Wydane w marcu 2021 roku Monster Hunter Rise okazało się dla mnie idealnym punktem wejścia do tej serii. Wreszcie, po wielu latach i licznych próbach, udało mi się wkroczyć w świat wymagających polowań na wielkie potwory i spodobał mi się on do tego stopnia, że spędziłem w nim kilkadziesiąt godzin. Po ponad roku od premiery samej gry, na rynek trafił duży dodatek do niej zatytułowany Sunbreak. Okazał on się dobrą okazją do powrotu do tej produkcji, choć sam powrót był trudniejszy niż się spodziewałem i „rozruszanie się” zajęło mi dobrych kilkadziesiąt minut.  Sunbreak stawia na osobną historię, choć mamy do czynienia z zabiegiem podobnym do tego z podstawowej wersji. Cała opowieść ma znaczenie marginalne: ot, potwory ponownie wariują z nieznanego powodu, a w tle majaczy potężne, wyjątkowo niebezpieczne zagrożenie i ktoś musi się tym zająć. Tym wyjątkowym wybrańcem jest oczywiście postać łowcy, którą wykreowaliśmy my – gracze. Tym razem rolę centralnej lokacji przejęło nowe miasteczko Elgado. W przeciwieństwie do posterunku Kamura, Elgado inspirowane jest średniowieczem. O ile otoczka wizualna i klimatyczna to kwestia gustu, o tyle nowy „hub” wydaje się nieco lepiej przemyślany i zaprojektowany od poprzedniego: mniej w nim pustych przestrzeni, które wymuszają bieganie tam i z powrotem, by dostać się do istotnych miejsc, choć to raczej drobnostka, a nie coś, co całkowicie zmieniałoby odbiór gry. Na Elgado nowe lokacje się nie kończą. Deweloperzy z Capcomu zadbali również o dwie nowe miejscówki, które stały się areną łowów. Dżungla to dość niewielki i stosunkowo prosty teren, Cytadela zaś jest jej zupełną odwrotnością – to miejsce nie tylko spore, ale i bardzo zróżnicowane, w którym znajdziemy kilka różnych, pomniejszych „biomów”. Najważniejsze jest jednak to, że oba te regiony zwiedza się z przyjemnością, a eksploracja przynosi sporo frajdy, niezależnie od tego, czy akurat poruszacie się pieszo, na grzbiecie Kumpsa czy śmigacie na zawieszonych w powietrzu linach.  Główne założenia rozgrywki i mechaniki pozostały praktycznie całkowicie bez zmian. W dalszym ciągu podejmujemy się kolejnych zadań, w których jesteśmy wysyłani na polowania na potężne potwory, a pozyskane z nich materiały wykorzystujemy do tworzenia nowych broni i pancerzy. I nie ma w tym absolutnie nic złego, bo ten „gameplay loop” obecny jest w serii od samego jej początku i mimo upływu lat nadal sprawdza się fantastycznie. Starcia z tytułowymi monstrami są emocjonujące, a coraz lepsze wyposażenie motywuje do tego, by grać, grać i grać.  
fot. Capcom
Oczywiście w Sunbreak nie mogło zabraknąć nowych potworów i wariantów tych, które były obecne już wcześniej, co wiąże się z lepszymi materiałami i przedmiotami do wytworzenia. Dobra wiadomość jest taka, że nawet te monstra, które poddano „recyklingowi”, powracają w znacznie odświeżonych i zmodyfikowanych odsłonach. Twórcy nie podbili tylko ich statystyk, by sztucznie zwiększyć poziom trudności, ale zadbali o nowe ruchy i ataki, przez co nie ma się poczucia powtórki z rozrywki. Musicie jednak mieć na uwadze, że nowe maszkary przeznaczone są dla zaawansowanych graczy i by przejść do zawartości z rozszerzenia, najpierw trzeba poświęcić plus minus 50 godzin na uporanie się z pierwsza, fabularną kampanią. Ta na szczęście jest świetna i przez rok nie zdążyła się wcale zestarzeć, więc, o ile lubicie tego typu rozgrywkę, nie jest to coś do czego trzeba by się zmuszać. Capcom zdecydował się na porzucenie Furii, czyli jednej z największych nowości wprowadzonych w Monster Hunter Rise. Tryb, który łączył klasyczne polowania z zabawą rodem z tower defense, był na papierze czymś z potencjałem, ale na dłuższą metę okazał się niezwykle monotonny. Z jednej strony decyzja o wstrzymaniu jego rozwoju wydaje się w pełni zrozumiała, z drugiej natomiast szkoda, że nie próbowano jakoś tego odratować lub zastąpić innym, unikalnym trybem, który stanowiłby pewne urozmaicenie biegania za potworami. W Sunbreak dostajemy bowiem przede wszystkim jeszcze więcej tego, co w samym Rise.  Poza nowymi lokacjami, potworami i sprzętem mamy również dwa pomniejsze, subtelne dodatki. Gracze otrzymali możliwość zapisania dwóch zestawów umiejętności i płynnego przełączania się między nimi. Pozornie niewielka rzecz, ale otwiera nowe możliwości taktyczne i pozwala nieco więcej poeksperymentować w trakcie polowań. Do tego dochodzi również zestaw zadań dla jednego gracza, w których podążają za nami kompani sterowani przez sztuczną inteligencję. Co ciekawe, AI sprawdza się zaskakująco dobrze: wirtualni towarzysze nie tylko sprawnie atakują, ale też zastawiają pułapki, a nawet potrafią dosiadać potwory. Miłe zaskoczenie.
fot. Capcom
Czy warto sięgnąć po Monster Hunter Rise: Sunbreak? Jeżeli graliście w „podstawkę” i przypadła Wam ona do gustu do tego stopnia, że ukończyliście całą dostępną w niej zawartość i nadal odczuwacie niedosyt, to jak najbardziej! Capcom wprowadził sporo zawartości dla doświadczonych, wprawionych w boju łowców, więc z pewnością nie będziecie się tutaj nudzić i możecie nastawić się na nawet kilkadziesiąt godzin dodatkowej zabawy. Jeżeli jednak do tej pory odbijaliście się od cyklu MH i Rise również Was do siebie nie przekonało, to nie zrobi tego również Sunbreak. Nie jest to bowiem jedno z tych rozszerzeń, które zmienia całą formułę zabawy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj