Star Trek: Picard utrzymuje znakomity poziom. Gwarantuje emocje i pokazuje rozwój bohaterów. Nie zabrakło też zaskoczeń w fabule.
W
Star Trek: Picard udaje się zbudować poczucie beznadziei i zagrożenia. Podświadomie wiemy, że tym bohaterom nic się nie stanie na tym etapie, ale czujemy, że przed Picardem i Rikerem postawiono wyzwanie, z którym muszą się zmierzyć. Dzięki temu wyczuwalne jest napięcie i pojawiają się emocje. Ten motyw został bardzo dobrze skonstruowany. Trudno o zawieszenie niewiary przy tak kultowych postaciach, ale twórcom udało się to idealnie.
Relacja Jeana-Luca z Jackiem wygląda dobrze, a emocjonalny fundament oparty na twiście to spore zaskoczenie. Początkowo można było zastanawiać się, po co była ta retrospekcja sprzed 5 lat, ale gdy dochodzi do kluczowego zwrotu akcji, to widz dostaje obuchem w głowę. Świetnie to skonstruowano, bo pokazano przyczyny braku relacji Jeana-Luca z synem – zgodnie z tym, kim Picard zawsze był. Jego odpowiedź, że nie potrzebował niczego poza Gwiezdną Flotą, brzmi górnolotnie, ale szczerze. A jednak widzimy, że tym danym momencie Jean-Luc przypomina sobie pewne zdarzenie. Wiemy, że to z własnej winy nie poznał syna wcześniej. I to jest emocjonalną bombą. Tego typu motyw dobrze skomplikował tę relację i nie pozwolił jej popaść w niepotrzebne stereotypy czy schematy. Dzięki temu staje się ona ciekawsza i ma duży potencjał rozwoju.
Vadic nie jest głównym czarnym charakterem tego sezonu. To jedna z większych niespodzianek, bo gdy widzimy, że ona tak naprawdę pracuje dla kogoś potężniejszego, cały 3. sezon
Picarda nabiera wyrazu i staje się o wiele ciekawszy. To, co pozornie wydawało się proste, jest czymś zupełnie innym. Pokazuje, że Terry Matalas i jego ekipa doskonale czują sposób opowiadanej historii i klimat
Star Treka. To intryguje, fascynuje i zadziwia. Nasza ciekawość została pobudzona pozornie prostym motywem. Dzięki temu chce się z wielką ochotą kontynuować tę przygodę.
W tym wszystkim mamy dziwaczną mieszankę wybuchową, która dla innych twórców może być wzorem tego, jak korzystać z nostalgii, ale jednocześnie oferować coś świeżego. W tym odcinku mamy kolejne detale, które działają wyśmienicie. Moment, gdy admirał Picard siada i mówi "engage", wywoła emocje u wielu fanów! Takich scen – gdy uczucia są budowane przy wykorzystaniu nostalgii – jest znacznie więcej. A jest to pokazywane tak rozsądnie, że trudno się nie wzruszyć. Terry Matalas w 3. sezonie udowadnia, że rozumie
Star Treka i wie, jak z jego pomocą trafić w serca fanów.
Twórcy doskonale manewrują między wątkami osobistymi a walką o przetrwanie. Wszystko prowadzone jest w dobrym tempie. Twórcy chcą wzbudzić nasze zainteresowanie i pokazać, że w jakimś stopniu to nadal jedynie czubek góry lodowej. Te omamy Jacka stojącego przy lustrze to doskonały dowód, że mamy do czynienia z czymś niezwykle interesującym i ciekawszym, niż można było sądzić. Na razie trudno nawet wywnioskować, o co chodzi. Co się dzieje z synem Picarda? Scenarzyści wiedzą, jak opowiadać historię. Nie ma tu scen, które nie miałyby głębszego znaczenia. Wszystko jest po coś. Stawka wydaje się rosnąć, więc serial
Star Trek: Picard to rozrywka na najlepszym poziomie. W pamięci zostanie rzut asteroidą – i nawet przeciętny wątek sabotażysty tego nie zmieni!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h