Bez wątpienia to ostatnia scena w najnowszym odcinku była najważniejsza, ale skupić się tylko na niej byłoby, krótko mówiąc, sporym przeoczeniem, bowiem przez ostatnie 45 minut działo się wiele ciekawych rzeczy. Twórcy nie zwalniają tempa, rozpoczynając akcję, tam gdzie zakończyli ostatnio. Mamy mały demonstracyjny pokaz umiejętności wojsk Marka, goniących Spartacusa, który pomimo naprawdę fantastycznych ujęć – operatorzy kamer już od kilku odcinków wykonują zaiste świetną pracę – razi efektami komputerowymi w postaci green screena. A pomyśleć, że było już tak pięknie, kiedy ten defekt był praktycznie niezauważalny. No cóż, nie da się niestety inaczej oddać tamtych czasów, jak tylko w ten sposób.
W obozie Spartacusa nastała chwila radości po ostatnich dramatycznych wydarzeniach i wyrwaniu się z objęć śmierci. Wszystko zostało okraszone w tradycyjny sposób: zdobyciem miasta, pożywienia, strumieniami przelewanego wina oraz wszechobecnym seksem. Jednak najciekawsze wydarzenia nie dzieją się wśród świętujących rebeliantów, ale u dotąd skłóconych przywódców. Rozmowa Spartacusa z Krikssosem w namiocie, to jedna z najlepiej napisanych scen, tak pod względem dialogowym, jak i fabularnym. Nie dość, że dokonuje się, można by rzec legendarne pojednanie zwaśnionych od dawna braci, mistrzów Kapui, to w dodatku monolog wygłaszany przez niezwyciężonego gala, przy jakże trafnie dopasowanej ścieżce dźwiękowej robi naprawdę niesamowite wrażenie. Przemówienie to jest dużo lepsze od wszystkich tych z poprzedniego sezonu w wykonaniu Spartacusa. Swoją drogą kompozytor i dźwiękowcy już od dłuższego czasu spisują się co najmniej bardzo dobrze, nie tylko serwując przyjemne dla ucha utwory instrumentalne, ale na dodatek idealnie ilustrujące rozgrywające się na ekranie wydarzenia.
[image-browser playlist="592958" suggest=""]
©2013 STARZ Entertainment, LLC
Niemniej ciekawie jest po drugiej stronie frontu. Mark Krasuss to wróg wydawałoby się doskonały, choć ostatnio ten jego nieskazitelny wizerunek zaczyna tracić na wiarygodności, po niespodziewanej, acz nic nie znaczącej ucieczce najwierniejszej niewolnicy. Traci opanowanie, zbacza z obranych kursów – oby jednak nie na długo, gdyż mogłoby być to niebezpiecznie dla tej, jakże ciekawej, konfrontacji, którą mamy przyjemność oglądać od początku sezonu. A za plecami wielkiego imperatora inni już zacierają ręce na przyszłe laury. Mam tu na myśli oczywiście Tyberiusza oraz Cezara, którzy niestrudzenie walczą ze sobą, chcąc być jeden lepszy od drugiego. Co mnie jednak najbardziej cieszy, wynik starcia tych dwóch charakterów wciąż jest nieznany. Jeszcze wczoraj byłem zażenowany postawą syna senatora, a dziś widzę, że wrócił do formy i jego zachowanie wraz z wykorzystaniem dostępnych atutów, budzi co najmniej szacunek, przy okazji doprowadzając do jakże zabawnej sytuacji. Kto bowiem się nie uśmiechnął, kiedy to rozwścieczony z bezsilności Cezar był brany przez Tyberiusza jak kobieta? Pomijając kuriozalność całej sytuacji i nieczyste zagranie młodziaka, naprawdę trudno było mi zachować powagę przy tej scenie. Nie wspominając już o późniejszych konsekwencjach, jakie zostały ukazane na polu bitwy. Jednakże po minie Cezara widać, że to jeszcze nie koniec - nie powiedział on ostatniego słowa. Ja natomiast już zacieram ręce z niecierpliwości, ciekawy wyniku następnej konfrontacji pomiędzy tymi bohaterami.
Jeśli już jednak mowa o zabawnych elementach podczas tego odcinka, moją uwagę zwrócił jeden aspekt, a właściwie dwa. Pomijając fakt, jak czyści są buntownicy po niektórych walkach, co samo w sobie budzi lekkie zażenowanie, tak już fryzura Agrona to z pewnością efekt jakiegoś niesamowicie trwałego żelu do włosów z tamtych czasów. A może jednak stawia je na cukier?
[image-browser playlist="592959" suggest=""]
©2013 STARZ Entertainment, LLC
Najważniejsze wydarzenia fabularne w "Separate Path" miały miejsce na końcu odcinka. Po rozdzieleniu armii rebeliantów na dwie części i otrzymaniu błogosławieństwa od naczelnego wodza Spartacusa, dzielny Kriksoss, żądny krwi i zemsty, pomaszerował na Rzym. Muszę przyznać, że wyglądało to naprawdę obiecująco (no, może poza tym oszałamiającym green screenem, podczas przemowy Kriksossa) – kolejne zwycięstwa, ciekawie zilustrowane przy pomocy mapy, na której krew znaczy drogę, jaką przebyli wyzwoleni niewolnicy do Rzymu – zupełnie, jakby nic nie mogło stanąć na drodze niezwyciężonemu galowi i jego zwolennikom. Ostatnia bitwa wygrana w tempie wręcz ekspresowym, przed nimi tylko miasto, a tu nagle Krasuss i spółka wrócili, żeby pomóc matce Republice. Nieoczekiwane, ale jakże miłe wydarzenie musiało zakończyć się w jeden tylko możliwy sposób – zwycięstwo armii Marka i egzekucja przywódców buntowników (raczyłem wątpić, że to kiedykolwiek nastąpi). O ile Kriksossa potraktowano z należytym namaszczeniem, oddając mu praktycznie całą scenę – swoją drogą nastrojowo nakręconą, świetny pomysł z pokazaniem stracenia gala poprzez obraz w oku jego ukochanej – o tyle śmierć Agrona była za szybka i zbyt płytka, a przecież był to tak samo ważny bohater. Swoją drogą trochę bezsensowna, patrząc na to, że pozostawił swoją miłość z drugą połową rebeliantów.
Kolejny odcinek Spartacusa pokazał, że twórcy nie zwalniają tempa, dostarczając widzom intrygującej fabuły, wartkiej akcji oraz przełomowych wydarzeń, zakończonych coraz to ciekawszymi cliffhangerami. Wszystko to natomiast jest okraszone wyborną ścieżką dźwiękową i fenomenalną pracą kamery. Przyznać należy, że ogląda się to z wielką przyjemnością, bez trudu przymykając oko na pewne niedociągnięcia, z niecierpliwością oczekując kolejnego odcinka. Spartacus zdecydowanie wskoczył na wysokie obroty!
Ocena: 8/10