Matka/Android to nowy postapokaliptyczny film dostępny w ofercie Netflixa. Opowiada dość klasyczną historię buntu robotów, które pewnego dnia postanawiają, że nie będą już służyć ludziom i roznosić koktajle, a zaczną ich zabijać. I nie patyczkując się, za jednym zamachem próbują podbić cały świat. Przez cały seans towarzyszymy dwójce głównych bohaterów, którzy próbują jakoś przetrwać w nowej rzeczywistości, choć czasami można poważnie zwątpić w to, czy ta nietypowa sytuacja wykształciła w nich jakiekolwiek instynkty samozachowawcze.
Fot. Netflix
Choć produkcja od początku zapowiadała się dość przewidywalnie, byłam dobrej myśli. Z motywem androidów i końca świata zawsze da się wymyślić coś ciekawego, a przynajmniej dość rozrywkowego. Dobrym pomysłem było to, by główna bohaterka była ciężarna - to jednak spora komplikacja w świecie, w którym ciągle trzeba uciekać, walczyć i zachowywać się cicho. Więc to nie tak, że Matka/Android nie miała potencjału, by stać się niezłym tytułem na piątkowe domowe kino. A jednak pomimo apokalipsy, morderczych maszyn i zbliżającego się porodu film jest śmiertelnie nudny przez większość czasu.  Tak naprawdę cały bunt androidów jest gdzieś w tle, z dala od głównych bohaterów. Ani razu nie widzimy, jaką społeczność zbudowały roboty. Nie dowiadujemy się, co poszło nie tak. Maszyny mają kierować się rozsądkiem, jednak w scenie, w której miażdżą nogę Sama, wydają się po prostu okrutne, a nie inteligentne. Do tego świat jest zarysowany tak delikatnie, jakby ktoś ledwo przyciskał ołówek przy szkicowaniu go. 
Źródło: Netflix/Hulu
+4 więcej
Wszystko wskazuje na to, że w zamyśle twórców miała być to kameralna, powolna produkcja o rodzinie. W tym kontekście apokalipsa to tylko tło dla tego, co dzieje się pomiędzy ciężarną Georgią a jej chłopakiem Samem. I choć bohaterowie są raczej sympatyczni, a ich relacja całkiem interesująca, to trudno wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu, by śledzić tę historię z zapartym tchem.  Właściwie nie ma tu napięcia - część problemów jest generowana z niczego (Sam i jego konflikt z żołnierzami), a niespójność świata strasznie irytuje. Jeśli miałabym wskazać jakiś plus tego seansu, to byłaby to zdecydowanie Chloë Grace Moretz jako Georgia. Po pierwsze dlatego, że portretuje silną kobietę w dość ciekawy sposób - nie opiera się na jej fizyczności czy umiejętnościach bojowych, a skupia na woli przetrwania, miłości do dziecka i partnera, a także wyjątkowej wytrwałości i zaciekłości nawet w sytuacjach beznadziejnych. Moretz i Algee Smith mogliby naprawdę wyciągnąć na wierzch emocje i zaangażowanie widza, gdyby pracowali z lepszym scenariuszem. Ale w tej sytuacji nie są w stanie przebić się przez toporną fabułę. 
Źródło: Netflix/Hulu
Matka/Android nie jest pełnym akcji filmem science fiction. Nie jest też kameralną i pełną emocji produkcją z głębszym przekazem. To ambitny projekt o rodzinie, która próbuje trzymać się razem, a także kobiecie, która pragnie urodzić dziecko za wszelką cenę. Szkoda, że cały potencjał został zaprzepaszczony przez wpadki logiczne. Szczególnie pod sam koniec mogą piętrzyć się pytania: jak Arthur przeszedł zabezpieczenia? Jakim cudem Georgia poradziła sobie lepiej z robotami niż żołnierze? Czemu śmierć tak ważnego bohatera jak Sam dzieje się poza zasięgiem kamery? Jak to możliwe, że Georgia po tak ciężkiej operacji podtrzymała bramę przed całym stadem zabójczych maszyn? Godne pochwały aktorstwo i dość nieprzewidywalne zakończenie nie ratują seansu. Produkcja mogłaby być niezła, gdyby trochę bardziej skupiła się na bohaterach i ich emocjonalnej podróży, a trochę mniej na wymyślaniu kolejnych przeszkód - bo tak naprawdę sam poród i rodzicielstwo w takich okolicznościach są już wyzwaniem samym w sobie. W efekcie niespójności fabularne bolą, a film nuży, przez co zakończenie nie wybrzmiewa tak mocno, jak powinno. A szkoda, bo nie zaserwowanego nam typowego, szczęśliwego finału.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj