Główną bohaterką serialu Trese  jest Alexandra Trese, która w towarzystwie pary bliźniaków ściga zło. Młoda kobieta obdarzona jest nadprzyrodzonymi mocami, które wykorzystuje w czasie nocnych polowań na mityczne kreatury. Możemy powiedzieć, że Trese jest czymś w rodzaju kobiety-maga. Swoje magiczne zdolności odziedziczyła po rodzicach. Jej ojciec był bowiem dość istotną personą, która miała połączyć świat ludzki ze światem nadprzyrodzonym. Sam pakt utrzymujący spokój pomiędzy rasami był dość kruchy, więc jak łatwo się domyślić, w końcu musiały wyniknąć z tego jakieś problemy. W pierwszym sezonie twórcy bardzo powoli odsłaniają karty. Historię Alexandry i jej rodziny poznajemy bardzo, bardzo stopniowo. Wydaje mi się, że jest to dobre zagranie, bo kiedy nasza ciekawość rośnie coraz bardziej, finałowa porcja wiedzy może być dość mocnym zaskoczeniem. Oczywiście twórcy zostawili co nieco na drugi sezon i aby poznać wszystkie wydarzenia, które ukształtowały Alexandrę, będziemy musieli nieco poczekać (ja będę czekać z niecierpliwością). Trese może wydawać się nieco chłodną i trudną do lubienia bohaterką, jednak im bardziej poznajemy jej historię, to tym bardziej rozumiemy, dlaczego niektóre rzeczy są takie, a nie inne. Na zachowanie Alexandry wpływa również fakt, że jest ona kobietą pośród mężczyzn. Podczas współpracy z lokalną policją są momenty, w których musi zaznaczyć, że jest potrzebna. Myślę, że fakt, iż głównym magiem w serialu jest kobieta, w pozytywny sposób wpływa na rozwój fabuły. Obstawiam, że jeśli zamiast Alexandry mielibyśmy Alexandra, to produkcja nie robiłaby takiego wrażenia. Mamy masę seriali z policjantami i detektywami. Ale serial kryminalny z hardą kobietą w roli głównej? Takich dzieł jest nieporównywalnie mniej. Zupełnie inaczej odbieralibyśmy niektóre wydarzenia, gdyby Trese była mężczyzną. Przy kobiecej postaci bardziej widać to, jak zahartowało ją życie, jak ugasiła swoje emocje i jak poradziła sobie w dzieciństwie, gdy przestała być jedyną „córeczką taty”. Zaskakujące było dla mnie to, w jakim kierunku szły sprawy kryminalne rozwiązywane przez Alexandrę. Początkowo przypuszczałam, że będziemy mieć do czynienia ze standardowymi akcjami jak morderstwa czy napaści. Do głowy mi nie przyszło, że w anime poruszone zostaną takie kwestie jak np. niechciane macierzyństwo, dzieciobójstwo czy nadużycia policji wobec cywili. A jednak twórcy nie boją się trudnych tematów i wplatają je pomiędzy walki z potworami. Jest to spójne i trzyma się fabuły, ale mimo wszystko poruszenie takich tematów było dość odważnym posunięciem. Sama fabuła serialu nie jest wybitnie zaskakująca, czasami łatwo jest zgadnąć, co wydarzy się za moment. Pomimo kilku mankamentów fabularnych uważam, że jest to napisane całkiem z pomysłem. Historia angażuje i wciąga. Nigdy nie wiadomo, z jakimi jeszcze stworzeniami przyjdzie się zmierzyć głównej bohaterce i jakich zaklęć użyje, aby uratować miasto i niewinnych ludzi. Podczas seansu filipiński folklor wylewa się z ekranu. Podążając za Trese poznajemy krasnoludy, tikbalanga, rasę aswangów i wiele, wiele innych istot pozaziemskich. Jest to zdecydowanie najmocniejszy punkt całej produkcji. Wachlarz tych niezwykłych istot jest naprawdę imponujący, a ponieważ mi osobiście foklor pochodzący z tej części świata był całkowicie obcy, to z ogromna przyjemnością zagłębiłam się w ten nowy, obcy, ale i fascynujący świat. Świetna była również magia, którą wykorzystywała Trese. Zaklęcia rzucane tu były w zupełnie inny sposób niż ten, który znamy z popkultury. Na ziemi rysuje się magiczne kręgi, szepce filipińskie słowa i czaruje obraz zbrodniarza na chuście. Towarzysze i losowe osoby, które Alexandra spotyka na swojej drodze, również są niezwykle ciekawe. Każdy z nich ma swoją historię i choć nie zawsze poznajemy jej dużą część, to wiemy, że w każdej z tych postaci kryje się coś więcej. Trudna przeszłość, ukryte pragnienia, nieznane nikomu oblicze… Niezwykły klimat budują również lokacje. Podobno mieszkańcy Filipin bez problemu połączą miejsca pokazane w anime z tymi, które znają w swoim otoczeniu. Jak widać, twórcom bardzo zależało na tym, aby oddać chwałę Filipinom. Największy problem mam ze stroną techniczną. Sama animacja wygląda dobrze, jednak nie opuszcza mnie przekonanie, że jest ona dosyć „sztywna”. Wydaje mi się, że zwłaszcza w scenach walki, postaciom brakuje pewnego rodzaju płynności ruchu. Drugą kwestią jest dźwięk. Serial w oryginale dubbingowany jest po angielsku. Głosem Alexandry w wersji angielskiej jest Shay Mitchell. Ta wersja językowa zakłada jednak, że zaklęcia wypowiadane będą w języku ojczystym i tutaj pojawia się głos Lizy Soberano, która dubbinguje główną bohaterkę w wersji filipińskiej. W bonusie, jak na anime przystało, Netflix oferuje nam jeszcze japońską wersję językową. I z tym, ku mojemu zaskoczeniu, miałam ogromny problem, bo nie wiedziałam, w jakiej wersji powinnam oglądać. Wersja angielskie zupełnie nie przypadła mi do gustu, bo bardzo raziło mnie połączenie kreski anime z angielskim dubbingiem, gdyż przyzwyczajona byłam do oglądania anime po japońsku. Do tego wstawki filipińskie w dziwny sposób wybijały mnie z rytmu, jakoś nie mogłam połączyć tych dwóch języków ze sobą. Język japoński, choć do kreski pasował w sam raz i było to dla mnie coś znanego, gryzł się z historią, która aż krzyczy „FILIPINY!!!”. W animacji od razu widać, że bohaterowie pochodzą z tamtej części świata i japoński nijak tu nie pasował. Finalnie polubiłam się z wersją filipińską. Na początku trochę trudno było mi się skupić na angielskich napisach, bo jednocześnie słuchałam języka filipińskiego, z którym nie miałam wcześniej do czynienia. Po kilku podejściach w końcu przestawiłam napisy na język polski (a zazwyczaj korzystam tylko z angielskich) i z przyjemnością oddałam się w objęcia głosu Lizy Soberano, która zaczarowała mnie od początku do końca. Jeśli przymierzacie się do obejrzenia Trese to zdecydowanie polecam oglądać po filipińsku, bo jeszcze bardziej podkręca to całą atmosferę. Podsumowując Trese jest niezwykle ciekawą produkcją Netflixa, która pokazuje nam wszystkie dobrodziejstwa magicznego folkloru Filipin. Za historię o Alexandrze Trese odpowiadają Budjette Tan i Kajo Baltisimo – twórcy komiksowego pierwowzoru. Produkcją serialową zajął się Jay Oliva i choć komiksu nie czytałam, to wydaje mi się, że przeniesienie go na ekran wyszło mu bardzo dobrze. Nie jest to na pewno serial, który wywróci Wasze życie do góry nogami, jednak jest to solidna produkcja, która wyróżnia się przede wszystkich pochodzeniem. I tak, z całą świadomością gram tu najbardziej korzeniami kulturowymi, a nie scenariuszem. Zdecydowanie mityczność i folklor sprawiają, że całość wygląda dużo ciekawiej, niż gdyby akcja działa się w Stanach Zjednoczonych, a głównym bohaterem był policjant na motorze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj