Wiedźmin, wedle zapewnień samej showrunnerki, miał w 3 sezonie być bliższy książkowemu pierwowzorowi. I w porównaniu z 2 sezonem, gdzie twórcy mocno odjechali w świat własnych fantazji, można powiedzieć, że była to obietnica nie bez pokrycia. Tylko co z tego, skoro scenarzyści dalej nie potrafią sprawnie opierać się na tym co stworzył Andrzej Sapkowski? Wybierają jakieś fragmenty Czasu pogardy, które im pasują, ale i tak naginają je przy tym do własnej wizji. Pierwsza część trzeciego sezonu przygód Geralta z Rivii jest nudna, miałka i nie daje nadziei na jakąkolwiek poprawę w przyszłości. Musimy się niestety pogodzić z tym, że ten serial będzie co najwyżej przeciętny. A to i tak, jeśli zdarzy się jakiś cud. Akcja rozpoczyna się tułaczką Geralta, Yennefer i Ciri po kontynencie. Nasi bohaterowie ukrywają się przed ścigającym dziewczynkę magiem Riencem i jego świtą. Nigdzie nie mogą na dłużej zagrzać miejsca, ale wspólna droga bardzo ich do siebie zbliża. Zaczynają czuć się jak prawdziwa rodzina. I tu pojawia się pierwszy zgrzyt. Dostajemy bowiem zatroskaną, wręcz matczyną wersję Yennefer. Czarodziejka daje do zrozumienia, że spokojnie mogłaby porzucić dotychczasowe życie i zamieszkać w jakiej wiosce wraz z Geraltem, żeby wspólnie wychowywać Ciri. Jest to kompletne zaprzeczenie tego, co wiemy o tej bohaterce z książek Sapkowskiego. Oczywiście rozumiem, że tej postaci w oryginalnym dziele było dość mało, a scenarzystom zależało, aby była ona jedną z głównych postaci serialu. Jednak tworząc jej historię własnymi silami mogli zrobić to tak, żeby choć trochę była ona wierna oryginałowi w zachowaniu i charakterze. Jest to jeden z licznych przypadków, gdy scenarzyści prowadzeni przez Lauren Schmidt Hissrich kompletnie ignorują źródło i wychodzą w świat własnych fantazji. Z kolei, gdy coś biorą od Sapkowskiego, to robią to strasznie nieumiejętnie. Sama seria listów, które czarodziejka zostawia każdego dnia Wiedźminowi, jest podana bez jakiegokolwiek wytłumaczenia formy, przez co podejrzewam, że przeciętni widzowie nawet nie zrozumieją do czego ona się odwołuje. Zmarnowano też ogromny potencjał jaki drzemał w postaci Rience’a. Można było z niego zrobić obślizgłego i psychopatycznego osobnika na wzór Ramsay’a Boltona z Gry o Tron. Twórcy jednak mocno bagatelizują tego bohatera, wręcz spychając go na trzeci plan. Ich lekceważący stosunek do Rience’a widać już w pierwszym odcinku podczas starcia z Geraltem, które wypada kuriozalnie i kończy się… Złamaniem obu nadgarstków wielbiciela ognia. Scena jest tak dziwaczna, że aż przecierałem oczy ze zdumienia zastanawiając się, co tam się właśnie wydarzyło. Z przykrością stwierdzam, że ta postać mogła być spokojnie koniem pociągowym tego serialu, ale ostatecznie stała się jedynie karykaturą, o której widz będzie chciał szybko zapomnieć. Podobnie zresztą jest z całym wątkiem miłosnym pomiędzy Jaskrem a Radovidem. Rozumiem, że tego też w książkach Sapkowskiego nie było i twórcy chcieli jakoś tę lukę wypełnić. Ale czemu w aż tak dziwny sposób? Tworzenie wątku miłosnego pomiędzy tymi dwoma bohaterami jest totalnie bez sensu. Oczywiście, Jaskier jest bawidamkiem lubiącym realizować się w podbojach miłosnych. Czym większe wyzwanie, tym większa dla niego frajda. Udziału w orgii też by raczej nie odmówił, ale po co od razu robić z niego biseksualistę? Jest to niepotrzebna ingerencja w postać, która fanów netflixowemu Wiedźminowi raczej nie przysporzy. Prędzej doleje tylko oliwy do ognia wśród widzów, którzy mocno narzekają na przesyt politycznej poprawności w większości produkcji streamingowego giganta. Jakby tego było mało, podobnie jak w przypadku Yennefer, twórcy zaczynają zmieniać charakter Jaskra. Otóż, gdyby chciał on tylko uwieść Radovida, zdobyć jego serce i jak to ma w zwyczaju pójść dalej, to może bym tę zmianę jakoś zaakceptował. Ale scenarzyści prowadzą ten wątek tak, jakby Jaskier na stałe chciał się związać z następcą tronu Redanii. A to już kompletnie do niego nie pasuje. Nie twierdzę jednak, że w Wiedźminie nie ma kompletnie nic, czym można się zachwycać. Jest bowiem Henry Cavill, który fenomenalnie wypada w każdej scenie walki. Widać, że aktor przykładał ogromną uwagę do tego, żeby choreografia każdego starcia nie była do bólu powtarzalna. Mamy tu płynność i długie ujęcia bez wymuszonych cięć czy montażu. Cavillowi zależało, żeby przynajmniej to, na co ma wpływ, wyglądało jak najlepiej i trzeba przyznać, że mu się to udało. Aktor, przynajmniej pod tym względem, wysoko zawiesił poprzeczkę zastępującemu go w przyszłym sezonie bratu Thora, czyli Liamowi Hemsworthowi. Jeśli chodzi o efekty specjalne to mamy istną sinusoidę. Z jednej strony są świetnie wykonane potwory, z którymi Geralt musi się zmierzyć. Nie powiem, jest kilka którymi byłem wręcz zachwycony. Z drugiej jednak mamy tandetnie wyglądające portale czy kule ognia rodem z produkcji z lat 90. ubiegłego wieku. Można odnieść przez to wrażanie, że budżetu na te bardziej przyziemne efekty specjalne po prostu zabrakło.
Netflix
+30 więcej
Aktorsko bez większych zmian. Henry Cavill cały czas jest świetny jako Geralt z Rivii. Szkoda tylko, że scenarzyści kompletnie nie potrafią tego wykorzystać, a w samym 3 sezonie jest tego bohatera jakby mniej. Nie wiem czy to przez natłok innych wątków, czy fakt, że aktor w czasie kręcenia tej odsłony zaczął powątpiewać w sens bycia na planie. Anya Chalotra robi co może by wyciągnąć z postaci Yennefer ile się da i idzie jej to całkiem nieźle na przekór temu, co rzucają w jej stronę scenarzyści. Problem mam z Joey’em Batey’em grającym Jaskra. Był on zawsze, obok Henry’ego, najjaśniejszym punktem tego serialu. Jednak poprzez zabiegi scenarzystów w trzecim sezonie jakby zgasł. Odebrano mu trochę komediowego sznytu. Wątek miłosny jaki mu wymyślono jest też trochę wbrew naturze tej postaci przez co czuć pewną sztuczność. Najsłabiej z całej obsady wypada Freya Allan, która z małej dziewczynki na naszych oczach przerodziła się w dorosłą kobietę. Aktorka jakby cały czas szukała odpowiedniego sposobu na zagrani Ciri. Jej bohaterka z sezonu na sezon zyskuje większe umiejętności, a co za tym idzie większą pewność siebie. Jednak z gry aktorskiej Freyi jakoś to na razie nie wynika. Trzeci sezon Wiedźmina to pożegnanie Henry’ego Cavilla z postacią Geralta. Nie wiem jak będzie wyglądał ten serial bez niego, ale nie liczyłbym na jakąś wielką zmianę w jakości, która zbliżyłaby go do poziomu Rodu Smoka czy choćby Koła czasu. Trzeba chyba znacznie obniżyć poprzeczkę oczekiwań w stosunku do tego tytułu i pogodzić się z tym, że nie będzie to wielkie dzieło. Niech chociaż będzie w takim razie średnie. To chyba nie są duże wymagania?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj