Jeśli kiedyś powstanie jakaś książka analizująca filmowe porażki, które wynikają z przekombinowania i przecwaniakowania filmowych twórców, na pewno znajdzie się w niej rozdział o filmie "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii".
"
Pan" to nie tylko kolejny dowód, że polski język jest bardzo rozwlekły i trzeba w nim mnóstwo słów, by oddać jeden krótki angielski wyraz (tytuł oryginalny tego filmu to „Pan”). To oczywiście także jeszcze jedna wariacja na nieśmiertelną opowieść o Piotrusiu Panie. Dziesiątki twórców filmowych, komiksowych, książkowych próbują od dekad dopisać do tej opowieści coś z przodu, z tyłu, na boku. Powstają tak różne dzieła jak Disneyowski cykl filmów o Dzwoneczku i absolutnie nie dla dzieci seria komiksowa „Piotruś Pan” Loisela, ciekawie pokazująca, co działo się przed wydarzeniami opowiedzianymi wiele lat temu przez J.M. Barriego.
[video-browser playlist="726144" suggest=""]
Film, który właśnie wchodzi do kin, próbuje tego samego. Jego twórcy chcą pokazać nam, skąd wziął się Piotruś, jak wyglądały wcześniejsze przygody Haka, czy Nibylandia zawsze wyglądała tak, jak podczas ich słynnej walki. I pokazują. I mimo że bardzo się starają, za grosz nie ma w tym magii, jakiej byśmy oczekiwali. Co z tego, że krokodyl jest potężny, a syreny mają twarze Cary Delevigne? Liczba bezsensów, dziur fabularnych, efektów specjalnych, które nie służą niczemu, powoduje, że z trudem można wysiedzieć do końca filmu. Jedyne, co nas powstrzymuje przed wyjściem, to ciekawość puenty, bo przecież scenarzyści tak tu namieszali, że trudno będzie to wszystko naprostować i dojść do sytuacji z początku fabuły „Piotrusia Pana”. Niestety i tu czeka nas zawód, bo okazuje się, że byli tak pewni siebie i sukcesu własnego dzieła, że z góry zaplanowali go jako cały cykl, więc to, na co czekamy, może miało być w kolejnym albo w jeszcze następnym. Ale nie będzie, bo film ten w amerykańskich kinach poniósł w pełni zasłużoną porażkę i nie ma mowy o kontynuacji.
Szkoda w tym wszystkich Hugh Jackmana, który zamiast grać absurdalną postać pirata Czarnobrodego, mógł w tym czasie wystąpić w jakimś lepszym filmie. Szkoda oczywiście mitu Piotrusia Pana, ale tu na szczęście sprawa jest chwilowa. Za kilka lat o tym filmie nikt już nie będzie pamiętać, a legenda wiecznego chłopca dalej będzie nam towarzyszyć. I może doczeka się kolejnego dobrego filmu albo chociaż komiksu.
PS. Jedyny pozytyw tej produkcji to to, że wreszcie pokazano na ekranie, jak w czasie wojny Kościół kolaborował z piratami. I to latającymi! Zawsze to podejrzewałem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h