i cukierkowego obrazu życia na świeczniku. Niestety, każdej kolejnej powieści brakuje jakiegoś elementu wow. Zaskoczenia czy zwrotu akcji, które wbije w fotel. Nie inaczej dzieje się w przypadku Malibu płonie.
Autorka lubi w swoich powieściach stosować reportażowy styl, elementy przypominające wywiad. W Malibu płonie jest podobnie. Na początku Reid rzuca garścią ciekawostek o pożarach w Malibu. Jest to naprawdę udany wstęp i daje nadzieję na dalszy ciąg tej historii. Niestety na nadziejach się kończy. Wszystko, co dzieje się później i kręci wokół czwórki bohaterów, jest zwyczajnie nudne. Od początku do końca historia rodzeństwa Riva jest poprowadzona na takim samym poziomie.
Reid broni się dobrze wykreowanymi postaciami. Chociaż w Malibu płonie wyszło to połowicznie. Najciekawszą bohaterką jest Nina, która z pozoru jest osią tej historii. To silna dziewczyna, która szybko musiała stać się opiekunką dla swojego rodzeństwa. Niestety w trakcie fabuły Nina ginie wśród innych bohaterów, a autorka przypomina sobie o niej pod koniec książki i próbuje oddać jej sprawiedliwe zakończenie.
Autorka postanowiła oddać głos każdemu z rodzeństwa. Jednak Jay, Hud i Kit nie są specjalnie interesujący. Ich historie zdają się okrojone. Czytając o nich, ma się wrażenie, że autorka potraktowała ich bardzo skrótowo. Dodatkowo – z jakichś powodów – Reid w drugiej części powieści postanowiła zarysować również ludzi, którzy goszczą na imprezie u Niny. Ten zabieg wydaje się zupełnie nietrafiony, bo żaden z przedstawionych przez nią bohaterów nie ma do zaprezentowania niczego ciekawego. To po prostu zbiorowisko uprzywilejowanych osób. Jeśli autorka chciała przedstawić środowisko celebrytów, wystarczyły ze trzy dobrze opowiedziane historie, a nie cała masa skrótowych, nic niewnoszących do fabuły wątków.
Mocną stroną powieści są retrospekcje. Wydarzenia z 1983 roku przeplatają się tutaj z wcześniejszymi latami, a autorka oddaje głos June – czyli matce Niny i reszty – i skupia się na opisie jej relacji z Mickiem Rivą i ich dziećmi. Te krótkie rozdziały dotyczące ich życia były o wiele ciekawsze niż to, co działo się z rodzeństwem i całą legendarną imprezą w domu Niny.
Malibu płonie nie jest złą książką. To dobrze napisana historia obyczajowa, która porusza kilka ciekawych wątków, jak chociażby relacje z nieobecnym ojcem czy szybkie wchodzenie w dorosłość. Niestety, nie jest to nic, czego nie czytalibyśmy już wcześniej – czy to u Reid, czy u innych autorów.