Dobra passa udanych odcinków Preacher skończyła się, ale niezmiennie epizod serialu otworzyły sceny, które znowu wykazywały się oryginalnością. Tym razem powrócił na ekran dawno niewidziany Hitler, który zaszył się w restauracji serwującej kanapki, aby obmyślać plan zbudowania nowej Rzeszy w USA. Chyba każdy przeczuwał, że w końcu przyjdzie moment, gdy zobaczymy niemieckiego dyktatora charyzmatycznie przemawiającego do słuchaczy. Noah Taylor nawet wykazał się znajomością języka niemieckiego, co rzeczywiście dodało jego płomiennej przemowie charakteru, jakbyśmy widzieli prawdziwego Hitlera. Ale poza tą całkiem imponującą sceną, niewiele się tu interesującego wydarzyło. Nawet pojawienie się Świętego od Morderców nie robiło takiego przytłaczającego wrażenia jak zwykle. Wydaje się, że nie do końca wykorzystano potencjał tego spotkania, a twórcy nie pokusili się o wymyślenie czegoś bardziej dziwacznego lub zabawnego. Można odczuwać lekkie rozczarowanie, ale chociaż było ciekawie. Podobnie rzecz się miała w Angelville, do którego wybrał się Herr Starr, aby odzyskać swojego wymarzonego Mesjasza. To spotkanie również nieco zawiodło, bo jednak to zderzenie dwóch osobliwych i nieco groteskowych postaci nie iskrzyło, ani nie trzymało w napięciu. Ale trzeba przyznać, że mimo wszystko ta konfrontacja miała swój klimat, głównie dzięki upiornej babci L’Angell. Cieszy również to, że twórcy jednak zdecydowali się zmieniać Starrowi nakrycia głowy, który w nowej czapeczce wyglądał przezabawnie. A do tego nawiązują tym do podobnego motywu z komiksu. Natomiast wzajemna niechęć i słowne dogryzanie między Tulip i Featherstone niestety kuleje pod względem komediowym, choć widać, że aktorki się starają nadać tym sprzeczkom wyrazu. Konkretniejsze żarty śmieszyłyby bardziej niż forsowanie na siłę i rozwlekanie ich napiętych relacji. W poprzednich odcinkach wątek Cassidy’ego prezentował się interesująco, ale teraz jego historia potoczyła się w bardzo dziwnym kierunku. O ile wyidealizowana wizja wysyłania w świat wampirów rozśmieszała, bo brzmiało to zbyt pięknie, aby było prawdziwe. Romans Cassa z Eccariusem to bardzo słaby pomysł, który poziomem sięga wybujałej wyobraźni jakiejś nastolatki. Oczywiście pewnie odezwą się głosy, że zróżnicowanie pod względem orientacji seksualnej jest bardzo ważnym aspektem w amerykańskich serialach, a do tego Preacher to i tak dość perwersyjna produkcja. Ale czy trzeba było ten wątek rozwinąć w tak kiepskim, przerysowanym i kiczowatym stylu? Szkoda też, że grupa uderzeniowa złożona z księży i zakonnicy została tak szybko rozbita przez naszych dwóch wampirów, bo mocno urozmaicili ten wątek. Przynajmniej uwodzicielski Eccarius pokazał swoją prawdziwą twarz krwiożerczego potwora, co mogło zaskoczyć widzów. Jego drugie, bardziej przerażające oblicze może jeszcze namieszać w historii Cassa. Najnowszy odcinek Preacher nie porwał, ale za to przygotował grunt pod wydarzenia w kolejnych epizodach. Duet Tulip i Featherstone pewnie nie bez problemów zdobędzie dusze dla babci L’Angell, która dowiedziała się o Genesis. Z kolei Jesse staje oko w oko z samym Wszechojcem, co zapowiada się ekscytująco. Miejmy nadzieję, że ten bieżący nudny odcinek to tylko chwilowy spadek formy, a za tydzień Preacher odzyska blask i dostarczy znowu trochę zwariowanej rozrywki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj