The End of The Beginning jest odcinkiem jak najbardziej poprawnym, choć po ostatnich kilku dość mocnych wątkach może wydać się za spokojny. Jednak kilka chwil później, z łatwością można odkryć, że serial niby mimochodem, niby nie aż tak wprost, poruszył kilka naprawdę godnych uwagi tematów. Wyszło raz lepiej, raz gorzej, ale na pewno ciekawie. Jak zwykle poprzez swoich bohaterów serial akcentuje kilka współczesnych problemów społeczeństwa. W tym odcinku padło na cyfryzację i trudności, jakie z tym się wiążą dla prasy. Magazyn Scarlet stanął przed groźbą zwolnień, które mogły dosięgnąć mniej popularne dziedziny,  takie jak np. polityka, w której specjalizuje się Jane. Mimo że jej artykuły cieszyły się uznaniem wśród skromnego, ale głośnego grona odbiorców, to jednak w tej branży liczą się cyferki. A te przemawiały na niekorzyść Jane. Stanęła przed wyborem: pisać ambitnie czy pisać pod klikalność. Jane reprezentuje zatem dylemat młodego dziennikarza, który dopiero buduje swoją markę i powinien bardzo uważać na jakość swoich artykułów. I o ile Scarlet wydaje się być dla niej życiową szansą, to być może nie jest jedyną możliwością dla Jane. Zwłaszcza że na celowniku pojawia się inny, bardziej specjalistyczny magazyn Inside, który zaczyna walkę o umiejętności dziennikarskie Jane. Trzeba przyznać, że ten wątek nie jest odkrywczy, ale budowanie konfliktu dla jej postaci wyszło bardzo zgrabnie i jest przyjemne w odbiorze. Trochę ociera się ograne już wielokrotnie schematy, nie czepiałbym się jednak tego aż tak drobiazgowo. Jane stoi na progu swojej kariery i musi podjąć kilka naprawdę kluczowych decyzji. Jest to o tyle interesujące, ponieważ Scarlet jest spełnieniem jej dotychczasowych marzeń. Dylemat, czy być wiernym Scarlet, czy może lepiej bez sentymentów podążać własną ścieżką, stanowi dobre tło, by pokazać, jakie wartości stoją za Jane. Osobiście lubię tego rodzaju niuanse, ponieważ dodają naprawdę charakterystycznego kolorytu do bohaterów i to właśnie m.in. dlatego jesteśmy w stanie się z nimi utożsamiać. Co zdecyduje Jane? Na to trzeba jeszcze chwilę poczekać. W podobnej sytuacji (zagrożenia utratą pracy) znajduje się Sutton, która przecież dopiero raczkuje zawodowo w świecie mody. I mimo że niewątpliwie ma do niej smykałkę, to musi przebić się przez mur hierarchii i zakłamania. Sutton pomogła w przygotowaniu sesji zdjęciowej, co wiązało się z zabawą w tworzenie chwytliwych i wysmakowanych kolekcji strojów dla modelek. Sęk w tym, że jej chwilowa szefowa okazuje się być totalnym chaosem, który nie radzi sobie z presją czasu, stresem i odpowiedzialnością. Jak na pozytywną bajeczkę o spełnianiu marzeń przystało, Sutton bez większych problemów radzi sobie z organizacją, komponując zachwycającą sesję zdjęciową. Jak również w takich bajkach bywa, całe uznanie za wysiłek kradnie jej nieogarnięta, szefowa. Ot, taka historia jakich znamy wiele. Nasz Sutton - Kopciuszek ma jednak szczęście, ponieważ Jaqueline dowiaduje się prawdy i docenia jej starania. Przyznam szczerze, że pod tym względem czuję się odrobinę rozczarowana serialem, bo poszedł na totalną łatwiznę. Jestem już rozpieszczona niebanalnym podejściem twórców do prostych zagrywek, więc kiedy dostaje przewidywalne zakończenie wątku, czuję się delikatnie oszukana. The Bold Type postawił wysoko poprzeczkę i okazuje się teraz, że nie wszystkie bohaterki potrafią ją z wdziękiem przeskoczyć. Na koniec została Kat, która od samego początku była najbezpieczniejsza pod względem swojej pracy. Jej dział radzi sobie bardzo dobrze, a ona jako dyrektor, choć nadzwyczaj krnąbrny, spełnia się doskonale w swoich zadaniach. Dzięki temu Kat jako jedna z nielicznych w Scarlet wiedziała, jak wielką wojnę prowadzi Jaqueline o utrzymanie magazynu i ludzi, którzy go tworzą. Nie jest to jednak łatwa widza, a postać Kat w bardzo udany sposób odzwierciedliła zmaganie się z ciężarem tych wiadomości. Przyjaźń pomiędzy dziewczynami została wystawiona na swoistego rodzaju próbę. I chwała za to scenarzystom, wyszły z tego obronną ręką. Bez fochów, większych płaczów, ale za to z argumentami i ciekawymi emocjami. Powtórzę się zapewne po raz kolejny, ale serial posiada nad wyraz mądre podejście do kobiecej przyjaźni. Zrezygnowano z typowego, młodzieżowego kocham/nienawidzę/kocham na rzecz silnej i mocnej relacji. Jeśli miałabym wybrać jedną rzecz, która charakteryzuje serial najlepiej, to byłby to właśnie przyjaźń. Największym minusem, jakim rzucił mi się w oczy podczas oglądania tego epizodu, jest wątek grupowej randki. To nie jest tak, że był on bez sensu czy wyszedł jakoś specjalnie nudno. Bez większych problemów da się zrozumieć, że jest to droga, którą miała przejść Kat, by odkryć swoje uczucia do Adeny. Rzecz w tym, że i bez tej randki można byłoby osiągnąć ten sam efekt. Serial wielokrotnie stawiał na kobiecy punkt widzenia, a swoje postaci popychał w kierunku zdrowych związków i mądrych decyzji. Tym razem jednak pokazał, że młode bohaterki zawsze muszą mieć kogoś do randkowania, bo bez tego… no właśnie. Są niepełne? Wadliwe? Każda z bohaterek rozstała się ze swoim partnerem nie tak dawno temu i zamiast pozwolić im cieszyć się stanem wolnym, albo wręcz przeciwnie - rozpaczać - to popchnięto je w przypadkowe męskie ramiona. Nie pasuje mi to do konwencji serialu. O wiele więcej do opowiedzenia na temat bohaterek miałby zwykły wypad na babski wieczór do knajpy niż nieudane randkowanie z facetami z internetu. Tragedii nie ma, ale niesmak pozostaje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj