Film Powidoki prezentuje osadzoną w latach 50. ubiegłego wieku w Łodzi historię Władysława Strzemińskiego. Poznajemy postać artysty, malarza i wykładowcy na łódzkiej uczelni, który musi zmagać się z nową rzeczywistością PRL. Sam niegdyś wierzył w rewolucję, ale po tym, jak stracił rękę i nogę w wojnie, stracił również wiarę i zajął się malarstwem oraz nauczaniem. Wajda opowiada tę historię w sposób prosty, oczywisty i trochę idealizuje postać Strzemińskiego. Z jednej strony wydaje się, że za bardzo akcentuje jego niezłomność i bunt przeciwko komunistom, którzy wchodzą z butami w kulturę, ale z drugiej czuć w tym pewnego rodzaju hołd dla tego człowieka. Reżyser podziwia to, jak malarz za wszelką cenę nie ugiął się pod wszelkimi naciskami, pozwalając stopniowo gnieść się ustrojowi, dla którego nie był jednym z najważniejszych artystów XX wieku, ale kimś, kto zwyczajnie przeszkadza. Reżyserowi udaje się klarownie opowiedzieć historię, która stanowi zaledwie wycinek z życia Strzemińskiego, dlatego też nie jest to tradycyjny film biograficzny, w którym możemy dokładnie poznać tę postać i dowiedzieć, się, dlaczego warto było stworzyć o niej tę fabułę. Wajda potępia też ustrój komunistyczny, pokazując go jako bezmyślny twór, który zniszczy wszystko dobre, co stanie mu drodze. W pewnym sensie jasno przekazuje uniwersalną prawdę: polityka nigdy nie powinna mieć wpływu na kulturę, bo może skończyć się to źle. Najjaśniejszym punktem Powidoków jest Bogusław Linda w tytułowej roli. Znów przypomina o tym, że nie jest tylko największym twardzielem polskiego kina, ale też dobrym, utalentowanym aktorem, który potrafi tworzyć subtelne, emocjonalne kreacje. Jego rola nie jest oparta na aktorskich fajerwerkach czy nadekspresji. Spokojna, wyważona, a kiedy trzeba - odpowiednio emocjonalna i charyzmatyczna, a jednocześnie wiele wymagająca od aktora z uwagi na fakt, że gra on kalekę. Linda sprostał wyzwaniu, dając z siebie bardzo dużo. Realizacyjnie jest to naprawdę dopracowany film. Zdjęcia Pawła Edelmana wspaniale pokazują piękno Łodzi, a iluzja budowy realizmu danej epoki jest całkowicie zachowana. Można w to uwierzyć, dać się wciągnąć i wczuć. Problem pojawia się tak naprawdę na poziomie scenariusza, który jest daleki od idealnego. Poza Bogusławem Lindą brak tutaj wyrazistych i ciekawych postaci. Obserwujemy wręcz jednowymiarowych bohaterów, których odtwórcy nie korzystają z pełni aktorskiego potencjału, a przecież obok Lindy mamy tu wielu młodych i utalentowanych polskich aktorów z Zofią Wichłacz na czele. Szkoda, że scenariusz nie pozwala im rozwinąć skrzydeł. Nawet sympatyczna Bronisława Zamachowska (córka Zbigniewa), która debiutuje tą rolą, niewiele ma do zagrania. To wszystko tyczy się też czarnych charakterów, którzy są stereotypowymi komunistami nieoferującymi nic ponad to. Nie oczekiwałem tworzenia dobrych komunistów ani nic z tych rzeczy, dobrze byłoby jednak, gdyby scenariusz zawierał po prostu postacie z krwi i kości. Problem tyczy się też dialogów, które czasem brzmią sztucznie i mało prawdziwie. Powidoki to pomimo scenariuszowego niedopracowania naprawdę dobry film. Andrzej Wajda nadrabia tutaj wiele mankamentów realizacją i prostym sposobem opowiadania historii. Składa hołd artyście, który nie ugiął się pod naciskiem władzy i zapłacił za to wielką cenę. Zrobił coś, na co wielu w tamtych czasach nie miało odwagi. Recenzja została pierwotnie opublikowana 23 września 2016 roku po Festiwalu w Gdyni
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj