Mikhaël Hers w swoim filmie Na zawsze razem (oryg. Amanda) przybliża nam bolesny i surowy obraz młodego mężczyzny i małej dziewczynki, którzy muszą odnaleźć się w rzeczywistości po stracie najbliższej osoby. I robi to z niezwykłym wyczuciem i wrażliwością.
Beztroskie jest życie 24-letniego Davida. W czasie pomiędzy podcinaniem miejskiej roślinności i opieką nad kilkoma kamienicznymi mieszkaniami, spędza czas z przyjaciółmi, spotyka się ze świeżo poznaną sąsiadką, Leną, czasem odbierze ze szkoły siedmioletnią siostrzenicę, Amandę. Mama Amandy, Sandrine, to zajęte pracą i macierzyństwem przeciwieństwo Davida, codzienne zgrzyty nie zaburzają jednak silnej więzi – ta trójka od lat ma tylko siebie, cała reszta jest jedynie dodatkiem.
Wkrótce Sandrine zostaje zamordowana podczas ataku terrorystycznego. W rozpaczy nie pogrąża się jednak świat, a nieliczne jednostki: życie nie zwalnia, pędzi do przodu. Nieprzygotowany na starcie z odpowiedzialnością rozbity David obawia się przygarnąć siostrzenicę pod swoje skrzydła. Rozważa powierzenie losów Amandy komu innemu.
Wspomniany atak jest tu pretekstem –
Na zawsze razem to skromna, kameralna opowieść. Nie o przyczynie i istocie tragicznego wydarzenia, a jego skutkach. O tym, jak wpłynęło ono na dwójkę najbliższych osób ofiary, podobnie wobec niego bezradnych i bezbronnych. Opowieść pozbawiona komentarza, przybliżania samego dramatycznego aktu terroru, którego zresztą nawet nie widzimy. Najważniejsza jest tu ta dwójka, istoty ludzkie, rozbite i przestraszone; nie ci, którzy odeszli, ale ci, którzy zostali. Nikt nie pyta: "dlaczego"?, ale: "co teraz"?
Niezwykłe, jak emocjonalny, a jednocześnie nienachalny i delikatny potrafi być
Hers w kreśleniu wędrówki przez traumę. Rozumie i czuje swoich bohaterów, znakomicie prowadzi aktorów, budując obraz naturalny i nadzwyczajnie szczery. Nie żeruje na emocjach, nie szantażuje – opowiada przekonująco i sprawia, że wierzymy w każde z ujęć i wypowiedzianych przez bohaterów słów. Nic nie jest tu wykalkulowane, nie wybrzmiewa ani jedna fałszywa nuta. Bezradność i zagubienie Davida i Amandy, choć wynikające z różnych przyczyn i ulokowane na innych poziomach, dzielą i łączą ich zarazem. David łamie się, a jednocześnie ma w sobie ogrom zrozumienia, choćby dla Leny, która swoją traumę zamierza przepracować z dala od niego (sama została ranna). Mała Amanda, będąc w wieku być może jeszcze nieświadomym, ale pojmującym wystarczająco wiele, by cierpieć, potrafi wydobyć z siebie zaskakującą siłę bezgranicznej dziecięcej empatii. Ogrom skrajności, przeplatających się śmiechu, płaczu, beztroski i utrapienia uwiarygadnia bohaterów, ich relacje i zachowania tak, że nie sposób podważyć choć jedną z reżyserskich decyzji, może poza pozbawionym fabularnego uzasadnienia wątkiem matki Davida.
Isaure Multrier jest bezkonkurencyjna: emocjonalny trzon
Na zawsze razem – dziecięca, delikatna, ale i rezolutna, nieprzejednana.
Vincent Lacoste znakomicie portretuje walkę szczerych chęci z niepewnością i strachem. Jako David jest naturalny, pełen młodzieńczej nieporadności, ale i wdzięku.
Na zawsze razem nie udziela odpowiedzi na pytanie: czy to Amanda potrzebuje Davida, czy David Amandy – nie musi. Dwoje bohaterów powoli odkrywa nie tyle potrzebę, co radość z bycia razem. Oboje musieli dorosnąć znacznie szybciej, niż by sobie tego życzyli – i w końcu oboje się z tym godzą. Pozbawieni złudzeń, ale pełni ciepła. Jeśli już opowiadać o ludziach, którzy potrzebują siebie nawzajem, by poradzić sobie ze stratą, to właśnie w taki sposób.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h