Początek 21. odcinka serialu The Vampire Diaries to bezpośrednia kontynuacja tego poprzedniego, gdzie Bonnie się budzi. Ta jakże szczęśliwa chwila bardzo szybko przeobraża się jednak w dramatyczną, gdy Enzo ląduje w kominku, a Caroline traci głowę (dosłownie). Ach, jak piękna to była scena. Jednakże twórcy w mgnieniu oka uzmysławiają nam, że będziemy musieli obejść się smakiem, ponieważ to wszystko działo się tylko w głowie panny Bennett. Wielka szkoda, bo chyba każdy byłby w stanie poświęcić jedną z lepszych postaci, jaką jest Enzo, na rzecz śmierci irytującej Caroline. Po raz kolejny odcinek skupia się na ratowaniu życia Bonnie, co może już odrobinę nużyć, aczkolwiek dzięki temu dostajemy ciekawe zagrania ze strony scenarzystów. Wizje rozgrywające się w głowie czarownicy i jej walka z nowo narzuconą naturą wypadają przyzwoicie i ogląda się je z przyjemnością. Ponownie to Damon jest „księciem”, któremu udaje się wybudzić „królewnę”. Widocznie twórcy nie mają świeżych pomysłów na zapełnienie czasu ekranowego przed finałem, więc stale sięgają po te same zagrania. Dzięki zaistniałej sytuacji mogliśmy oglądać Kat Graham w zupełnie nowej odsłonie. Jej postać ze spokojnej i opanowanej czarownicy zmieniła się w pełną nienawiści do wampirów i żądzy zabijania łowczynię. Wychodzi to bardzo ciekawie i przekonująco. Taka Bonnie wypada znacznie ciekawiej niż jej poprzednie wcielenie. Tutaj pojawia się jednak dość dziwna konsekwencja przejęcia przez nią życia Rayny. Zważywszy na to, iż pani Bennett nie umarła, to czy nagle straciła swoje moce czarownicy po staniu się łowczynią, czy po prostu stwierdziła, że ich nie potrzebuje? Jest to dziwne i warto byłoby to wyjaśnić. No url Największą bolączką tego odcinka jest jednak Stefan i Caroline. Twórcy jakby zapomnieli nagle, jakie stanowisko w tej sytuacji zajmowała młoda wampirzyca. Stawiają ją obok jej dawnego ukochanego, który porzucił ją na trzy lata, by ta od razu mu wybaczyła po zwykłym „przepraszam”. Teraz, gdy ona znajduje się w takiej samej sytuacji jak on kilka lat temu, nic nie stoi na przeszkodzie, by całkowicie zapomnieć o tym, co wydarzyło się wcześniej, i zabrać tę dwójkę w daleką podróż, podczas której bez przeszkód będą mogli do siebie wrócić. Jest to bardzo mocno naciągane, zrobione na skróty, strasznie irytuje i razi brakiem pomysłu. Po raz kolejny scenarzyści udowadniają, że gdyby odstawić na bok wątki obyczajowe, Pamiętniki wampirów byłyby o klasę lepszym serialem. Miejmy tylko nadzieję, że w finale nie będzie miejsca na ten nieciekawy wątek. Konsekwentnie przez siedem sezonów przy życiu utrzymuje się również Matt. Jego rola we wcześniejszych seriach była jeszcze w miarę logiczna, mimo iż postać nie wnosiła nic do serialu i była mało ciekawa. Oczywiście jest on reprezentantem rasy ludzi wśród bohaterów, ale z drugiej strony mamy również Alarica, który też jest człowiekiem, a jednak znacznie ciekawszą postacią. W Requiem for a Dream dostajemy kolejne potwierdzenie, że szeryf Donovan jest całkowicie niepotrzebny w serialu. Twórcy nie mają ciekawego pomysłu, jak wplątać go w główne wydarzenia, jednak nadal nie zdecydowali się na jego uśmiercenie. W ostatniej scenie nawiązano w końcu do otwartego skarbca w piwnicy Armory, bo wydawać by się mogło, że tyle szumu było o nic. Jak można było przypuszczać, to tajemnicza i złowieszcza istota uwięziona w posiadłości będzie przeciwnikiem naszych bohaterów w przyszłym sezonie. Drzemie w tym duży potencjał i może z tego wyjść naprawdę ciekawa historia. The Vampire Diaries w przedostatnim odcinku siódmego sezonu serwują sporą dawkę akcji przeplecioną ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi, które jednak nadal trapione są złymi decyzjami i rozwiązaniami. Oby w finale zabrakło czasu na potknięcia i wystarczyło go tylko na maksymalną dawkę akcji z ciekawą historią.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj